(nie)idealni

1.6K 71 13
                                    

ideał - coś absolutnie doskonałego

Czkawka zmierzał radosnym krokiem w stronę domu. Było późne popołudnie, a wizja spędzenia reszty dnia razem z rodziną napawała go szczęściem. Z twarzy nie schodził mu uśmiech. Przyjaciele odciążyli go od obowiązków dwa tygodnie temu, kiedy to w jego życiu pojawiła się maleńka istotka, niemal od razu skradając mu serce. Wszyscy oczywiście rozumieli potrzebę wodza i nie mieli nic przeciwko dodatkowej pracy czy pomocy. Czkawka cieszył się, że ma obok tak wspaniałych ludzi, którzy są w stanie zrozumieć, gdzie teraz znajduje się cały jego świat.

Szatyn wszedł do domu, uśmiechając się od ucha do ucha i od razu zmierzył się z krzykiem dziecka. Astrid chodziła po parterze, kołysząc maleństwo w celu uspokojenia go, jednak nie przyniosło to żadnego rezultatu. Czkawka niewiele myśląc odebrał od żony córkę i sam zajął się jej uspokajaniem. Blondynka w tym czasie obserwowała go, stojąc z boku.
— Ciii — szeptał czule do dziecka. — Nie płacz malutka. — Przemawiał spokojnym głosem. Po chwili krzyk ustał, a dziecko jeszcze lekko rumiane z wysiłku patrzyło na tatę, wyciągając w stronę jego twarzy maleńkie rączki. Czkawka uśmiechnął się szeroko i pocałował czółko dziewczynki. Odłożył córeczkę do stojącej niedaleko kołyski i przykrył ciepłym kocykiem. Astrid bez słowa przeszła do kuchni i zajęła się przygotowywaniem posiłku. Szatyn wyczuł jej złe samopoczucie i postanowił nie zostawiać jej z tym samą, dlatego sam przeszedł do pomieszczenia obok. Przytulił się do żony od tyłu, cmokając jej policzek ciepłymi ustami.
— Hej, co się dzieje? — zapytał, będąc absolutnie pewnym, że coś jest nie tak.
— Nic, a co ma się dziać? — odparła obojętnie, nijako reagując na jego czułości.
— No nie wiem, na pewno coś jest nie tak. Więc? — nie odpuścił. Astrid wzruszyła ramionami i przelała mleko do dwóch butelek. Jedną wzięła i wróciła do dziecka. Zignorowała troskę Czkawki, podając maleństwu pokarm. Dziewczynka nie była jednak zadowolona prawdopodobnie z obojętności i humoru Astrid, bo znów zaczęła krzyczeć, kopiąc nóżkami kocyk. Dwudziestotrzylatka popatrzyła ze zrezygnowaniem przed siebie i zostawiła dziecko, udając się na górę. Wódz spojrzał na pozostawioną córeczkę i sam zajął się nakarmieniem jej. Wyjął maleństwo razem z kocykiem z kołyski i przechadzając się po pomieszczeniu próbował uspokoić dziecko, podając mu butelkę mleka. Dziewczynka zasnęła kilka chwil później, a Czkawka postanowił w końcu poważnie porozmawiać z żoną.

Wszedł do pokoju z małą Alfhild, w chwili, gdy Astrid sprzątnęła ostatnie papierzyska, leżące dookoła biurka. Nienawidziła nieporządku, a Czkawka dzień wcześniej nie miał już siły, by posprzątać po sobie. Nie miała mu tego za złe, nigdy nie miała, teraz jednak wyczuł, że ewidentnie coś jest nie tak. Odłożył małą do łóżeczka i usiadł na łóżku, obserwując Astrid. Kiedy przeszła obok niego, złapał jej nadgarstek i przyciągnął do siebie. Bez słowa posadził ją sobie na kolanach, mocno przytulając.
— Jestem beznadziejna — wyszeptała nagle, a w oczach zalśniły jej łzy.
— Co? Czemu beznadziejna? — zapytał, również szeptem, mając na uwadze śpiące obok dziecko.
— Nie potrafię się nią zająć. Cały czas przy mnie krzyczy, jakby nie mogła znieść mojego widoku, a ja nie mam już siły, żeby ją uspokajać. Wiedziałam, że tak będzie. Jestem beznadziejną matką — powiedziała, ocierając spływające po policzkach łzy.
— Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem, wiesz? Jesteś przemęczona. Przez całą dobę, dzień za dniem, zajmujesz się Alfhild. Nie wymagaj od siebie za wiele, Astrid. Nie jesteś w stanie tak funkcjonować. Powinienem być z tobą i pomagać ci w tym wszystkim, ale ciężko mi połączyć pracę z wami — wyjaśnił, czując, że ro jego wina. Wyrzuty sumienia zalały jego serce. Westchnął ciężko i spojrzał na ukochaną. Dziewczyna wyglądała na starszą niż w rzeczywistości. Blask jej oczu wygasł, zgaszony przez nawał pracy przy córeczce. — Spotkałem dzisiaj Ethana. Przypłynęli rodzice Gabrielli, a twój ukochany braciszek zaprosił nas na kolację — powiedział i wstał, zmuszając ją do tego samego. Czkawka podszedł do szafy i wyciągnął z niej beżową sukienkę. Wyciągnął ją w stronę Astrid, przykładając do jej ciała i uśmiechając się przy tym szeroko. — Wygląda idealnie.
— Tak, przy mnie, nie na mnie — westchnęła. — Ja wyglądam okropnie i nie wiem czy chcę gdziekolwiek dzisiaj wychodzić.
— Nie możesz wiecznie siedzieć w domu, As. Chodź. Ubierz ją i przygotuj się, a ja zaniosę Alfhild do mojej mamy. Już pytałem. Chętnie się nią zajmie. A ja dzisiaj zajmę się tobą — odparł szatyn i wyciągnął córeczkę wraz z kocykiem, układając ją w ramionach. Astrid nie była jednak szczęśliwa. Miała ochotę po prostu odpocząć, jednak wizja odwiedzenia rodziny również nie była aż tak złym pomysłem. Kiedy usłyszała trzaśnięcie drzwi na dole, przeszła do łazienki w celu odświeżenia się i przygotowania do kolacji. Chcąc nie chcąc uśmiechnęła się na myśl o czasie spędzonym wśród bliskich.

the greatest gift is love || hiccstridWhere stories live. Discover now