17. Pentameron

653 76 134
                                    




Samą podróż do maleńkiego Wingville mógłbym opisać jako słodką sielankę. Sielanka sama w sobie bywa słodka, ale nieprzypadkowo wzmocniłem to słowo przymiotnikiem. Bo rozpływałem się w tym, jak Dipper był dla mnie kochany. Wcześniej, w podróży do Grasse pociągiem, gdy się na mnie nieśmiało ułożył, było mi miło i sprawił mi tym bardzo dużo przyjemności, ale teraz chyba przestał się kryć z tym, jak mnie jednak lubił (kurna, wiedziałem, że uda mi się go zdobyć).

Ale do rzeczy. Czekając na zniszczonym i brudnym przystanku autobusowym, rozpadało się. Było zimno, mokro i bardzo nieprzyjemnie, a ja znajdowałem się na niebezpiecznej granicy marudy i sknery, bo szczerze nienawidziłem takiej pogody i najchętniej bym się wtedy zaszył w ciepłym kocu, ale ta durna teleportacja mi nie działała, przybycie do Wodogrzmotów Małych było irytująco krótkie i bezsensowne, co chciałem głośno wywalić Dipperowi, a jeszcze ten durny pies postanowił pobawić się w błocie i ocierać o moje nogi, więc nie dosyć, że po prostu byłem w kiepskim humorze, to jeszcze ujebano moje ulubione jeansy. Kto by się nie wkurzył? Powieka mi już latała, a że autobus spóźniał się kolejne pięć minut, zacząłem wręcz warczeć pod nosem. Nie, Dipper mnie tym razem nie chwycił za rączkę i nie wpuścił we mnie tego miłego uczucia, jakim było dziecięce zauroczenie. W sumie to miał mnie i moje powarkiwania głęboko gdzieś, zupełnie to ignorował i tylko założył kaptur, by nie moknąć aż tak bardzo. W pewnym jednak momencie, gdy byłem bliski rzucenia klątwy na lejące wodę chmury, chłopak chwycił mnie lekko, ale zdecydowanie za podbródek i przekrzywił moją twarz w jego stronę, bym spojrzał w jego zimne i obojętne na te fochy oczy. Kurna, chyba nigdy moja twarz nie znajdowała się tak blisko jego. Ucichłem, choć mokłem.

- Jesteś irytujący. Zachowujesz się jak przedszkolak. - chwycił moje policzki i ścisnął jak rasowa ciotka, nawet uśmiechał się w podobny sposób, ale bardziej seksownie.

- Co ja poradzę, że deszcz jest taki wkurwiający, a ten przystanek totalnie rozpieprzony?

- Nie klnij. I ogarnij się w końcu.

- Za buziaka. - uśmiechnąłem się niewinnie, a chłopak prychnął z rozbawieniem, jakby sobie kpiąc z mojego słabego żartu (który wcale nie był żartem).

- Spadaj, nie ta liga, stary. Zresztą autobus już jedzie, koniec fochów na pogodę. - puścił moją twarz, ale zanim zupełnie odsunął rękę, poklepał mnie po policzku jak grzeczne dziecko i posłał kolejny zaczepny uśmiech. Trochę mnie to zmroziło, bo odebrałem to za jawny podryw (nieważne, że przed chwilą wyśmiał moją prośbę o całusa), a Dipper nigdy się tak nie zachowywał i raczej się krył z tymi swoimi wszystkimi uczuciami. Ja pieprzę, jaki on potrafi być podniecający. Mimo szoku na mojej twarzy, cieszyłem się z tej małej zmiany i liczyłem na coś więcej. Odwzajemniłem mu w końcu krótki, ostry uśmiech, pstryknąłem go w nos, a potem chwyciłem brudnego od błota Newtona na ręce. Psiak się ucieszył, bo lubił każdy akt mojej miłości, jaki mu okazywałem (choć chwyciłem go z dala od swojej kurtki jak taką tykającą bombę błotną). Autobus faktycznie podjechał, przepuściłem Dippera pierwszego i wszedłem tuż za nim. Wyjmowałem pieniądze, by kupić dla nas bilety, ale kierowca zwrócił mi uwagę o psa pod pachą.

- W tym autobusie panuje absolutny zakaz wprowadzania zwierząt. Szczególnie tak brudnych. Weź go pan stąd albo wypad z pojazdu! - warknął. Koleś był dobrze po pięćdziesiątce, miał dziwnie obcięte włosy, wąsa pod nosem i okropnego pryszcza na czole, którego chyba specjalnie hodował, bo to samo się prosiło o wyciśnięcie. Fuj, straszny koleś. Z oczu też mu się źle patrzyło. Puściłem Newtona i posłałem do Dippera, który już siedział gdzieś z tyłu. Kundelek pobiegł do niego i wskoczył na miejsce obok, które powinno być moje. Spojrzałem na kierowcę.

- Nie chce mi się z panem kłócić. Ten pies jedzie ze mną i już. Mogę zapłacić. - nie tracąc czasu, wyciągnąłem z kieszeni dwa wysokowartościowe banknoty, na widok których brzydalowi zaświeciły się te małe oczka. Ale nie przyjął ich.

O słowach nieistniejących |BILLDIP|Where stories live. Discover now