7. Szczury

670 84 22
                                    

Obudził się z upierdliwym bólem w głowie, który mocno dawał o sobie znać. Skrzywił się, lekko uchylił powieki, choć i tak nic nie ujrzał. Powoli wracał do świadomości, starał się rozbudzić zmysły i ogarnąć, co się w ogóle stało. Siedział właśnie na zimnej, twardej, wilgotnej posadzce. Ręce miał mocno związane jakimś cienkim, acz mocnym sznurem. Starał się wymacać dłonią telefon w tylnej kieszeni spodni, ale nie zastał tam urządzenia. Kurde. Co się w ogóle stało? Dlaczego czuł taki nieprzyjemny zapach stęchlizny czy wręcz pleśni? Dlaczego po otworzeniu oczu nic nie widział? Czemu był związany? Gdzie on się podział? Czemu tak bolała go głowa?

No tak. To przez tego durnego demona, który spowodował tę napiętą sytuację, bawiąc się jego kosztem. Pamiętał zadowolenie na twarzy tego dupka, gdy szastał go swoimi manipulacyjnymi tekstami. Dipper chciał oddalić się od niego i pójść badać teren na własną rękę, żeby nie musieć go więcej słuchać, no i mniej więcej udało mu się to, ale gdy skręcił w prawo i wszedł do jakiejś starej kuchni, film mu się urwał. Czy Ryan posunąłby się tak daleko, by go ogłuszać i porywać w jakieś dziwne, śmierdzące miejsce? Nie sądził, ale wolał sobie nie robić oczekiwań i po prostu czekać. Skupił się na tym, co mógłby ewentualnie usłyszeć z otaczającej go ciemności. W pomieszczeniu, w którym siedział, nie było nikogo innego (chyba że skrył się tu wyjątkowo utalentowany ninja), ale ujrzał przed sobą jasną kreskę zaznaczającą drzwi, za którymi ktoś się już tłoczył. Było ich kilku, z tego co wywnioskował, ale za nic nie mógł zrozumieć języka, w którym te osoby rozmawiały. Nie mógł porównać tego do jakiejkolwiek mowy, którą znał, a przynajmniej kojarzył. Ostry, drapieżny język drapał w gardło mówców, a Dipper sam musiał przełknąć ślinę, by pozbyć się tego uczucia, słysząc dziwną wymian zdań. Zresztą dźwięk był stłumiony przez grube drzwi, za którymi znajdował się, więc nawet gdyby mówili po angielsku, nie wychwyciłby za wiele. Szarpnął za sznur, chcąc się wydostać, ale mało mu to dało. Nie może siedzieć w tym składziku bezczynnie, powinien choć spróbować oswobodzić się. W cholewce buta schował nóż, którego napastnicy najwyraźniej nie zwinęli, bo jego rękojeść połyskiwała w nikłym świetle ze szpary spod drzwi. Tak jaśniała nadzieja. Dipper cholernie nie lubił takich sytuacji, gdzie był związywany i nawet nie wiedział, co się z nim działo (a zdarzyło się to już parę razy w jego karierze). Strasznie się stresował i tracił zimną krew, nie mógł się nawet uwolnić z więzów tego cholernego sznurka. Zacisnął wargi i szarpnął ponownie, ale zbyt nierozważnie, mocno uderzając o metalową szafkę, do której był przytwierdzony. Miał nadzieję, że nikt tego nie usłyszał, ale z półki stoczył się i spadł szklany słoik, rozbijając na drobne kawałki tuż obok rozedrganego i przerażonego chłopaka. Jak się obawiał, napastnicy usłyszeli huk, a drzwi zostały otwarte, wpuszczając do niedużego pomieszczenia mnóstwo oślepiającego światła. Dipper nie zobaczył postaci nad nim, bo promień by zbyt ostry, by ujrzeć jakiekolwiek rysy mężczyzny. Niewysoki jegomość pochylił się nad nim, chłopak zobaczył wykrzywione w szeroki uśmiech usta ukazujące białe, ostre zęby, jakby były specjalnie spiłowane do rozszarpywania ofiar. Uniósł wzrok, a demon zaśmiał się parszywie. Powiedział coś w tym brzydkim języku, którego nie pojmował, a któryś z jego towarzyszy wszedł za nim do kantorka. Dipper, mrużąc oczy, mógł im się w końcu przyjrzeć. Ten pierwszy, który przy nim klęczał, był rudy i niezbyt barczysty, budową w sumie przypominał blondwłosego Ryan'a, jednak jego twarz kazała trzymać się od niego z dala, jeśli nie chce się mieć problemów. Nie wiedział, czy to przez tę długą bliznę przechodzącą przez jego lewy policzek i oślepione oko, czy właśnie te groźne zęby. Wzbudzał respekt, wyglądał na szefa szajki. Ten drugi zaś, który właśnie wszedł, miał białe włosy upięte w koczek na głowie. Był z pewnością wyższy niż rudzielec, ale wyraz twarzy miał bardziej potulny, a niebieskie oczy wręcz kochane. Patrzyły na związanego chłopaka z cieniem sympatii, bynajmniej jednak współczucia. Ubrani byli jak zwykli ludzie, jak na demony ukrywające się na Ziemi przystało. Gdy białowłosy zbliżył się do Dippera, ten drgnął i chciał się gwałtownie odsunąć, jednak więzy na to nie pozwoliły. Demon uniósł dłonie w geście uspokojenia go. Rudzielec wywrócił oczami i chyba go pospieszył. Białowłosy zignorował go i starał się dotrzeć do chłopaka na spokojnie.

O słowach nieistniejących |BILLDIP|Where stories live. Discover now