Nauka latania [4/4]

729 48 24
                                    

Nikt nie może się cofnąć

w czasie i napisać nowego początku, 

ale każdy może zacząć od dzisiaj

i napisać nowe zakończenie...


— I co myślisz? — zapytała Szpadka, spoglądając na swoją przyjaciółkę, która siedziała na podłodze w otoczeniu dzieci z akademii. Astrid uniosła wzrok i rozejrzała się dookoła, zauważając pięknie przystrojone wnętrze. Wikingowie nadal ciężko pracowali nad wystrojem, ale wszystko szło sprawnie i zgodnie z planem.

— Wygląda cudownie — odpowiedziała zgodnie z prawdą dziewczyna, a następnie zwróciła ponownie swoją uwagę na dzieci. Jeden z chłopców pokazał jej rysunek smoka, podchodząc do niej. Uśmiechnęła się szeroko i potarmosiła jego blond włosy, dziękując przy tym.

— No, no, no... Widzę, że będziemy w tym roku wyjątkowo obchodzić naszą małą rocznicę pokoju ze smokami — usłyszały nagle głos Czkawki, który wszedł niespodziewanie do środka twierdzy. Dziewczyny uśmiechnęły się na jego widok i posłały sobie znaczące spojrzenia.

— No a jak! W końcu mój pomysł — pochwaliła się jego żona, a szatyn jedynie zaśmiał się pod nosem. Dzieciaki, które do tej pory siedziały wokół dziewczyny, odbiegły teraz na moment, dając małżeństwu trochę swobody. Czkawka skorzystał z wolnego miejsca i usiadł obok żony. Pocałował ją delikatnie w policzek, witając się z nią zarazem. Astrid podała mu następnie rysunek, który otrzymała chwilę temu. Mężczyzna zapatrzył się w sylwetkę smoka, przez moment nie zwracając na nic innego swojej uwagi. Szpadka posłała Astrid krótkie spojrzenie, po czym usiadła na ławce, naprzeciw małżeństwa.

— Fajnie by było mieć takiego szkraba, co? — zapytała, czym sprawiła, że na twarzach pary pojawiły się nieśmiałe uśmiechy. Popatrzyli na siebie, nie wiedząc jak nazwać targające nimi uczucia. — Jesteś w ciąży? Nie wiem o czymś?

— Nie jestem, ale rozważamy tę opcję.

— Oh, mała dzidzia, to by było coś — rozmarzyła się Szpadka, patrząc gdzieś za siebie. Czkawka uśmiechnął się w tym czasie do Astrid.

— Zaraz cała wioska się dowie — wyszeptał jej do ucha, wywołując śmiech blondynki.

— Pewnie tak — odparła i spojrzała głęboko w oczy ukochanego. — Nadal nie wiem czy to jest dobry pomysł.

— Nie musimy się z niczym spieszyć Astrid. A jeśli nawet kiedyś się rozmyślisz, to nie ma sprawy. Ty też mi wystarczysz — powiedział zgodnie z prawdą. Następnie ujął jej podbródek i złożył na jej ustach miękki pocałunek.

— Wodzu! — usłyszeli nagle oboje, jednak nie oderwali się od siebie. Czkawka machnął jedynie ręką, jakby odpychając od siebie zbędne na razie sprawy. Głos jednak powtórzył się, a szatyn jedynie westchnął. To Astrid przerwała pocałunek, wiedząc, że mężczyzna, który pojawił się nagle znikąd nie odejdzie, dopóki nie zamęczy czymś Czkawki.

— Będę wieczorem — powiedział jeszcze na odchodnym.

— Jasne, powodzenia — odparła blondynka i pożegnała męża smutnym spojrzeniem.


⭐️


— Rozgość się — powiedział Sączysmark i zaproponował, że przyniesie jej coś do picia. Astrid rozejrzała się po ładnie urządzonym pokoju. Nie spodziewała się takiego porządku po przyjacielu, ale nie mogła mu nic zarzucić. Kiedy wrócił westchnęła, zapatrzona w jeden z rysunków, wiszących na ścianie, obok łóżka. Przedstawiał ich całą paczkę w wieku, gdy mieszkali na Końcu Świata. Blondynka często wspominała tamte czasy. Nawet nieświadomie, we śnie, ukazywały się się obrazy, które kiedyś już widziała. Nierzadko znów stawała naprzeciw trudnościom w postaci łowców czy innych antagonistów. Kiedy budziła się z niemym krzykiem na ustach lub ze łzami w oczach od razu uświadamiała sobie, że nigdy dotąd nie miała wrogów, ale nieprzyjaciół. Wrogiem była sama dla siebie. Stanowiła dla siebie zagrożenie. A największym antagonistą była dla niej jej niepełnosprawność.

the greatest gift is love || hiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz