3. Żegnaj, Missisipi

701 84 13
                                    

Bezradność doprowadzała go do szału. Jedyne co robił w ciągu tych dwóch dni czekania było jedzenie żarcia z puszki, oglądanie wiadomości przez tani odbiornik telewizyjny albo spanie. Nawet nie "spanie", bo leżenie i wspominanie tamtego blondyna. Widział go tylko przez dziesięć sekund, ale wrył mu się w głowę i nie chciał wyjść. Opętał go? Raczej nie, skoro nadal był świadomy. Zresztą nosił skuteczną obronę przed złymi duchami - drewniany krzyżyk. Dipper nie kwestionował istnienia Boga, wychowano go w wierze i nigdy nie zwątpił, że coś tam u góry jest, ale nie był zbyt aktywny w swoim życiu religijnym. Wiarę pogłębiły rzeczy, które widział i słyszał. Ten jego krzyżyk, który dostał od siostry, nie raz ratował mu skórę. No i z drugiej strony to był nakaz ze strony Łowców. Każdy taki miał, jakby zaciągnął się do walecznej, Chrystusowej sekty.

Zbawienne pukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia. Podszedł do nich, wyjrzał przez wizjer, a gdy zobaczył w końcu swojego przyjaciela, mógł prawdziwie odetchnąć z ulgą. Prędko mu otworzył i wpuścił do środka. Dopiero gdy zamknął drzwi na klucz, przywitał się z Razjelem podaniem dłoni. Czarnowłosy, smukły i wyższy od Dippera o pół głowy mężczyzna rozejrzał się po mieszkaniu swoimi bystrymi, niebieskimi oczami. Zarzucił kruczoczarny warkocz na plecy i poprawił ciemną, grubą kurtkę.

- Cieszę się, że w końcu jesteś. - powiedział chłopak, patrząc na niego.

- Też się cieszę, że jestem. Mamy sporo do omówienia, co? Spałeś chyba mniej niż ja w podróży przez cały kraj. - odparł z cieniem uśmiechu na twarzy. Dipper przyzwyczaił się do skrytości, jaką ma w sobie Razjel. Nie otwierał się przed wieloma osobami, a młodzik należał właśnie do tego nielicznego grona, któremu ufał. Nie było mu jednak do śmiechu, bo faktycznie prawie wcale nie spał. Nie był w stanie przez stres, choć chyba raz udało mu się przysnąć na blacie w kuchni, gdy robił sobie herbatę o trzeciej w nocy. Zorientował się, że w ogóle spał, gdy woda w czajniku była już zimna. Teraz jednak miał sine, podkrążone oczy, bladą twarz i wyjątkowo markotny wyraz twarzy.

- Przejdziemy do konkretów? Chodźmy usiąść, omówmy to przy jakiejś kawie czy piwie...

- Chcesz pić o tej godzinie? - wtrącił się cicho. - Wiesz, że mamy pięć po północy?

- Skoro nie chcesz piwa, to naleję ci soku. Albo wody. - zakpił z uśmiechem.

- Nie no, chcę piwo.

- Wiedziałem. - wyjął z lodówki dwie butelki i rozsiadł się naprzeciw niego na kanapie. Podał mu napój, po czym otworzył swój otwieraczem przy kluczach. Upił łyk, obserwując swojego przyjaciela. Nie widzieli się prawie rok, ale i tak nic się nie zmienił. Te same błękitne oczy, blada, smukła twarz, wysunięty podbródek, bardzo szczupła sylwetka niepasująca do miana Łowcy (jednego z najlepszych, o ironio). Ironią było też to, w jaki sposób poznali i zaprzyjaźnili się, ale o tym później.

- Wyglądasz okropnie. - stwierdził Razjel po paru minutach ciszy, żeby ją jakoś w końcu przerwać. Robiło się niekomfortowo cicho, a to chyba był najlepszy sposób na przerwanie tego zamyślenia u chłopaka. Dipper uniósł wzrok, a jego twarz nie wyrażała żadnych głębszych emocji, jakby niemym wzrokiem zgadzał się z tym stwierdzeniem. Wyglądał i czuł się okropnie.
- No więc co to za demonisko, które sprawiło, że jesteś w takim stanie? Jak smakowała jego aura? Musisz mi to opisać jak najdokładniej, jeśli mam stwierdzić, czy to faktycznie jeden z nich albo wręcz ON we własnej osobie. Znam go, więc powinno się to jakoś złożyć z moimi odczuciami. - skoro już mają przechodzić do konkretów, to prosto z mostu. Razjel ma dość długi staż Łowcy i miał okazję walczyć z jednym z najgorszych demonich larw, jednak podczas pokonywania go wiedział, że nie pozbył się go na amen. W JEGO przypadku to po prostu niemożliwe i zawsze wracał. Cholerne koło, które najwyraźniej zrobiło kolejny obrót.

O słowach nieistniejących |BILLDIP|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz