26. Żniwa

221 31 2
                                    


Znaleźliśmy go szybko. Dużo łatwiej biegło się z przewodnikiem, nawet jeżeli musiałem grozić mu cały czas, że go zamorduję, jeśli mnie zdradzi albo nie zdążymy. Ale zdążyliśmy. W niedużej grocie na brudnym kocu spał jak zabity Dipper, który nawet nie zdawał sobie sprawy z panującego zagrożenia. Serce zabiło mi mocniej, gdy go zobaczyłem - jego głęboka, opatrzona rana na ręce zastanawiała mnie.

- Skrzywdziłeś go? - warknąłem do demona, z którym tu przybiegłem. Kaszlnął cicho w odpowiedzi.

- Ale opatrzyłem.

- Jeb się, kurwa. - sapnąłem i już bez chwili zwłoki chwyciłem uśpione ciało mojego kochanka na plecy. Nie ważył dużo. Hałasy na zewnątrz były coraz głośniejsze. Właściwie to paręnaście metrów dalej kroczyli już żołnierze, których musieliśmy teraz unikać jak w jakimś Pacmanie. Spojrzałem groźnie na faceta, z którym tu przyszedłem, a który był winien zostawienia tu Dippera.

- A teraz prowadzisz nas do wyjścia. Nie próbuj nawet żadnych sztuczek, bo cię, kurwa, zajebię. Rozumiesz? Jeśli nas wydasz, nie zdążysz zwiać, bo już będziesz martwy. - warknąłem szeptem, poprawiłem sobie Dippera na plecach i rozkazałem iść. Koleś był chyba bardzo strachliwy, bo wziął sobie do serca moje słowa i zaczęliśmy wymijać korytarzami kolejnych żołnierzy, którzy rozprzestrzenili się po lochach jak mrówki. Byli wszędzie. Czułem zapach potu i wściekłości z każdej strony i gdyby nie to, że szliśmy w ciemności, już by nas mieli. Wrogowie oświetlali sobie przejście pochodniami, dzięki czemu wiedzieliśmy, że się zbliżają, a wtedy mogliśmy skręcić w inną stronę. Szło nam całkiem nieźle, choć straszliwie się stresowałem, że nagle zza rogu wyjdzie Lucyfer. Żołnierzy się nie bałem, bo zabić takiego to pestka nawet i z człowiekiem na barana, ale napotkanie samego imperatora w stanie wkurwienia mogło być bardzo, bardzo ryzykowne. Nie poddałbym się bez walki, a więc pewnie zniszczylibyśmy doszczętnie te podziemne lochy (i wciąż mieć nadzieję na nieuszkodzenie swojego chłopaka? Wątpliwe. Wszyscy byśmy zginęli po takiej potyczce). Szliśmy, a moje obawy co do pierwszego się nagle ziściły. Dosłownie dwa metry przed nami zza następnego zakrętu wyszedł jeden z żołnierzy. Zaświecił na nas swoim prowizorycznym światłem, a gdy tylko ujrzał, że nie byliśmy z tego samego sortu co on, krzyknął ostrzegawczo do reszty.

- Kurwa - szepnąłem, spojrzałem na Dippera, a potem na towarzyszącego mi demona. - Trzymaj go - zarządziłem, zdjąłem z pleców śpiącego chłopaka i wcisnąłem go w ręce blondyna, a sam błyskawicznie podbiegłem do żołnierza. Nie miałem zamiaru długo bawić się w tę walkę, szczególnie że typ już wezwał wsparcie. Bez ogródek skręciłem mu kark, przekręcając głowę o sto osiemdziesiąt stopni. Chrupnęło niemiłosiernie.

- Mam go teraz nosić? - spytał demon-przewodnik, na co prychnąłem wściekle.

- Jasne, że nie. Nie dałbym ci nawet własnego tyłka podetrzeć. Dawaj go i spierdalamy. - odebrałem Dippera i popędziliśmy przed siebie. Podniesione głosy żołnierzy otaczały i szukały nas coraz natarczywiej. Zaczynałem już dostawać klaustrofobii od tych tuneli. Przysięgam, że jak stąd wyjdziemy, to spędzę dwie godziny na łące pod gołym niebem, by nacieszyć się otwartą przestrzenią. Póki co jednak nie było czasu na marzenia, bo musieliśmy się cholernie spieszyć, żeby tu nie zginąć, co było coraz bardziej możliwe. Przestałem już nawet myśleć o tym, że ślepo kierowałem się za gościem, którego nie znałem, ale jemu chyba też zależało na tym, by się wydostać, więc nie mógł nas teraz zdradzić. Gorzej się zrobiło, gdy trafiliśmy na skrzyżowanie, a demon nagle się zatrzymał.

- Co jest? Nie mów, że zapomniałeś drogi. - wysapałem, oddychając szybko przez ten szaleńczy bieg. Nie mogliśmy się zatrzymywać, zaraz za nami był ogon.

O słowach nieistniejących |BILLDIP|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz