14. Jak zdobyłem serce Sosny

550 77 58
                                    




Oficjalnie mogę powiedzieć, że jestem geniuszem.

Wróciłem do pokoju hotelowego pół godziny po rozmowie z moim ukochanym bratem i choć mogłem zrobić to w trzy minuty, to specjalnie przedłużyłem spacer. Lucio nie zbił mnie tak mocno i teoretycznie mógłbym się pozbyć bólu głowy i szczęki w mgnieniu oka, ale już mówiłem, że byłem geniuszem? Ba, nawet bardziej się poturbowałem, bo przywaliłem sobie w nos i policzek, a gdy wszedłem do pokoju, Dipper już tam był. Chyba nadal był na mnie obrażony, ale gdy tylko zobaczył w jakim byłem stanie, nawet nie mrugnąłem i już był przy mnie. Objął mnie, wziął pod ramię i zaprowadził na kanapę totalnie zmartwiony.

- Japierkurwadolę, Bill! Rany, co ci się stało? Kto ci to zrobił? Boli cię tu? Kurde, przepraszam. Dlaczego się z tego nie wyleczysz? Możesz chodzić? Siedź spokojnie, dam ci wodę. Opatrzyć cię?

Uśmiechnąłem się (w głowie zdecydowanie bardziej złowieszczo), chwyciłem go za rękę i zatrzymałem przy sobie, żeby nie odchodził.

- Uspokój się, nic mi nie jest...

- No, kurde, widzę, jak nic ci nie jest, kretynie! Krwawiłeś, cały nos i usta masz usyfione. W ogóle po coś ty wychodził z pokoju? Szukałeś guza?

- Rany, po kolei, Dipper. Zwolnij. - choć uważałem to za urocze, że się tak martwił i nadal trzymałem go za rączkę, czego chyba nawet nie zauważył. - Przywalił mi taki typek, że nie mogę się ot tak wyleczyć. Trochę tak jak z tym poświęconym sztyletem Razjela, to nie takie łatwe. Znaczy wyjdę z tego zaraz, ale muszę się przez to przelizać nieco dłużej niż zazwyczaj.

- No dobra, ale co ty robiłeś o tej porze na ulicy?

- Doglądałem cię, młody. - prychnąłem, na co trochę się zdziwił. Zapytał dlaczego, ale w taki sposób, jakby wiedział, że to z troski mojego serduszka. - Ostatnio jak się pogryźliśmy i się ode mnie oddaliłeś, to jakieś gnojki cię porwały i chciały zeżreć. Chcąc nie chcąc, obchodzisz mnie. Wywiozłem cię do Włoch i raczej nie powinienem narażać cię na niebezpieczeństwo, dlatego poszedłem za tobą jak uciekłeś do sklepu.

- No i finalnie ty dostałeś wpierdol. - burknął niezadowolony, ale chyba był mi wdzięczny, tyle że nie chciał tego przyznać. - Przyniosę jakieś waciki, trzeba cię umyć z krwi. Siedź tu.

Tym razem puściłem go i odprowadziłem wzrokiem, gdy skierował się do łazienki. Czułem się zwycięzcą i chyba powinienem częściej pokazywać mu się w takim stanie, to będzie mnie bezgrzesznie tulił i dotykał. Ej, czy on nie powiedział, że trzeba mnie umyć z krwi? Czyli obicie sobie nosa to był zajebisty pomysł, skoro ma zamiar to zrobić! No dobra, to nie było zbyt czyste zagranie z mojej strony i granie na nim jak mi się podoba, by się zmartwił już zupełnie było do dupy, ale kto na tym źle wychodził? Najwyżej mój zbity nos, który zaraz doświadczy zimnego wacika i pieszczotliwych palców Sosenki. Gdy usłyszałem, że wraca, przybrałem bardziej skruszony wyraz twarzy. Przyniósł ze sobą namoczone waciki, które położył sobie na kolanie. Siedział naprzeciw mnie i od razu przystąpił do delikatnego wycierania mi twarzy, zaczynając od policzków, na których było chyba najmniej szkarłatu. Nie odzywałem się i dawałem mu w spokoju działać, jednak nie mogłem oderwać wzroku od jego twarzy tak blisko mojej. Dipp raczej unikał spoglądania mi w oczy, bo ta bliskość go chyba krępowała, mnie bynajmniej - w duchu cieszyłem się jego delikatnymi palcami na mojej skórze. Przypatrywałem się jego zmarszczonemu czołu, gdy wymieniał cały czerwony wacik na nowy. Kilka razy wyzwał mnie od kretynów albo nierozważnych idiotów, ale głaskał mnie watą dalej. Najwięcej uciechy miałem, gdy musiał robić to tuż przy moich ustach i nie mogłem powstrzymać lekkiego uśmiechu.

- Chyba ci lepiej, skoro się szczerzysz. - burknął, ostatni raz przejechał wacikiem po mojej brodzie i poklepał mnie dłonią po policzku, jakby ukończył swoje dzieło. Chwycił całą watę z kolana i wyrzucił do śmietnika obok, ale usiadł już trochę dalej ode mnie, a szkoda. Nie patrzył na mnie już z taką kochaną troską. Jeszcze większa szkoda.

O słowach nieistniejących |BILLDIP|Where stories live. Discover now