10. Osioł, Smoczyca i porwana Królewna

498 73 25
                                    




Po dłuższej chwili niechętnie otworzył oczy, choć i tak przez pierwszy moment nie mógł nic zobaczyć. Obraz zupełnie stracił na ostrości. Złapał się za bolącą głowę, przeklął cicho pod nosem. Siedział na swoim miejscu w połowie zmiażdżonym samochodzie, wokół pojazdu już kręcili się ludzie, a z maski unosił się ciemny dym. Nagle, przypominając sobie zderzenie, szybko spojrzał w prawo, gdzie znajdował się Razjel, a raczej jego bezwładne już ciało.

- O ja pierdziele. No nie, Raz. Razjel? Razjel! Kurwa mać, co tu się stało? Nie bój się. T-to to nic, to tylko złamanie... Wyjdziesz z tego, jasne? Razjel, przepraszam. Kurde no, słyszysz mnie? Powiedz, że słyszysz. Jesteś aniołem, to pewnie dla ciebie draśnięcie, prawda? Zaraz stąd wyjdziemy, nie bój się. - mamrotał i dotknął białej jak płótno twarz przyjaciela. Z jego ust nieprzerwanie kapała krew z powodu zniszczonych organów i pękniętego kręgosłupa. Wygiął się w bardzo nienaturalnym geście, jakby jeszcze zatrzymał się w akcji zwrotu kierownicą, na której jeszcze opierał jedną rękę, ale tylko dlatego, że głęboko w jego ramię wbiło się szkło, które trzymało go niczym marionetkę. Głowa opadła mu na pierś, choć oczy o wyblakłej, błękitnej barwie pozostały otwarte. Przez zalaną szkarłatem koszulę nieśmiało zaglądała jedna z jego kości żebrowych, powiększając dziurę w materiale ubrania. Dipper nie mógł dłużej na to patrzeć, zrobiło mu się słabo, a zapach krwi zupełnie pozbawił go dobrego samopoczucia. Starał się otworzyć drzwi, ale zamek chyba wgniótł się w zatrzask, toteż świadkowie wypadku nie mogli nic z nimi zrobić. Któryś z mężczyzn poszedł po łom, kobiety dzwoniły po pogotowie, policję i straż jednocześnie, parę dzieciaków w oddali bawiło się własnymi samochodzikami, nieświadome katastrofy przez osłaniające je matki. Generalnie powstał niezły szum, a Dippera wzięło na panikę. Spojrzał na telefon, który nadal trzymał w ręce, odkąd wyrwał go z dłoni Razjela. Gdyby nie ta szarpanina, żyłby. Gdyby tylko się wtedy nie zdenerwował. Gdyby nie to, że Bill w ogóle zadzwonił. Szatyn zmarszczył brwi i rzucił telefon na tylne siedzenie. Nie chciał obwiniać za to nikogo prócz siebie, jednak złość i tak przepełniała jego serce, gdy tylko pomyślał o Cipherze. Złapał się za głowę i skrył ją w kolanach, desperacko chcąc już stąd wyjść, ale koleś z łomem się chyba nie spieszył. Szatyn nawet nie spostrzegł kropel krwi płynących z jego własnego nosa, który najpewniej stłukł lub złamał. Od niechcenia otarł strumień, ale ten i tak płynął, więc dał mu w tym swobodę, skoro nawet nie ma czym tego zatkać. Trzymał głowę skierowaną w dół, a gdy w końcu przyjechała wezwana pomoc i otworzono mu drzwi, zemdlał sobie w uldze.

***

Na komisariacie śmierdziało papierosami, kawą i wiecznie strudzonymi ludźmi. Policjant o znudzonej twarzy wertował papiery, które mu dano moment wcześniej. Dipper siedział przed nim i ciągle drapał się po głowie pod bandażem, który mu założono. Oczywiście przesłuchania nie można było przełożyć na kiedy indziej, tylko wyrwano go jeszcze w trakcie badań nad innymi urazami głowy, których mógł doświadczyć. Czuł się w sumie nieźle, choć szok z wydarzenia jeszcze się na nim odbijał.

- No dobra, panie Pines, o ile się pan tak nazywa... Więc mogę się w końcu dowiedzieć, dlaczego nie posiada pan żadnych dokumentów personalnych? Ani czemu nie istnieje pan w żadnej bazie danych policji? - łysy mężczyzna oparł się policzkiem o dłoń, patrząc na chłopaka ze znużeniem. Nie miał ochoty bawić się w takie durne śledztwo, a kolejne irracjonalne wymówki tego dzieciaka go po prostu irytowały. Teraz jednak nie odpowiadał, jakby skończyły mu się pomysły. Pieprzył jakieś farmazony o wypadku sprzed pięciu lat i strasznej traumie, przez którą się tak jakby ukrywał z kumplem, o którym też ani widu, ani słychu w aktach. To bardzo utrudniało całą sprawę zarówno policjantom, jak i grabarzom. Funkcjonariusz westchnął i postanowił przejść do następnej kwestii.

O słowach nieistniejących |BILLDIP|Where stories live. Discover now