Siła tkwi w sercu

1.9K 72 18
                                    

Dedykacja: Smilee_e  oraz jej koleżanka spod Warszawy 😍
Bawcie się dobrze!

Astrid skierowała swoje kroki w stronę Twierdzy, gdzie podążało już kilku wikingów wraz ze swoimi rodzinami. Odrzuciła na bok grzywkę, która po raz kolejny opadła jej na oczy, zakrywając częściowo widoczność. Odwróciła się na chwilę za siebie. Poczuła dreszcze na plecach, widząc swój rodzinny dom okuty lodem z każdej możliwej strony, niemal pokruszony w drobny mak. Pod powiekami zebrały jej się delikatne łzy, których nie chciała nikomu pokazać. Strach wypełnił jej głowę i serce. Od bitwy z Drago minęło zaledwie kilka godzin. Przez jej twarz przebiegł delikatny uśmiech spowodowany ulgą. Pogłaskała idącą obok Wichurkę, w duchu dziękując bogom, że nic jej się nie stało. Nagle pomyślała o Szczerbatku, jako o nowym smoczym wodzu.

Nie spotkała jeszcze Czkawki od czasu pamiętnego pocałunku na środku wioski. Próbowała przywołać dotyk tych ciepłych, miękkich ust na swoich własnych. Stali tam, blisko siebie – zatraceni w wyjątkowej chwili. Chwilę później klęczał na jedno kolano, przejmując rolę wodza. Uśmiechnęła się wtedy szeroko, czując jak rozrywa ją duma. Zawsze w niego wierzyła i nigdy nie wątpiła w jego działania. Chciał, by na świecie wreszcie zapanował pokój, by wojna nie była koniecznością w razie konfliktu. Przyrzekł, że kiedyś tego dokona, a obietnica była dla niego największą świętością.

— Zastanawialiśmy się właśnie ze Szczerbatkiem, gdzie ty właściwie idziesz? — usłyszała nagle za sobą i odwróciła się szybko. Napotkała na swej drodze zielonookiego szatyna oraz jego czarnego smoka. Uśmiechnęła się na jego widok i przystanęła, czekając na niego. Podszedł bliżej i cmoknął ją delikatnie w policzek.
— Do Twierdzy. Nasz dom... naszego domu już nie ma — odwróciła wzrok, chcąc powstrzymać łzy. Czkawka odwrócił się, chcąc zobaczyć w jakim stanie jest budynek, ale nie ujrzał prawie nic oprócz lodu. Wzdrygnął się i powrócił do dziewczyny.
— Słuchaj, możecie przenocować u mnie. Zawsze jesteście mile widziane — zaproponował, drapiąc się delikatnie w tył głowy. Astrid zastanowiła się przez chwilę, po czym westchnęła.
— Spokojnie, jakoś sobie poradzimy — zaczęła, spoglądając na smoczycę, która bawiła się ze Szczerbatkiem. — Teraz mieszkasz z mamą. Macie mnóstwo do nadrobienia. Nie będę wam przeszkadzać — powiedziała i już chciała odejść, kiedy złapał ją za ramię i przyciągnął z powrotem do siebie.
— Po pierwsze: ty nigdy nie przeszkadzasz, po drugie: teraz jestem wodzem, a wodzowi się nie odmawia — zaśmiał się cicho.
— Och, Czkawka, wiesz co mam na myśl.
— Wiem, ale będę czuł się lepiej, kiedy będziesz obok. Jesteś dla mnie bardzo ważna, wiesz o tym Ast. Bardzo cię kocham — wyszeptał jej do ucha i nagle posmutniał — i bardzo cię potrzebuję. — Wyznał. Popatrzył jej głęboko w oczy, które naraz wypełniły się łzami. Przez chwilę miała wrażenie, że zaraz sama się rozpłacze. Miała już tego wszystkiego dość. Czkawka również. Oboje potrzebowali siebie właśnie teraz, by nie upaść w dół.
— Chyba będę musiała się zgodzić — odparła ocierając jego łzy wierzchem dłoni. — I ja też cię kocham, pamiętaj.
Zawsze, moja milady — cmoknął ją w czoło i otoczył ramieniem, prowadząc w kierunku domu.

***

Słońce powoli zachodziło za horyzont, żegnając swym blaskiem mieszkańców Berk. Astrid popatrzyła jeszcze w stronę pokrytej lodem wioski, czując dreszcze na plecach. Następnie usiadła przy palenisku i okryła się kocem. Z uśmiechem odebrała gorący kubek parującej herbaty, od chłopaka, który przysiadł obok. Szatyn wziął łyk napoju i odetchnął, czując jak nagle wszystko z niego opada. Przynajmniej na chwilkę.
— Dzięki, że mnie zaprosiłeś — powiedziała i spojrzała na niego.
— Zrobiłabyś dla mnie to samo. Gdyby nie ty byłoby mi o wiele ciężej z tą całą sytuacją. — Odparł, nie patrząc nawet w jej stronę. Wzrok miał spuszczony, jakby cały ciężar wrócił i osiadł mu na barkach. Doskonale wiedziała jak bardzo mu ciężko. Minął zaledwie dzień odkąd musiał pożegnać ojca i stawić czoła nowym obowiązkom.
— To działa w obie strony — wyszeptała, opierając głowę o jego ramię. Przymknęła oczy, czując jak ogarnia ją zmęczenie. Dwa dni bez snu zaczęły dawać się we znaki. Było jej jednak zbyt wygodnie, by wstać i ruszyć na górę do łóżka. Nagle drzwi skrzypnęły znajomo, oznajmiając nowego towarzysza.
— Nie spodziewałam się dzisiaj gości — usłyszała nagle blondynka i otworzyła oczy, prostując się. Napotkała na swej drodze matkę swojego chłopaka.
— Astrid straciła dom, podczas bitwy. Zaprosiłem ją do nas. Chyba nie masz nic przeciwko? — zapytał i wstał, witając się z kobietą.
— Pewnie, że nie mam — powiedziała i delikatnie przytuliła do siebie zaskoczoną jej życzliwością dziewczynę. — Tak właściwie to jeszcze nie zdążyłyśmy się poznać. Jestem Valka.
— Astrid Hofferson — blondynka uśmiechnęła się sennie.
— Dobra, dzieciaki. Jutro sobie porozmawiamy. To był naprawdę ciężki dzień — odparła Valka i skierowała się w stronę własnej sypialni. — Dobranoc.
— Dobranoc — rzucili młodzi, po czym również poszli do pokoju, w którym mieli spędzić noc. Czkawka zamknął drzwi swojego pokoju, patrząc na Astrid, która poprawiała pościel. Szatyn podszedł do komody, w której znajdowały się ubrania, po czym wyciągnął z niej długą koszulę. Blondynka ją uwielbiała, zawsze pachniała tak samo – nim. Położył ją obok dziewczyny, która uśmiechnęła się w podzięce.
— Idę wziąć kąpiel — odezwała się w jego stronę i ruszyła do pomieszczenia, gdzie znajdowała się łazienka. Chwilę później usłyszał szum wody, kiedy dziewczyna wlewała ją do bali. Czkawka opadł cicho na łóżko i rozejrzał się po pokoju, jakby znajdował się w nim po raz pierwszy. Miał wrażenie, że dawno tutaj nie był, jakby zagubił się w swoim własnym świecie. To wszystko wydawało mu się zbyt dalekie od rzeczywistości. Wciąż wierzył, że gdy rano zejdzie na dół, ojciec znów będzie siedział na swoim miejscu przy stole, podpisując umowy i odpisując na listy. Będzie tak jak dawniej. Czkawka pójdzie polatać na Szczerbatku, a gdy znów wróci za późno wódz go zgani, dodając mu obowiązków. Chłopak jednak nie przejmie się zbytnio i ucieknie do Astrid, porywając ją na popołudniowy spacer... To Szczerbatek przywołał go do porządku, kładąc się w swoim kącie pokoju. Czkawka oparł łokcie na kolanach, a głowa sama opadła mu na dłonie. Oczy na powrót zaszły mu łzami, jak wtedy, gdy ujrzał ojca leżącego pośród lodu. Słona ciecz spłynęła po jego rozgrzanych policzkach. Usłyszał nagle otwieranie drzwi, ale nie miał sił, by doprowadzić się do początku. Astrid tak czy inaczej dostrzegła by jego złe samopoczucie i lęk. Dziewczyna weszła do sypialni wolno, uważnie obserwując chłopaka. Miała na sobie tylko bieliznę i koszulę pożyczoną od chłopaka. Usiadła na łóżku obok, nic nie mówiąc. Odnalazła jego dłoń i złączyła ich palce razem. Wiedziała, że to pomoże, że Czkawka poczuje się mniej samotny, czując ją przy sobie. Przez ten jeden gest oboje poczuli się jakby byli we właściwym miejscu.
— Chcesz się już położyć? — zapytał szatyn, nawet na nią nie patrząc. Głos miał senny i zmęczony. Astrid czuła się podobnie. Przytaknęła niemo, wiedząc, że zaraz tak czy inaczej zmorzy ją sen. Położyła się po ulubionej stronie łóżka i poczekała aż chłopak szybko się odświeży. Zajęło mu to niecałe pięć minut. Podszedł do niej i ułożył się obok. Przytuliła się plecami do jego nagiego torsu, wdychając jego zapach. Był jej pierwszą, prawdziwą miłością i  każda jego bliskość przyspieszała pracę jej serca. Blondynka westchnęła cicho, kiego odsłonił jaj szyję i ucałował, jak najdroższy skarb – czule i delikatnie. Poczuła na plecach przyjemne dreszcze, a skóra w miejscu,w którym naznaczył ją ustami, zaczęła lekko mrowić.
— Boję się — wyznała szeptem, przerywając łączącą ich ciszę. Poczuła jak Czkawka delikatnie podnosi się na łokciu, by móc spojrzeć na nią z góry.
— Nie martw się o dom. Odbudujemy go wspólnymi siłami. Pomogę wam — obiecał, delikatnie zakładając pasmo jej włosów za ucho.
— To nie o dom się martwię — odparła szeptem, czując jak zaciska się jej gardło. — Czkawka?
— Mmm — wymruczał tylko w jej plecy, nie rozumiejąc co ma na myśli. Gładził delikatne jej talię prawą dłonią, co czasem pomagało jej zasnąć, innym razem pomagało się uspokoić.
— Nie wiem czy uda nam się odbudować to co było kiedyś — powiedziała cicho, zwracając całą jego uwagę na siebie. Po policzku spłynęła jej łza. Otarła ją szybko palcami, nie pozwalając sobie na chwilę słabości. Chciała byś silna dla niego, pokazać, że razem dadzą radę.
— Co masz na myśli? — ożywił się nagle i odwrócił ją w swoją stronę. Popatrzył jej głęboko w oczy, przed czym nie potrafiła się skryć. Chciał coś z niej wyczytać, a ona zdawała się przed nim otwierać.
— Berk. Nasze rodziny. Przyjaciół. Nasze życie i nas samych. To wszystko co przeżyliśmy. Chciałabym do tego wrócić. Żyć na Końcu Świata i być po prostu... wolna! Żyć z dala od obowiązków Berk. Stęskniłam się za beztroskim życiem. Stęskniłam się za tobą. — Wyznała i spuściła nisko wzrok. Nie była przyzwyczajona do zwierzania się ze swoich problemów i sekretów. Przeważnie je przed nim skrywała, wiedząc, że ma dużo na głowie, teraz jednak nie potrafiła. Czuła, że zaraz się popłacze.
— Ja za tobą też — wyszeptał. — Dawno nie byliśmy tak po prostu razem. Strasznie cię za to przepraszam. Cały czas narażasz swoje życie za mnie, a ja nawet ci za to nie podziękowałem — powiedział ze skruchą.
— Proszę, nie przepraszaj. Nie wymagam, żebyś siedział ze mną przez cały czas. Nie wytrzymałbyś — zaśmiała się cicho.
— Z tobą? No nie. Nikt by nie wytrzymał — dołączył do niej i razem zachichotali.
— Och, dziękuję, że we mnie wierzysz — odparła i cmoknęła go niedbale w policzek. Jego twarz rozjaśnił nagły uśmiech.
— Zawsze w ciebie wierzę — odwzajemnił pocałunek.
— Nawet kiedy wygrywam wyścigi? — dopytała.
— Nawet wtedy, choć to nie zdarza się zbyt często. — Uśmiechnął się, przypominając sobie o minionych wyścigach, w którym nie wziął udziału, dając tym samym szansę, by to Astrid zwyciężyła. Nagle na myśl przyszedł mu ten pierwszy raz, kiedy nie miał z nią szans i kiedy to po raz pierwszy wygrała. Nie dawał jej forów, ale trochę pomógł wyeliminować konkurencję. Nigdy nie do tego nie przyznał, a co więcej nigdy nie zamierzał. Cieszył się jednak za każdym razem kiedy zwyciężała. Dla niego wyścigi miały formę rozrywki, zawsze to powtarzał, choć przyjaciele wielokrotnie twierdzili, że to zwykła rywalizacja.
— Ostatnim czasem dość często — zaśmiała się, przypominając sobie nagle wyścig sprzed kilku dni. Czkawce jednak nie było do śmiechu. Położył się na plecach i popatrzył niemrawym wzrokiem w sufit. Astrid spojrzała na niego i dostrzegła jak łzy toczą się po jego rumianych policzkach. Chciała je otrzeć, ale powstrzymała się, słysząc nagle jego głos.
— Od zawsze cię lubił. Kibicował mi, kiedy jeszcze nie byliśmy razem. — Na jego twarzy ukazał się jej delikatny cień uśmiechu. Zamknął oczy, zupełnie ignorując wypływające spod powiek kropelki łez. Obserwowała ich drogę na piegowatych policzkach ukochanego. — Kilka tygodni temu obiecałem mu, że wkrótce ci się oświadczę i pozwolę mu wybrać datę naszego ślubu, jeśli nie będzie jakaś nagła. Niemal nie wybuchnął ze szczęścia. Zaczął nazywać cię swoją przyszłą synową... ja...
— Masz zamiar mi się oświadczyć? — zapytała z nadzieją w głosie. Byli parą od półtora roku i nic nie było jeszcze pewne, jednak w głębi duszy wierzyła, że spędzi z tym facetem resztę życia.
— Kiedyś — spłonął rumieńcem. Otworzył oczy i spotkali się wzrokiem.
— Na razie to mi wystarczy. Kocham cię, Czkawka — odparła szerze, bawiąc się jego włosami. — Poradzimy sobie ze wszystkim — wyszeptała mu do ucha i ucałowała do delikatnie w skroń.
— Ja ciebie też kocham — uśmiechnął się, pozwalając by starła łzy z jego policzków, za pomocą ciepłych warg.

the greatest gift is love || hiccstridWhere stories live. Discover now