Du vil alltid være i våre hjerter, Milady [2/2]

1.6K 70 18
                                    

Perspektywa Heather

     Poznałam kiedyś szóstkę przyjaciół. Trochę nietypowych. Czkawka był przywódcą, no wiecie tak szef grupy, Astrid miała naturę wojowniczki, Szpadka i Mieczyk byli... wybuchowi, Sączysmark no cóż... lekkomyślny, jak na wikinga (nie)przystało, a Śledzik to typowy kujon. Wiecie, nie rozumiałam ich przyjaźni. Według mnie każdy miał swój oddzielny świat. Błędne myślenie. Owszem, każdy miał swoje życie, ale żyli na jednej planecie i byli swoim, znanym światem. Każdy z nich był wyjątkowy w tym co robił, jak się zachowywał. Byli drużyną, a drużyna trzyma się razem mimo burz i sztormów. Na co komu drakkar, w którym potrzeba sześciu wikingów, a wiosłuje tylko pięciu? Wszyscy są równi i tak samo ważni... Bez wyjątku...

     Dotarłam na Berk, po przeszło siedmiu dniach lotu. Droga na wyspę była dosyć spokojna, spodziewałam się jednak burz. Nadeszła jedna. Razem ze Szpicrutką przetrwałyśmy ją na jakiejś nieznanej nam wyspie, w jaskini. Noce o tej porze roku były chłodne i ciemne, zdradliwe dla zmęczonych podróżą wikingów. Z pomocą Odyna szczęśliwie dotarłam do celu. Odetchnęłam świeżym powietrzem wyspy i przez moment uśmiechałam się w stronę wioski. Stałam na klifie razem ze zmęczoną smoczycą. Obiecałam jej już odpoczynek, dlatego obie ruszyłyśmy w stronę osady.
     Już po kilku minutach dostałam się w cetrum wioski. Wikingowie jak to wikingowie wykonywali swoją pracę i nie zwracali na mnie uwagi. Co mi oczywiście nie przeszkadzało. Kilka metrów dalej ujrzałam Talisę, która delikatnie myła warzywa na swój stragan. Już miałam do niej podejść, by zapytać o Czkawkę lub jeźdźców, kiedy ktoś zderzył się ze mną i upadł na mnie. Syknęłam cicho. Wiking natychmiast wstał zawstydzony. Nie był wysoki, za to dobrze zbudowany. Miał czarne włosy i delikatny zarost.
- Najmocniej przepraszam - odparł, a ja wtedy go poznałam.
- Miło cię widzieć, Sączysmark! - krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję. Chłopak odsunął mnie delikatnie. Na początku był zdziony, lecz później jego oczy się rozszerzyły i przytulił mnie do siebie.
- Heather! Jak miło cię widzieć. Tak się cieszę, że przyleciałaś. Reszta też na pewno się ucieszy - powiedział i uśmiechnął się krótko. Gest ten nie trwał długo, jedynie kilka sekund. - Tak bardzo się cieszę - wyszeptał i spojrzał w niebo. Wtedy dostrzegłam w kącikach jego oczu drobne łzy.
- To prawda? - zapytałam i popatrzyłam na niego. Spojrzał w moje oliwkowe oczy. Nie potrzebowałam jego słownej odpowiedzi. Wystarczyło jedno spojrzenie, a ja już ją znałam. Poczułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy dlatego zamrugałam nimi szybko, chcąc się ich jak najszybciej pozbyć.
- Zaprowadzę cię do reszty - powiedzial cicho i ruszył w stronę Twierdzy.
- Sączysmark? - zapytałam, stojąc wciąż w miejscu. Chłopak odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie pytająco. - Czy... czy mogłybyyśmy odpocząć razem ze Szpicrutą? Odespać tę długą podróż?
- Ależ oczywiście. Wybacz najmocniej! Zupełnie zapomniałem by o to zapytać. Ostatnio jakoś ciężko myślę - usprawiedliwił się.
- Nie dziwię się - powiedziałam, lecz chłopak nie skomentował tego.
- Chodź, zaprowadzę cię do mnie. Jeśli nie masz nic przeciwko? Nie przygotowaliśmy się jeszcze na twoje przybycie. - Powiedział, a ja tylko skinęłam głową. - Za mną.

***
Perspektywa narratora

  Twierdza była prawie całkowicie pusta. Gdzieniegdzie ktoś siedział rozmawiając, spożywając posiłek lub po prostu umilając sobie życie słodkim miodem. Heather usiadła przy stole razem z Sączysmarkiem, Śledzikiem i bliźniakami. Czkawki nie było. Jak zwykle. Nie wiedział nawet jeszcze, że na wyspie zjawiła się jego najbliższa przyjaciółka, najbliżasza zaraz po Astrid. Przyjaciele siedzieli w milczeniu, minuta po minucie patrząc w ogień paleniska, znajdującego się na środku budynku. Zbliżał się wieczór, więc wikingowie powoli kończyli swoją pracę i zmierzali do domów na ciepłą strawę. Sączysmark nagle wstał i podszedł do wypełnionej po brzegi beczki z pitnym miodem. Nalał sobie trochę napoju i ponowanie wrócił na swoje miejsce. Upił pożądny łyk i popatrzył po zebranych.
- Ciężko jest bez niej - odparł cicho i popatrzył na swój kubek.
- Czkawka coraz bardziej się stacza - dodał Śledzik, po czym westchnął. Spojrzał na Heather zmęczonym wzrokiem.
- A najgorsze jest to, że nikt nie potrafi mu pomóc. Wszystkich odtrąca i zbywa, że niby wszystko gra. Zmienił się nie do poznania - dopowiedział Smark.
- Co się stało? - zapytała Heather, zwracając uwagę przyjaciół.
- Trzy miesiące temu, na jednym z patroli Astrid zauważyła statki Łowców, ta sama bandera i ten sam kapitan. Wierz lub nie, ale Viggo przeżył ostatni atak, jaki przeprowadziliśmy na Końcu Świata, choć myśleliśmy inaczej. Tak więc, niebezpiecznie zbliżył się do granic Berk...

the greatest gift is love || hiccstridWhere stories live. Discover now