Bezgraniczna miłość

1.8K 66 11
                                    

I proszę patrz na mnie tak,
jakby nie liczyło się nic
więcej poza tym,
że   j e s t e m
~ Anonim

Tak trochę 18+ 😏

Astrid zajrzała do twierdzy, lecz nie dostrzegła prawie nikogo z wyjątkiem Śledzika oraz dzieci siedzących w kącie. Otyły jeździec uśmiechnął się w jej stronę, kiedy podeszła bliżej. Naraz usłyszała „dzień dobry" od uczniów, na co odpowiedziała tym samym. Rzadko miała styczność z tą grupą wiekową, bo głównie uczyła w Akademii walki wręcz, a także posługiwania się bronią. Zyskała jednak respekt i uznanie na Berk, szczególne wśród młodszych dzieci.
— Cześć Śledzik — powiedziała miło, stojąc zaledwie metr od przyjaciela. Uczniowie odczuli, że mają chwilę dla siebie i nie zamierzali przeszkadzać starszym jeźdźcom.
— Hej. Co cię do mnie sprowadza? — zapytał miło, odkładając na chwilę, trzymaną w dłoni księgę.
— Szukam Czkawki. Od rana nigdzie go nie widziałam, a dotąd nie zdarzało się, by nie przychodził na umówione spotkania. Wiem, że Czkawka to Czkawka, ale trochę się martwię. — Powiedziała, patrząc na blondyna.
— Hmm... To dosyć dziwne, bo też miałem się dzisiaj z nim spotkać, przed zajęciami, ale nie przyszedł. Uznałem, że coś mu wypadło. — Odparł. Oboje umilkli na chwilę, myśląc nad obecnym miejscem ewentualnej lokalizacji szatyna. Odkąd Czkawka skończył miesiąc temu dwadzieścia lat często gdzieś znikał, to na krócej, to na dłużej, ale zwykł mówić, gdzie leci. Teraz nie wiedział nikt.
— A Stoick? — podsunął Śledzik.
— Pytałam. Nie widział go od wczorajszego wieczoru, czyli nawet dłużej niż ja — odpowiedziała Astrid, czując lekką trwogę. — Zmienił się.
— No wiesz... Odkąd wróciliśmy z Końca Świata minęło pół roku. Wszyscy się zmieniliśmy, ale on jak zwykle odstaje bardziej niż inni. Wydaje się jakby nie do końca dorósł do roli, którą będzie musiał kiedyś przejąć. Sama wiesz o czym mówię — odparł blondyn, a Astrid od razu wyczuła w jego głosie pewnego rodzaju obawę i wcale się nią nie zdziwiła.
— Niestety — westchnęła. — Dobra, idę go szukać dalej. Może już wrócił.
— Powodzenia — powiedział zanim odeszła. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i opuściła budynek.

⭐️⭐️⭐️

Czkawka uderzył w rozżarzony do czerwoności pręt wyginając go pod odpowiednim kątem. Metaliczny dźwięk rozniósł się po kuźni, a szatyn uśmiechnął się czując przyjemny swąd metalu i ognia. Szczerbatek drzemał w kącie, zmęczony długim lotem. Czkawka nie oszczędzał go i pozwolił sobie na trochę szaleństw w powietrzu, dlatego smok teraz odsypiał. Dwudziestolatek popatrzył na swoje dzieło, po czym wsadził gorący pręt do zimnej wody. Usłyszał charakterystyczne syczenie, po czym wyciągnął przedmiot i zaczął go wykańczać. Właśnie oglądał go w palcach, kiedy usłyszał za sobą zniecierpliwiony głos.
— No wreszcie.
— A-Astrid... co tu robisz? — zapytał lekko zestresowany. Dziewczyna wbiła w niego wzrok, obserwując każdy jego ruch. Nie miał żadnego pomysłu, by schować prezent, który chciał zrobić bezokazyjnie (lub w ramach ewentualnych przeprosin). Nagle uśmiechnął się szeroko i szybkim ruchem przyciągnął dziewczynę do siebie, łącząc ich usta razem. Starał się, by nie wyczuła podstępu i kiedy zamknęła oczy, szybko schował podarek do kieszeni kombinezonu. Blondynka mruknęła cicho i oderwała się od chłopaka.
— Wiesz, że to za mało na przeprosiny — powiedziała, krzyżując ramiona. Zdradził ją jednak zadziorny uśmiech. Czkawka odwrócił się z powrotem do biurka, rozkładając na nim mapę. Zaznaczył na niej pewien obszar jednym pociągnięciem węgielka. Blondynka podeszła bliżej i usiadła pewnie na biurku, zaraz obok mapy, przypatrując się szatynowi. Wyciągnęła ramiona w jego stronę i zarzuciła dłonie na jego kark, przyciągając bliżej siebie. Przygryzła delikatnie dolną wargę. Czkawka uśmiechnął się i pewnie, bez żadnego skrępowania położył dłonie na jej biodrach. Przywarła do jego ust na długo. Jej palce wplątały się w jego włosy. Mruczał za każdym razem, kiedy lekko pociągnęła za pojedyncze kosmyki.
— Stęskniłaś się, co? — zapytał, próbując uspokoić swój oddech. Astrid również potrzebowała chwili, by powrócić do normalnego stanu. Zarumieniła się delikatnie.
— Znowu tak o! sobie wyleciałeś... Nie ma się co dziwić — odparła, poprawiając swój warkocz. Następnie zeskoczyła z blatu i zaczęła sprzątać z biurka. Czkawka patrzył na jej ruchy z niemałym pożądaniem, ale teraz ważniejsza była rozmowa niż czyny. Usiadł na krześle i chwycił blondynkę za ramię, chcąc posadzić ją sobie na kolanach. Wojowniczka nie miała jednak na to ochoty i usiadła naprzeciwko, zajmując stary stołek.
— Przepraszam Astrid. Chciałem być sam na sam ze Szczerbatkiem — powiedział cicho, patrząc na nią. Już dawno poznała ten jego numer i prychnęła wcale nieprzekonana.
— A sam na sam ze mną to co? — zapytała pół żartem pół serio.
— Jesteś zazdrosna? — parsknął śmiechem. Wojowniczka przewróciła oczami.
— Może... to źle?
— Nigdy nie skarżyłaś się, żebym cię zaniedbywał. No może raz — dopowiedział, przypominając sobie sprawę sprzed kilku miesięcy. — Ale później się poprawiłem. Spędzamy naprawdę mnóstwo czasu razem.
— Ja wiem Czkawka — powiedziała poważnie, chcąc wreszcie mu to wyznać. — Ale czasami mam ochotę tak po prostu to wszystko tu rzucić i wylecieć tak jak ty. Tylko, że Stoick jest twoim ojcem, wszystko ci wybaczy, a ja... ja muszę się dostosować. Moi rodzice też tak na to patrzą, no wiesz, że mam być posłuszna — wyżaliła się.
— Oj Astrid. Nikt ci nic nie każe. Z resztą od kiedy ty robisz coś, czego inni od ciebie oczekują? Na Końcu Świata było zupełnie inaczej — uśmiechnął się na samo wspomnienie.
— Kraniec to zupełnie inny świat, teraz naszym domem znowu jest Berk. Nie chcę nikogo zawieść choć czasem mam ochotę wszystko rzucić — powiedziała szczerze i przesiadła się. Czkawka wziął ją na kolana, obejmując opiekuńczymi ramionami. Cmoknął ją w skroń, kołysając delikatnie. Astrid przymknęła powieki wyraźne odprężona i uśmiechnęła się lekko.
— Wiesz co? Jutro możemy gdzieś polecieć. Tylko ty i ja — wyszeptał jej do ucha. Kiwnęła głową, nie otwierając oczu. Czuła się niezwykle dobrze w jego objęciach.
— Tak słodko, że aż mdli — usłyszeli nagle i czar prysł. Sączysmark stał w drzwiach, obdarowując parę jednym ze swych słynnych spojrzeń. Astrid wzdrygnęła się na jego widok, ale wcale nie zamierzała wstawać z wygodnych kolan, a wręcz przeciwnie, wtuliła się mocniej w chłopaka.
— Jakaś arcyważna sprawa, czy nie masz co robić? — zapytał poważnie Czkawka. Nie miał ochoty spędzać czasu z przyjacielem. Tym bardziej, że Astrid wydawała się również zdegustowana obecnością wikinga.
— Wolę wam podokuczać — uśmiechnął się, patrząc na nich znacząco.
— Daruj sobie. Szczerbek! — Czkawka spojrzał na smoka, który na dźwięk swojego imienia poderwał się w miejsca. Podszedł do bruneta, warcząc ostrzegawczo.
— Mordko. To tylko ja, Sączysmark, tak? — powiedział spokojnie dwudziestolatek, wyciągając dłonie przed siebie, ustawiając się jakby do obrony.
— Chyba udaje, że cię nie zna — odparł z kamienną twarzą Czkawka. Szczerbatek zdążył tylko otworzyć paszczę, kiedy rozległy się histeryczny krzyk Sączysmarka. Astrid zaśmiała się, widząc przyjaciela, który niemal nie wpadł w ścianę. Szatyn zawtórował jej, a następnie pocałował delikatnie jej odsłoniętą szyję. Blondynka westchnęła cicho, zamykając oczy. Czkawka dał znak Szczerbatkowi, by wyszedł z małej kanciapy i położył się nieopodal. W końcu ktoś musiał ich pilnować, a w razie czego kryć.

the greatest gift is love || hiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz