Rozdział XLVI - flirciarze

1.4K 147 112
                                    

[A/N]  Pierwsza połowa tego rozdziału jest zainspirowana rysunkiem Pani Ani Współautorki, który macie w mediach. A druga połowa to taki mały rewanż dla innej sympatycznej pani ;))

2 kwietnia 2020r. 10:06

Ferenc Liszt szedł niespiesznym krokiem przez korytarz na pierwszym piętrze akademika, wciskając ręce do kieszeni dżinsów i pogwizdując cicho melodię utworu, nad którym pracował ostatnio na zajęciach ze swoim profesorem.

Znalazłszy się pod drzwiami do pokoju numer sto czterdzieści cztery, zapukał w nie energicznie, oczekując odpowiedzi.

Fryderyk otworzył mu niemal natychmiast. Powitał go przy tym szerokim uśmiechem i przelotnym pocałunkiem w policzek, a następnie zgarnął z krzesła swój niebieski plecak, sygnalizując mu tym samym, że jest gotowy do wyjścia.

- Gorąca czekolada przed próbą? - zapytał Ferenc, opierając się ramieniem o futrynę.

- Z przyjemnością. Ale ty stawiasz - Fryderyk uśmiechnął się do Liszta czarująco, wyminął go i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz.

Ferenc wywrócił oczami, uśmiechając się lekko i objął Frycka ramieniem. Razem ruszyli korytarzem w stronę schodów, prowadzących na parter.

***

Kawiarnia, do której chłopcy zamierzali się udać, znajdowała się zaledwie kilkanaście minut drogi pieszo od ich uczelni.

Właśnie z tego powodu była ona częstym miejscem spotkań dla wielu studentów akademii muzycznej. Ferenc i Fryderyk nie byli wyjątkiem, zwłaszcza, że od kilku tygodni w rzeczonej kawiarni na stanowisku baristy pracował Słowacki.

Wnętrze lokalu było jasne, pełne światła, utrzymane w staromodnym wystroju. Pokryte tapetą w beżowe pasy ściany, obwieszone były półkami z książkami i grami planszowymi. Na drewnianych stolikach, porozstawianych nieregularnie po całym pomieszczeniu stały wazoniki i doniczki z kwiatami oraz inne kolorowe drobiazgi, służące za prowizoryczne, proste ozdoby. Dodatkowo, gdzieniegdzie porozwieszane były dyskretne sznury białych lampeczek, które dodawały kawiarni jeszcze więcej uroku.

Lada, służąca do składania zamówień, znajdowała się po prawej stronie od drzwi. Otaczały ją półki, na których stały kubki i talerze, a także przeszklone witryny z ciastami i babeczkami. Wielka, ciemna, kredowa tablica, wisząca na ścianie, zawierała zapisane ręcznie menu. Sama lada udekorowana była kilkoma kolorowymi, przyjaznymi naklejkami o inkluzywności.

Juliusz Słowacki pasował tu idealnie, stojąc za ladą w swoich żółtych, okrągłych okularach i czarnej koszulce z napisem "karma is a bitch", którą przysłaniał czerwony służbowy fartuszek. Ciemne włosy zaczesane miał do tyłu, by nie przeszkadzały mu w pracy. Pochylał się nisko nad stojącą na ladzie filiżanką z kawą, w której rysował wzorki za pomocą spienionego mleka.

Pochłonięty swoim zajęciem, nawet nie zauważył wchodzących do kawiarni przyjaciół, dopiero gdy obaj znaleźli się tuż obok niego, podniósł głowę i zaskoczony przywitał się z nimi:

- Cześć, gołąbeczki! Co tu robicie?

Ferenc stanął tyłem przy blacie, oparł się o niego nonszalancko i odparł:

- Wpadliśmy tylko na chwilę przed próbą. Zrobisz nam dwie czekolady? - zapytał, kładąc przed Juliuszem dwa banknoty.

- Jasne, już się robi - Juliusz zasalutował żartobliwie. - Tylko skończę dekorować tę kawę.

Z powrotem zajął się rysowaniem wzorków za pomocą spienionego mleka, a po chwili, nie odrywając wzroku od swojej pracy, zapytał:

- Na jaką próbę idziecie?

Piu Lento Appassionato - Lisztin/Słowackiewicz modern AUWhere stories live. Discover now