23. Jak (nie)zostać Spider-Manem

282 44 5
                                    


Nagle przeszedł mnie dziwny dreszcz. Jakby mała szpileczka trafiła w moje serce, a uczucie niepokoju i straty rozeszło się po pozostałych członkach. Zadrżałem z przejęcia i rozejrzałem się, ale kanalizacja była pusta i cicha, pomijając już zawodzenie duchów z górnych pięter lochów. Szybko zignorowałem ten nagły atak smutku i prowadziłem nas dalej w nieznaną ciemność. Trzymałem dłoń Dippera i głaskałem ją powoli kciukiem, jakbyśmy właśnie nie starali się uciec z Piekła, tylko spacerowali po zielonym parku z Newtonem przy nodze. No, prawie, bo nadal nie mogłem przestać stresować się, że ktoś nas jednak przyłapie i będziemy musieli pożegnać się z życiem. No i nie było tu Newtona. Tunel był bardzo wilgotny i śmierdzący, choć po dłuższym czasie można się przyzwyczaić do tych zapachów, nawet jeśli jest się demonem i ma wyczulony węch jak rasowy Terrier. Czasem korytarzyki były szerokie na ponad dwa metry i na luzie mieściliśmy się obaj wszerz, a ze dwa razy musieliśmy wciągać brzuchy i przeciskać się przez ciasne szczeliny.

- Na pewno wiesz, gdzie idziemy? - zapytał mnie w pewnym momencie Dipper, gdy akurat napotkało nas rozdroże. Po krótkiej chwili namysłu po prostu skierowałem nas na prawo.

- Jasne, że nie. Jestem tu pierwszy raz w życiu, a wiele moich magicznych lampek zostało wyłączonych przez to zaklęte miejsce. Zdaję się na instynkt. - wzruszyłem lekko ramionami, świecąc jasną kulą obłoku przed siebie. Dróżka znowu się zwężała. Ten tunel nawet nie wyglądał jak prawdziwa kanalizacja, a raczej jaskinia wyciosana przez opryskliwą matkę naturę albo zdesperowanych uciekinierów za czasów niewoli babilońskiej. Nie byłem do końca pewien, czy to dobra droga, ale pozostawałem optymistą i wierzyłem, że to właśnie dzięki temu tunelowi odzyskamy swoją wolność. Dipper jedynie coś burknął z niezadowoleniem pod nosem, że no ma nadzieję, że mój instynkt zadziała, bo nic innego nam nie pozostało. Podziwiałem go jednak za ogromną cierpliwość i to, że na serio nie był przerażony faktem przebywania w Piekle. Normalny człowiek pewnie by się zaparł i nawet nie chciał ruszyć ze swojej "bezpiecznej" celi, do której go wpakowano. A mój Dipper sam odnalazł nam kanalizację! Od początku widziałem, że Pines nie był życiową ofermą i potrafił odważnie wyjść z trudnej sytuacji, ale i tak go podziwiałem.

Przejechałem dłonią po litej skale po lewej, badając z dziecięcych nudów jej strukturę. Nie wiem ile już wędrowaliśmy, ale na tyle długo, bym zaczął wątpić w to, czy na pewno ten korytarz prowadził naprzód, a nie w koło.

- Czy my już nie mijaliśmy tego słupa? - spytałem cicho z irytacją, patrząc na gruby stalaktyt, który był zbyt podobny do poprzedniego. Warknąłem pod nosem i rozejrzałem się pilnie, ale przed i za nami rozciągała się taka sama nieprzenikniona ciemność. Niezbyt satysfakcjonujący widok. Dipper pozostał milczący, a ja zacząłem burczeć pod nosem, że górnymi lochami pewnie byśmy jednak wyszli szybciej, nawet jeśli czekają tam na nas żołnierze Lucyfera. Chyba lepsza potyczka w paroma bałwanami niż bezcelowe łażenie po ciemnych jaskiniach bez żadnego planu, nie? Nagle jednak poczułem, że Dipper ciągnie mnie lekko za rękę. Warknąłem do niego nerwowo z pytaniem "o co ci znowu chodzi?", ale gdy zobaczyłem jego wyraz twarzy, zrozumiałem, że coś się stało. Chłopak z przerażeniem wpatrywał się w punkt przede mną, dlatego szybko odwróciłem się, by dowiedzieć się, o co chodzi. A chodziło o dwa odległe jasne punkciki wwiercające się w nasze spojrzenia. Punkty zamrugały, a potem nagle pojawiło się ich cztery razy więcej. Ośmioro oczu wpatrywały się w nas czujnie i badawczo. Poczułem chłód na karku, przełknąłem ciężko ślinę. Odwróciłem twarz w kierunku Dippera i zacisnąłem nerwowo wargi.

- Dobra, a teraz słuchaj. Ty się powolutku i spokojnie wycofasz, a ja pójdę i pozbędę się ogromnego pająka, okej? Tylko bez nerwów.

- Jesteś tu bardziej nerwowy niż ja. - odparł cicho i puścił moją rękę. Fakt, Dipper chyba nie bał się pająków tak bardzo jak ja. No, znaczy takie małe pipidówy, które można spotkać w domach ludzi to mogę zjeść na śniadanie. Gorzej, jeśli właśnie mieliśmy do czynienia z bykiem rodu akromantuli z Harry'ego Pottera. Wtedy wszyscy mieliśmy przerąbane, szczególnie że Lucyfer zawsze miał upodobanie do takich ohydnych pupilków. Może chciał połechtać własne ego, hodując sobie w piwnicy potwory okropniejsze niż był on sam?

O słowach nieistniejących |BILLDIP|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz