20. Druga ważna misja

450 52 18
                                    


Lucyfer nigdy nie należał do cierpliwych i bardzo szybko wybuchał gniewem, lecz jeśli w grę wchodziły takie rzeczy jak nieustanna walka z Aniołami i możliwość przewyższenia ich (w końcu), zamieniał się w skrupulatnego mistrza dedukcji i planowania. Najlepszym tego przykładem było to, jak długo starał się przekonać Billa o dołączenie do niego. Gdyby chodziło o kogoś innego, Lucek bez wahania użyłby bardziej drastycznych środków, ale tym razem to Cipher był ów środkiem, który potrafiłby doprowadzić do najbardziej katastrofalnych skutków w tej wojnie. Władca Piekieł obserwował go na tyle długo, że był tego tak pewien jak tego, że piekielny tron ocieplają jego własne diabelskie pośladki. Jego młodszy, przyszywany brat był kluczem do zwycięstwa i zyskania nareszcie przewagi nad Zastępami.

Myślał o tym długo. Bardzo długo. Próby namówienia młodszego blondyna odebrał jedynie jako próby i grunt badawczy. Chciał zobaczyć, co ten zrobi, co powie. Niestety, odmawiał. Lucyfer ułożył tak wiele różnych i bardzo skrajnych od siebie możliwych rozwiązań, że zapełnił nimi całe dwa zeszyty, a każde z nich było gorsze od drugiego. Wzięcie go siłą zupełnie odpadało, ponieważ, niestety, ale ten był tak znakomitym magiem i iluzjonistą, w dodatku wojownikiem, że nawet jego oddział specjalny Mrocznych by tu za wiele nie zdziałał - a przecież miał go mieć żywego i zdolnego do służenia. Prośby, groźby i nękania były tak samo głupimi pomysłami. Kłamstwa i dalsze zapewnienia o Anielskich przewinieniach - a co miałyby go obchodzić, skoro sobie beztrosko żył na Ziemi? Nawet zniszczenie tej planety nie byłoby zbyt dobrą groźbą. Ale Lucyfer wiedział jedno - że bez szantażu się tu nie obejdzie. Codzienne obserwowanie tego gnojka było jak oglądanie opery mydlanej, tyle że mocno przesłodzonej i bez awantur dwóch meksykańskich kobiet o stryja brata żony siostry ciotecznej ze strony psa. Był tylko Bill i Dipper. I właśnie na tym drugim Imperator postanowił się skupić. Domyślił się, że Aniołowie chcą pozyskać tego chłopaka, dlatego zabicie go byłoby dużo łatwiejsze niż to, co zamierzał teraz zrobić. A to, co sobie obmyślił, było tak cholernie ryzykowne, jakby miał iść sam przed Bramy Boże i prosić o ułaskawienie.

Ale na szczęście Bill postąpił tak, jak tego oczekiwał.

*-*-*-*-*

Nie pamiętam, kiedy tak mocno i długo spałem. Po tym magicznie spędzonym wieczorze z Dipperem śniłem jak dziecko, mocno tuląc do siebie jego nagie ciało, a potem już samą kołdrę. Widziałem w głowie różne obrazy. Zazwyczaj nie miewałem sennych mar, o ile w ogóle jakieś kiedykolwiek miałem z racji swojego tytułu Pana Snów, ale tej nocy nawiedziło mnie mnóstwo wizji. Na początku główną rolę odgrywał mój chłopak, który zdecydował ubrać na siebie jakieś kuszące, damskie pończochy, co mi się baardzo podobało. Nadal był tą skrytą myszką i długo odmawiał mi przyjemnego tańca, na którym mi skrycie zależało, ale propozycji uprawiania miłości nie odrzucił, więc mimo że w sumie dopiero co go posuwałem, śniłem o tym dalej z ogromną satysfakcją (choć robienie tego na żywo było o niebo lepsze). Potem, co mnie zmartwiło, mój chłopak wyparował z mojego snu, a wyglądało to prawie jak odejście pewnego pajęczego gościa z dobrego filmu ostatniego czasu. Uznałem to jedynie za jakiś plot twist we własnej głowie i jakoś o tym zapomniałem, a zresztą zaraz potem sceneria zupełnie się zmieniła, a ja przeniosłem się w odległe rejony Safari, gdzie musiałem prowadzić tryb życia jak w Minecrafcie i gołymi rękoma zdobywać... no, wszystko. Dokuczała mi tam samotność, ale puściłem sobie w mózgu jedną z piosenek Wham! i jakoś dałem sobie radę w tej dżungli. Świadomość mojego bytu we śnie spadła do irytującego minimum i czułem się tak trochę jak zwykły człowiek, a nie wszechpotężny demon i nawet nie miałem na tyle silnej woli, by zmienić sen o przetrwaniu w lesie na, na przykład, he, he, miłość ze swoim chłopakiem (Dipper by mnie zabił za takie myśli).

O słowach nieistniejących |BILLDIP|Where stories live. Discover now