Życie jest piękne

1.5K 75 6
                                    

Zostań tam, gdzie jesteś.
Spróbuj dostrzec w chwili cud...
a w życiu piękno.
~ Gab

Czkawka stał przed drzwiami chaty Astrid, czując jak serce podchodzi mu do gardła. W dłoniach trzymał mały bukiecik polnych kwiatów. Szczerbatek przyglądał się przyjacielowi, śmiejąc się po swojemu. Szatyn obrzucił go spojrzeniem pełnym wyrzutu.

Nagle jednak stanął ponownie na baczność, czując jak krople potu spływają mu po plecach. „Wyluzuj Czkawka" — przeszło mu przez myśl, kiedy usłyszał kroki po drugiej stronie drzwi. Po chwili w progu ujrzał matkę dziewczyny, przez co jego serce zabiło jeszcze mocniej. Helga spojrzała na niego z ciekawością, ale dostrzegł też w jej oczach przebłyski złości. Czy się bał? I to jak. Astrid często się z niego śmiała, ale jej rodzice rzeczywiście nie należeli do tych przyjaznych wikingów, którzy na każdym kroku wysyłali każdemu uśmiech. Uchodzili jednak za wielkich wojowników i odnoszono się do nich z szacunkiem. Czkawka jednak stał tam i patrzył, jakby zapomniał języka w gębie.
— Dzień dobry — zaczął nieśmiało. — Mogłaby pani poprosić Astrid?
— Może i bym mogła. Po co ci moja córka? — zapytała kobieta, stając przed nim i zamykając drzwi. Czkawka przełknął ślinę, może zbyt głośno.
— Ma dzisiaj urodziny i... pomyślałem... pomyśleliśmy, że spędzimy z nią trochę czasu — wydusił z siebie, zerkając na Szczerbatka. Smok zaśmiał się tylko, patrząc na poczynania swojego jeźdźca.
— I ja mam to pozwolić? — dociekała.
— Ja... no... tak? — Jego głos zabrzmiał niepewnie. Helga przyjrzała mu się uważniej, świdrując każdy jego ruch wzrokiem. Czkawka poczuł jak po twarzy spływa mu pot, a cała odwaga nagle ulatuje.

Całe szczęście, że drzwi nagle się otworzyły i ujrzał Astrid. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.
— Idę z Czkawką, wrócę pewnie jutro — powiedziała na pożegnanie i pociągnęła chłopaka w stronę Szczerbatka. Czkawka nie zdążył nic powiedzieć, jednak kiedy odwrócił się w stronę matki dziewczyny, kobieta skinęła głową, uśmiechając się chytrze.
— Bawcie się dobrze — rzuciła w ich stronę, po chwili znikając w domu.

— Boisz się mojej mamy? Nadal? — zaśmiała się Astrid, idąc wraz z Czkawką przez wioskę. Szatyn popatrzył na nią urażony, ale nic nie powiedział. Wojowniczka spojrzała na mały bukiecik, którzy chłopak podarował jej chwilę wcześniej. Po raz kolejny powąchała polne kwiatki, które uwielbiała. Czkawka doskonale ją znał i wiedział, że to one sprawią jej największa radość.
— Twoi rodzice są wojownikami, chyba o to chodzi... Ciebie też czasami się boję — wyznał ze szczerym uśmiechem. Astrid roześmiała się głośno i złączyła ich palce razem.
— Dlatego, że jestem wojowniczką? — zapytała, spoglądając na niego.
— Dlatego, że jesteś bezlitosna — odparł po chwili. Blondynka przewróciła oczami i przystanęła. Czkawka objął ją w talii i wydął usta, jakby czekał na pocałunek. Przymknął oczy, czując jak Astrid unosi się w górę na palcach, by dosięgnąć jego ust. Nie zwracał uwagi, że znajdowali się na środku wioski i większość par oczu skupionych było na nich. Usłyszał chichot dziewczyny, a kiedy już myślał, że zaraz poczuje jej ciepłe wargi na swoich własnych, ta pstryknęła jego nos palcami. Czkawka otworzył gwałtownie oczy, chcąc ją złapać, ale była znacznie szybsza. Pobiegła w stronę lasu ze śmiechem. Szatyn nie czekając długo ruszył w jej ślady, czując delikatną woń żywicy, gdy tylko znalazł się na skraju. Dogonił dziewczynę kilka metrów dalej, przygwożając ją do drzewa.
— Trenowałeś coś? — zapytała ze śmiechem, zdziwiona, że tak szybko ją dogonił.
— Przez lata za tobą ganiałem — wyszeptał jej do ucha i pocałował najpierw jej skroń, następnie policzek, po czym zbliżył się do jej ust. Astrid zarzuciła dłonie na jego kark, chcąc w pełni oddać się przyjemności i ze spokojem czekała na kolejny ruch swojego chłopaka. Czkawka nachylił się powoli.
— Tu jesteście! — Usłyszeli nagle głos Sączysmarka.
— Serio? Nawet tutaj nas potrafisz znaleźć? Jakiś szósty zmysł, o którym nie wiem? — mruknęła Astrid, zdecydowanie zniechęcona. Miała ochotę na ten pocałunek – bez zbędnych gapiów – długi i namiętny. Ale nie, oczywiście Sączysmark musiał przywlec się akurat za nimi i zepsuć tę idealną chwilę.
— Nieeee, ale chciałem wam przypomnieć, że po zachodzie słońca urządzamy ognisko po drugiej stronie wyspy. Gdybyście zapomnieli, no nie wiem... w przypływie namiętności — zaśmiała się znacząco. Za to Astrid podała Czkawce swój bukiecik i podeszła do przyjaciela.
— Przypływ to zaraz ty będziesz miał. Tyle, że bólu — warknęła. — Ale przyjdziemy. — Uśmiechnęła się i minęła bruneta z gracją. Ruszyła w stronę wioski, gdzie pod jednym z domów wylegiwał się Szczerbatek.
— Zastanawiam się czasami jak ty z nią wytrzymujesz? Te jej napady i specyficzne poczucie humoru. Rozumiesz ją? — zwrócił się do Czkawki.
— Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem — odparł obojętnie i ruszył za dziewczyną. Odwrócił się jednak jeszcze do przyjaciela, przez chwilę idąc tyłem. — Nawet nie będę próbował. — Wzruszył ramionami i dogonił ukochaną.

the greatest gift is love || hiccstridWhere stories live. Discover now