Dziękuję, za wszystko

1.2K 60 12
                                    

Czkawka wszedł do domu swojej dziewczyny z duszą na ramieniu. W dłoniach trzymał mały bukiet polnych kwiatów, dokładnie taki, jak zawsze. Na jego ustach nie widniał jednak uśmiech, który tak często można było dostrzec na jego twarzy. Zobaczył ukochaną w maleńkiej kuchni. W życiu, by się nie spodziewał, że to tam ją zastanie - Astrid zapuszczała się tam naprawdę w ostateczności, dlatego nieco zdziwił go ten widok. Podszedł do niej jednak ze spuszczoną głową.

Astrid natomiast, słysząc jego kroki za sobą, odwróciła się momentalnie. Jej twarz była całkowitym przeciwieństwem twarzy chłopaka. Promieniowała uśmiechem.

— Już jesteś. Szybko. Nie zdążyłam się jeszcze uszykować. Myślałam, że w wiosce zejdzie ci dłużej, ale poczekasz prawda? — zapytała, ale nie dała mu szansy na odpowiedź. — Gdzie lecimy?

— Astrid, posłuchaj... — zaczął cicho. Dziewczyna zatrzymała się nagle i popatrzyła na niego ze zdziwieniem.

— Co jest?

— Możemy to przełożyć? Wiem, że obiecałem, ale...

— Nie, w porządku — odpowiedziała szybko, choć w głębi serca poczuła zawód. Jej oczy naraz przygasły.

— Mama chciała gdzieś ze mną lecieć. Ostatnie tygodnie były ciężkie, sama rozumiesz. — Powiedział, czując jak pod powiekami naraz zbierają mu się łzy. Astrid podeszła do niego bliżej i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach. Zdziwił się nieco na ten gest, jednak poddał się mu bez sprzeciwu, pozwalając sobie przy tym objąć dziewczynę w talii.

— Dziękuję ci kochanie, za wszystko. Jesteś niesamowita — wyszeptał, naprawdę tak myśląc.

Jeszcze miesiąc temu myślał, że nie poda, że nie da sobie rady. Z obowiązkami, z osadą, z ciągle wracającą przeszłością. Ale Astrid go nie zostawiła. Ilekroć potrzebował pomocy, zjawiała się nagle i bez słowa wykonywała za niego pracę, pocieszała go, czy po prostu siedziała bez słów na krańcu jego łóżka, trzymając dłoń na jego ramieniu. Była przy nim. Przytulała go, kiedy budził się z krzykiem w nocy i ponownie pomagała mu zasypiać.

Nie zostawiła go w najtrudniejszych dla niego chwilach.

Nie pozwoliła mu się poddać.

Nie przestała go kochać.

— Nic wielkiego — odparła tylko, przytulając się do niego. Czkawka w odpowiedzi objął ją ciaśniej.

— Na pewno nie masz nic przeciwko? Wiem, że ciężko mnie ostatnio złapać.

— Leć z mamą, a mną się nie przejmuj. Znajdę sobie jakieś zajęcie.

— Wynagrodzę ci to — cmoknął ją jeszcze na pożegnanie, podarował kwiaty, o których zupełnie zapomniał, gdy tylko ją zobaczył, a następnie wyszedł z domu, trochę podbudowany.

Valka dołączyła do niego na zachodnim klifie, gdzie oboje postanowili się spotkać. On musiał wcześniej porozmawiać z Astrid, ona miała coś załatwić w twierdzy. Jednak chcieli razem spędzić popołudnie.

— Znasz jakieś przyjemne miejsce? — zapytała, kiedy oboje siedzieli już na swoich smokach. Czkawka uśmiechnął się krótko, po czym skinął głową. — Więc prowadź.

Lecieli nad oceanem już od kilku minut, nie wiedząc za bardzo od czego zacząć rozmowę. Czkawka kilkakrotnie spoglądał w stronę matki, w nadziei, że to ona powie coś jako pierwsza. Za każdym razem patrzyła jednak przed siebie, jakby chciała zapamiętać drogę, która ją prowadził. Czkawka czuł ciężką atmosferę pomiędzy nimi, ale zaraz usprawiedliwiał ją długa rozłąką, która oddaliła go od kobiety. Dopiero minął miesiąc odkąd znów mógł ją zobaczyć. Teraz jednak, gdyby ponownie odeszła mógłby nie dać sobie rady. Miał na razie dosyć tracenia bliskich dla niego osób.

the greatest gift is love || hiccstridWhere stories live. Discover now