Kraina łez jest pełna tajemnic [1/3]

1.7K 88 17
                                    

Dedykacja: Smilee_e  i Snutka  😍

,,Jeżeli ktoś kocha kwiat, który jest jeden jedyny wśród milionów i milionów gwiazd, to wystarczy mu do szczęścia, że patrzy w gwiazdy. I mówi sobie: ,,Gdzieś tam jest mój kwiat...''. Lecz jeśli baranek zjadłby kwiat, to byłoby tak, jak gdyby wszystkie gwiazdy zgasły! I to nie jest ważne?" *

Astrid dotarła do portu pod wieczór, będąc zaproszona przez Sączysmarka. Chłopak przekazał jej wiadomość od wodza, że wszyscy jeźdźcy mają stawić się, by powitać gości z daleka. Blondynka nie była przekonana co do tego klanu. Mieli ciekawą propozycję, jednak nauka obcowania ze smokami mogła ich przerosnąć. Byli prostymi ludźmi z głębokimi tradycjami, lecz dla dobrych stosunków musieli przystosować się do warunków Berk. Czkawka stał już na pomoście. Dziewczyna podeszła do niego cicho i popatrzyła z uwagą na horyzont, dostrzegając nadpływające statki.
— Klan Torrenów. Mamy nauczyć ich obchodzić się ze smokami. — Szatyn popatrzył na nią wzdychając. — Chcą nauczyć się latać, chcą opanować przestworza tak jak my... Przystałem na ich warunki, teraz oni spełnią nasze. Do tego będę potrzebował waszej pomocy. Dlatego was tu wszystkich zebrałem. — Powiedział i popatrzył po jeźdźcach. — I dlatego poprosiłem byś przyszła.
— A już myślałam, że chciałeś mnie zobaczyć, bo się stęskniłeś — wyszeptała do niego. Zaśmiał się cicho.
— To też...
— Akurat. Wca-
— Wodzu! — zawołał jeden z Wandali znajdujących się w porcie i wyczekujących przybyszy. — Łodzie są już blisko.
— A... tak... już idę — odparł szybko Czkawka i ruszył przed siebie. Łodzie dobiły do brzegu chwilę później, a ludzie z Berk pomogli je zacumować. Z pierwszego pokładu zszedł wysoki mężczyzna, postawą przedstawiający prawdziwego wikinga. Jego futro łopotało na wietrze, a długie włosy dodawały mu urody. Na pierwszy rzut wyglądał jak zwierzę, lecz Czkawka dość dobrze go znał i wiedział, że wygląd bardzo różnił się od natury wodza.
— Jak dobrze być znów na lądzie — zaśmiał się, zmierzając w stronę szatyna. Młody mężczyzna uśmiechnął się, sam wspominając swoje pierwsze wyprawy, które nie zakończyły się zbyt dobrze. O wiele bardziej wolał loty w chmurach. — I jak miło cię znów spotkać, Czkawko Haddocku. — Wyciągnął dłoń w stronę wodza Berk. Szatyn syknął w duchu, nie chcąc okazywać bólu. Cóż, Swen, którego mieli od dzisiaj gościć uścisk miał silny, tak jak osobowość.
— Wzajemnie. — Odparł Czkawka i spojrzał na jeźdźców, którymi zainteresował się także wódz Torrenów.
— To są, ci słynni jeźdźcy, o których tak wiele się słyszy? — zapytał.
— Owszem. Jeśli pozwolisz, przedstawię ich oraz moje wybory co do uczniów. Ale może załatwmy to w jakimś milszym miejscu. W twierdzy jest bardzo przyjemnie. Zapraszam — razem z wodzem Swenem ruszył na przodzie, za nim ruszyli uczniowie, w tym dwie córki wodza, a na końcu jeźdźcy. Reszta została, by wypakować towary i ugościć przybyłych w domkach gościnnych.

Jorun, starsza córka wodza Torrenów podeszła bliżej Czkawki i uśmiechnęła się do niego zalotnie, jednak zignorował to i szedł dalej, rozmawiając z jej ojcem. Widząca to z daleka dziewczyna szatyna poczuła nagłe uczucie w sercu. Mimo iż widziała, jak chłopak zignorował flirt nowo przybyłej, jej oczy zapłonęły ze złości.
— Ktoś ci próbuje odbić chłopaka, Astrid — zaśmiał się Sączysmark.
— No co ty, nie zauważyłam — warknęła blondynka i skrzyżowała ramiona na piersi. — Niech tylko spróbuje.
— Wystawiasz pazurki? — zapytał czarnowłosy, jednak jedno spojrzenie Astrid wystarczyło by skupił się bardziej na drodze niż na jej życiu. — Dobra, nic nie mówiłem.
— I prawidłowo — odezwała się Szpadka i uśmiechnęła w stronę przyjaciółki. — Ty się w ogóle już zamknij.
— I ty przeciwko mnie? — zdziwił się czarnowłosy, patrząc z wyrzutem na ukochaną. Blondynka rzuciła mu poirytowane spojrzenie i zrównała się krokiem z Astrid.
— Mnie też się ta cała Jorun nie podoba. Nie przejmuj się. Czkawka cię kocha.
— Przeżyję, ona chyba też... ale dzięki — uśmiechnęła się dziewczyna wodza z wdzięcznością. — Wszyscy będziemy musieli przetrwać. W końcu ich nie znamy, a musimy się zachowywać przyzwoicie.
— Ale, że my? Przyzwo-co? — zadał pytanie Mieczyk, na co pozostali zaśmiali się i zauważyli, że na szczęście są daleko od przybyłych wikingów przez co mogą swobodnie rozmawiać na ich temat.
— Brat, ty jak zawsze niczego nie rozumiesz — podsumowała Szpadka, ty samym kończąc rozmowę.

the greatest gift is love || hiccstridWhere stories live. Discover now