12. Z metropolii na wieś

442 71 20
                                    




Obudził się około ósmej rano, gdy Newton zaczął go lizać po twarzy i biegać w te i we wte, pragnąc odrobiny atencji. Szatyn burknął i z niechęcią uchylił powieki, patrząc na radosnego kundelka. Podniósł się do siadu i wyprostował, strzelając kręgami w kręgosłupie od leżenia na niezbyt wygodnej kanapie. Niby spał na niej już od czterech dni, jak nie dłużej, ale nadal odczuwał przy tym okropny ból, a już szczególnie teraz, po tak długim czasie. Minął kolejny dzień, gdy został obudzony przez Newtona, a nie Billa, który raczyłby się w końcu pojawić w domu. Dipper, rutynowo, wstał i nasypał psu karmę, a gdy ten jadł, machając ogonkiem, chłopak zaczął się ubierać. Swoje ubrania wrzucił do pralki Ciphera i zaczął nosić jego rzeczy, ale wolał nie przyznawać się temu nikomu. Chciał iść sobie coś kupić, ale nawet nie miał pieniędzy. Żył z tego, co było w lodówce i w szafkach, jednak zapasy bardzo szybko kończyły się, więc już dzisiaj na śniadanie musiał zjeść dość suchy chleb z mięsem konserwowym z puszki. Nie chciał podbierać Billowi pieniędzy, których zresztą położenia i tak nie znał. Jak i jego samego. Demon po prostu wyparował, nie pojawił się w domu od czterech dni, nie dawał znaków życia. Dipper obawiał się nieco, że może opuścił Nowy Jork, porzucił swoje mieszkanie i dotychczasowe, udawane życie, jednak tak po prostu nie zostawiłby Newtona, którego przecież tak uwielbiał. Bez powodu by go nie wskrzeszał z martwych, rozpierdalając przy tym prawie cały swój salon i własne zdrowie. Coś mu tu śmierdziało, ale jeszcze nie wiedział co.

Tego dnia postanowił w końcu wyjść na zewnątrz. Znaczy wcześniej też wychodził, ale ograniczał się raczej do spacerów z Newtem i kupienia świeżego pieczywa. Dziś jednak chciał wziąć sprawy w swoje ręce i zobaczyć, co się dzieje z tym durnym demonem. To przestało być zabawne dwa dni temu, a teraz nie był pewny, czy jest wściekły, czy po prostu się martwił. Wiedział jednak, że to niezbyt normalne, by ktoś zniknął na pieprzone cztery doby. Bo gdzie by niby był? Z tego, co wiedział, nie miał tu żadnych znajomych, a jeśli już, to chcieli go zajebać (i tego się też obawiał, ale zostawiał te pomysły na koniec). Nasunął mocniej czapkę na uszy i zaczął iść, przedzierając się przez wysoki śnieg w stronę baru, w którym ostatnio go spotkali i ogłuszyli. Na szczęście Missisipi znajdowało się rzut beretem od mieszkania Ciphera, więc Dipper doszedł tam sobie na pieszo. W środku, jak się spodziewał, tłumów nie było. W sumie za ladą stał tylko jakiś jeden koleś i z uporem wycierał szklankę od Coca-Coli jak w tych wszystkich filmach, gdzie barmani nie robią nic innego. Szatyn usiadł przy wysokim stole naprzeciw ciemnowłosego faceta, który niezbyt się zdziwił na widok klienta o dziewiątej rano. Zapewne miewał wielu takich desperatów chętnych na libacje alkoholowe.

- Co podać? - spytał smętnym głosem, nawet nie patrząc na chłopaka.

- Czystą. I jakiś sok dla popity. - barman uniósł nieznacznie brwi i zerknął na młodszego.

- Jasne. Co to za specjalna okazja, by sobie psuć dzień od rana? Dziewczyna nie dała spać? - uśmiechnął się nieznacznie, ale posłusznie nalał szatynowi wódkę i sok pomarańczowy. Dipper, zanim odpowiedział, wypił haustem zawartość flaszki, a potem popił to gorzkie gówno sokiem. Odetchnął, a potem spojrzał na baristę i plakietkę przy jego kołnierzyku koszulki polo.

- Okazja jest, ale bardziej zawodowa. Słuchaj, Bruno, słyszałem, że pracował u was jeden koleś. Szukam go od dłuższego czasu, może coś o nim wiesz? Ryan Ross, taki czarnooki blondyn. - widząc niezmienną obojętność na twarzy faceta, wyjął zza kurtki odznakę. Fałszywą, ale często ratowała mu w takich sytuacji tyłek. Bruno nieco się zmieszał, rozejrzał po pustym barze.

- Za takie informacje zazwyczaj żądamy pieniędzy. Wie pan, panie detektywie, biznes. To w sumie nie moja działka, po takie rzeczy idzie się do mojego szefa, Audreya. Osobiście nic nie wiem o Ryanie. Chodziły jedynie plotki, że szef go wylał, a potem zajebał, dlatego się tu nie pojawia.

O słowach nieistniejących |BILLDIP|Where stories live. Discover now