8.5 Duarum viarum

602 78 48
                                    




Pogoda faktycznie była ładna, ale nie nadawała się jako temat do dłuższej rozmowy. Szli w ciszy i chyba tylko Newton cieszył się z tego spaceru, biegając po całym, odludnym parku. Cipher się nie odzywał, nawet nie patrzył na Dippera, który sam już nie wiedział, czy się boi, czy tylko czuje się niezręcznie. Nie mógł przebić tej dziwnej bariery i uświadomić sobie, że cały ten czas (czyli jakiś tydzień) spędził z demonem, który kiedyś niemal go zabił, a na pewno nieźle skaleczył. Schował ręce do kieszeni i podążał za blondynem, starając się jakoś przyzwyczaić do tego, że jednak żyje.

- Co ty tak ciągle milczysz? - zapytał nagle, spoglądając z obojętnością na szatyna. - Wiem, że nie darzysz mnie miłością i chętnie okazałbyś to, wbijając mi nóż w dupę, ale taka cisza powoli dobija. - westchnął i wsunął nos głębiej w szalik. Zaczęło się robić coraz chłodniej. Dipper spojrzał na niego niechętnie i z lekkim zdziwieniem, że jednak zaczął z nim rozmawiać.

- Po prostu zastanawiam się, jak to możliwe, że nie zginąłeś. Sądziłem, że plan zniszczenia cię wraz z całą pamięcią Stanka zadziała. Nie wiem, co mam teraz o tobie myśleć. Wydajesz się zupełnie inny, niż byłeś wcześniej. Wtedy zachowywałeś się jak taki przemądrzały dzieciak z ostrym nożem w łapkach, a teraz... No... Kurde, jesteś ludzkim facetem, po którym wcale nie widać, że jest chory psychicznie i chce zniszczyć świat! - uniósł bezradnie ręce, patrząc na niego z rezygnacją. Stali po środku brzydkiego, suchego trawnika, chuchając chłodną parą z ust. Czarnooki uśmiechnął się nieznacznie, trochę jakby smutno.

- Czytałeś komiksy Marvela? Znasz Hulka? - zapytał nagle, patrząc w oddalonego kundelka kopiącego dziurę w trawie.

- Co ma piernik do wiatraka? Tak, znam, ale co z tego? Chcesz mi powiedzieć, że masz swoje drugie, demoniczne i sadystyczne oblicze, które ukrywasz za maską normalnego gościa? - prychnął, ale Bill skinął, potwierdzając.

- Znaczy nie aż tak, bo nie zamieniam się w ohydnego, zielonego olbrzyma, tylko w jednooką piramidkę, ale mniej więcej tak to mogę porównać. W każdej chwili mogę zmienić się w latający trójkąt i zacząć ci pierdolić o zębach jeleni, po czym podarować ci flaki najbliższego staruszka, ale po prostu nie chcę. Trochę już żyję na tym świecie i wolę być świadom swoich czynów. Tak serio zawsze wyglądałem tak, jak mnie widzisz teraz. Gdy mam gorszy czas, to daję swoim emocjom i sadystycznym popędom wolne lejce. - Dipper skinął głową, rozumiejąc.

- Czyli zdążyłem poznać cię z tej gorszej strony i teraz mam poznać tę drugą, która też próbuje zgrywać dupka?

- Nic nie zgrywam. Jestem dupkiem. - prychnął z uśmiechem, ciesząc się, że wrócili do mniej więcej normalnego poziomu rozmowy.

Znowu zapadła cisza, ale ta nie ważyła trzech ton i wcale nie była tak denerwująca. Dipper znacznie się uspokoił, choć nadal miał sporo pytań, żeby tak ogółem poznać jego osobę, skoro tak jakby jest kimś innym. Przyglądał mu się z zaciekawieniem, zauważając, że usilnie chowa twarz w szaliku, a trzęsie się gorzej niż osika na wietrze.

- Zimno ci? - zdziwił się. Wcale nie było jakoś specjalnie mroźno, zima miała przyjść dopiero za miesiąc, więc ludzie nie chodzili nawet w czapkach. Chłopak lubił chłód, więc stanie w rozpiętej kurtce przy tych paru stopniach na plusie nie było czymś nadzwyczajnym. Bill spojrzał na niego z wyrzutem.

- Nie lubię chłodu. Już bym zwiał do Grecji i się beztrosko opalał, ale Razjel mnie udupił z tą naszą Pieczęcią i muszę tu siedzieć. Niby dopiero się przeniosłem do Nowego Jorku, ale nie sądziłem, że tak szybko stanie się zimno. - warczał, wciskając pięści głębiej w kieszenie.

- Nie musisz pilnować mnie przez całe życie. Koleś, przecież my ze sobą tyle nie wytrzymamy, zresztą mam swoje plany, w których ciebie tam nie ma.

O słowach nieistniejących |BILLDIP|Where stories live. Discover now