15. Czy zło kiedyś śpi?

510 73 57
                                    




Minął tydzień. W tym czasie zwiedziliśmy jeszcze Norymbergę, gdzie naśmiewaliśmy się z Niemców i ich języka, Wilno, które było brzydsze niż mi się wydawało, zatłoczony Paryż, spokojniejsze miasteczko Bournemouth, gdzie pierwszy raz upiłem Dippera, urokliwy Toruń, w którym dla żartów wmawiałem jakiemuś torunianinowi, że Kopernik był Niemcem, pachnące morzem i perfumami Grasse, aż wreszcie zawędrowaliśmy do Wiednia z mocą wrażeń. Gdybym miał opisywać każdy z tych dni, zajęłoby mi to jakieś dodatkowe pięć rozdziałów, w których znajdowałyby się głównie moje kłótnie z Dipperem, opisy zabytków i dziwnych pojęć związanych z historią sztuki, muzyką, jedzeniem, odpoczynek, ale i rozkwitanie tej dziwnej relacji, którą nawiązywałem z Sosną. Bez przerwy mówił mi, że nie mam u niego szans i najlepiej żebym się odwalił od jego tyłka, bo jest aseksualny i kocha tylko spać (tu się odzywała jego depresja, przez co traciłem humor, bo widziałem, że nadal sobie nie radził), po czym bez słowa mnie przytulał albo chwytał za rękę, albo aż nawet pogłaskał po włosach. Urocza była podróż pociągiem do francuskiego Grasse, gdy nie miałem tyle mocy magicznej, by przenieść nas aż tak daleko z centrum Polski, gdy Dipper po prostu położył mi głowę na kolanach i zasnął na kilka godzin, dając mi się głaskać. Okej, wszystko to brzmi ładnie i słodko, ale nie za bardzo się tak czułem. Pines zbliżał się do mnie coraz ufniej i z większą chęcią, ale nie mogłem wyplenić z jego oczu smutku. Nadal ciężko było mi zrozumieć to uczucie, jakim był dołek depresyjny po utracie kogoś, kto nawet nie znaczył dla ciebie za wiele - ale on właśnie w takim dole siedział. Uparcie zakopywał się w przygnębieniu i mimo naszych podróży, gdzie świetnie się bawił i wypoczywał jak nigdy, to nie mógł się do końca ogarnąć. Zagadywałem go o to nie raz, ale kończyło się na tym czym zawsze, czyli że da sobie radę i mam się nie przejmować. Starałem się, serio starałem się patrzeć na niego jak na potłuczoną wazę, którą trzeba skleić bardzo ostrożnie i nie napierać za mocno, ale nigdy nie byłem zbyt cierpliwym gościem, stąd wywiązało się kilka naszych sprzeczek. To było dosyć trudne, bo musiałem nauczyć się z nim żyć i obserwować granice, które sam stopniowo zacierał. Nie wiedziałem jak mam go teraz nazywać. Kumplem? Bliskim przyjacielem? Ukochanym chyba jeszcze nie. Ale powoli tak jakby dążył do tego (mam nadzieję).

Po tygodniu zwiedzania Europy i piękniejszych jej zakątków stwierdziliśmy, że pora zostać gdzieś na dłużej niż dobę i odpocząć od podróży, poleniuchować. Albo wręcz zamieszkać. Zapytawszy Dippera gdzie chciałby osiąść, odparł, że marzą mu się Wodogrzmoty Małe. Siedziałem wtedy na kanapie w hotelu wiedeńskim wieczór przed planowanym wyjazdem. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem i zapytałem czy na pewno tam.

- Tak, myślałem nad tym już wcześniej. Jeszcze nie wiem czy to najlepszy pomysł, bo przez te wszystkie lata starałem się na siłę zapomnieć o tym miejscu, wyrzucić w ogóle z głowy. Ale może to jest właśnie powód mojego samopoczucia? Co jak trzymanie w sobie tego upierdliwego bólu tylko mnie dobijało? Tak naprawdę jestem strasznie ciekaw, jak to miasteczko wygląda dzisiaj. Czy Chata Tajemnic jeszcze stoi, kto tam jeszcze mieszka, no i pospacerować po lasach. Może jak jednak wrócę do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło, to będzie lepiej?

- Nie wiem czy to tak działa, Dipp. - westchnąłem i spojrzałem na niego trochę kpiąco. Siedział na fotelu naprzeciw. - A co jak okaże się, że wiocha opustoszała, jest brudna, zniszczona albo stoi tam teraz wielka fabryka puszek? Czy taki widok, który przecież jest możliwy, nie dobije cię jeszcze bardziej? Nie zniosę kolejnego marudzenia z twojej strony.

- Jeśli nie zobaczę, będę mieć do siebie wyrzuty sumienia i będę rysował sobie w głowie jeszcze gorsze obrazy. Nie musimy tam zostawać, ale chciałbym jednak na chwilę wpaść na stare śmieci. Zabierzesz mnie tam?

Uśmiechnął się do mnie prosząco, choć nadal uważałem, że to niezbyt dobry pomysł. Dipper był jak taka tykająca bomba, która już nieraz przy mnie wybuchła złością lub smutkiem. Nie chciałbym powtórki z rozrywki, gdyby ujrzał miejsce mordu jego rodziny i przyjaciół. Starałem się tu być tym rozważnym i mądrym, co nie?

O słowach nieistniejących |BILLDIP|Where stories live. Discover now