I can't imagine a world without you, Milady

2.7K 81 15
                                    

Rest your head on my heart
And your pain on my shoulders
Make your way to my arms
'Cause you got me*

Bardzo przyjemnie się czyta z piosenką
The Piano Guys pt. "Beethoven's 5 Secrets"

Wieczory na Berk stawały się przychodzić coraz szybciej, robiły się zimne i nieprzyjemne. Zbliżała się zima, a mieszkańcy Północnego Archipelagu zaczęli to odczuwać. Bezpiecznie chowali się w domach, gdy zapadał zmierzch i nie wychodzili do świtu. Tego jednak wieczoru był ktoś komu dokuczliwy chłód nie przeszkadzał. Mężczyzna na smoku czarnym jak noc rozkoszował się lotem ze swoim najlepszym przyjacielem. Kosztował zimnego, wręcz mroźnego powietrza, nie przejmując się temperaturą. Radość czuł głęboko w sercu, jak i ulgę kiedy jego ciało tak idealnie dopasowane do ciała Nocnej Furii szybowało po niebie.

***

Na Berk właśnie wstawał nowy dzień. Chłodny ranek sprawił, że wioska wyglądała jak gdyby czas się w niej zatrzymał. Dopiero kiedy słońce zaczęło powoli wychylać się zza horyzontu wikingowie zaczęli wychodzić ze swych ciepłych domów do codziennych zajęć. Tylko w jednym z domów panował spokój i jakaś taka dziwna cisza. Po kuchni krzątała się czarnowłosa dziewczyna, nie spała przez prawie całą noc, ale to nie przeszkadzało jej w porannych obowiązkach. Właśnie przygotowywała zioła lecznicze w drewnianym kubku kiedy do chaty ktoś zapukał. Nie zdziwiła się z tego powodu, mimo tak wczesnej pory. Nawet domyślała się kto może stać się jej gościem. Odpowiedziała ciche "proszę", a do środka wkroczył postawny, dobrze zbudowany mężczyzna. Stanął obok stołu, przy którym czarnowłosa postawiła krzesło po czym po prostu na nim usiadła.
- Co z nią? - zapytał mężczyzna i usiadł naprzeciwko dziewczyny. Ona tylko pokręciła przecząco głowę. Jej wzrok patrzył obojętnie w jakimś punk za nim, a on sam dostrzegł, że przyjaciółka coś przed nim ukrywa. - Nic nie pomaga?
- Jest tylko coraz gorzej, Eret. Do tego ona nie chce od nikogo pomocy. Odpycha nawet mnie. Razem z Valką próbujemy od kilku dni wlać w nią choć trochę lekarstwa, ale ona zaczyna się nawet głodzić. To wszystko zaczyna mnie przerastać - powiedziała dziewczyna z bólem w głosie. Zmęczenie również dawało po sobie znać.
- Powinnaś odpocząć - Eret popatrzył poważnie na dziewczynę. Heather, bo tak się zwała, spojrzała wreszcie w jego oczy i dostrzegła w nich troskę również o nią samą. Uśmiechnęła się przelotnie i wstała.
- Może masz rację - westchnęła. - Gdyby Czkawka tu był...
- On wróci - wyszeptał dawny łowca smoków.
- Mam nadzieję, inaczej możemy raz na zawsze stracić naszą Astrid...

Eret popatrzył poważnie na dziewczynę i skinął smutno głową. To była prawda i choć sam opierał się by to przyznać, to bał się o życie przyjaciółki. Odkąd wódz Wandali wyleciał trzy tygodnie z wyspy z zamiarem powrotu po przeszło dziewięciu dniach, nadal nie było od niego wieści. Od dwanastu dni żyli nadzieją, że to przez pogodę, traktaty, czy też inne czynniki nie wrócił jeszcze do domu. Pewnego dnia Astrid wymknęła się nocą na klify i tam spędziła czas aż do świtu czekając aż na horyzoncie pojawi się znajomy zarys jej ukochanego. Rankiem, całkiem przemarzniętą, znalazła ją Heather i zabrała do wioski. Wtedy okazało się, że dziewczyna złapała niezłe przeziębienie. Eret westchnął ciężko. Właśnie, niezłe przeziębienie przeobraziło się w chorobę. Mężczyzna wszedł na górę najciszej jak mógł. Uchylił drzwi i spojrzał przez niewielką szparkę na ukrytą pod dwoma kocami dziewczynę. Blondwłosa wojowniczka oddychała z trudem, jej zatkany nos jeszcze bardziej to utrudniał. Eret nie chcąc jej budzić wszedł do jej pokoju najciszej jak tylko pozwalała na to skrzypiąca przy każdym kroku podłoga. Jeździec usiadł przy łóżku na stołku i położył swoją dłoń na czole przyjaciółki. Gorączka, która utrzymywała się przez całą noc nie spadła, co tylko zmartwiło mężczyznę. Oparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach. Nie taki widok obiecał przyjacielowi gdy ten leciał na podpisanie pokoju z wyspami Południowego Archipelagu i zlot wodzów Północnego Traktatu. Nagle ciszę przerwał przerażający kaszel wyrywający się z płuc wojowniczki. Eret szybko odgonił od siebie wszystkie myśli i spojrzał na przyjaciółkę ze strachem. Ta uchyliła lekko powieki i popatrzyła na czarnowłosego.
- Czkawka? - zapytała tak cicho, że na początku nie do końca zrozumiał.
- Nie, Astrid. To ja, Eret - odparł, a dziewczyna odwróciła wzrok i patrzyła teraz wprost na drzwi, jakby czekała na kogoś jeszcze.
- Gdzie jest Heather? - wyszeptała.
- Wysłałem ją do domu. Powinna odpocząć. Możemy pogadać? - zapytał niepewnie spoglądając na dziewczynę. Ta spuściła wzrok i zamknęła oczy.
- Po to tu przyszedłeś?
- Między innymi. Posłuchaj, - zaczął - Czkawka zawsze chciał dla ciebie jak najlepiej. Jestem na Berk dopiero od roku i muszę ci się przyznać, że jeszcze nigdy w swoim, dosyć żałosnym życiu, nie widziałem nikogo takiego jak on. Nigdy nie widziałem człowieka, który tak bardzo kogoś kochał. Masz ogromne szczęście. Ale nie masz nadziei. Astrid, to nie jest byle jaki wiking. To jeździec Nocnej Furii, który zrobiłby dla ciebie wszystko. Poznałem go, Astrid. I poznałem ciebie. Jesteś wojowniczką, a właśnie teraz się poddajesz. - Otworzyła oczy i popatrzyła na niego niepewnie. - Czkawka zrobiłby dla ciebie wiele, zapewniam cię, że teraz gdziekolwiek się znajduje, może jest w tarapach, myśli jak do ciebie wrócić. Może jest już nawet blisko. Nie możesz tak po prostu się teraz poddać.
- Skąd możesz to wiedzieć? - zapytała szorstko.
- Bo to najbardziej uparty chłopak jakiego znam. I najbardziej zakochany jeździec na Berk, a może i na całym świecie - uśmiechnął się, a wojowniczka odwzajemniła ten gest.

the greatest gift is love || hiccstridWhere stories live. Discover now