Nauka latania [1/4]

Start from the beginning
                                    

— Nie bądź na mnie zła, Astrid. Ja tylko próbuję ci pomóc, nic więcej — wyjaśnił cicho, patrząc wciąż na nią. Dziewczyna jednak uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Czkawka westchnął zrezygnowany, po czym wstał i założył jeszcze torbę, w której znajdowały się najważniejsze rzeczy oraz notatki.

— Tej pomocy jest aż za dość — powiedziała bardzo cicho, jakby do siebie, jednak Czkawka wyłapał to zdanie. Nie zrobiło ono na nim wielkiego wrażenia, słyszał podobne teksty dziesiątki razy, ale nie było dnia, kiedy choćby próbował narzekać czy się poddawać. Walczył o nią przez cały czas i z całego serca pragnął, by wreszcie przestała przed nim uciekać.

— Narada zaraz się zacznie. Chodź, chociaż spróbuj, będzie dobrze — powiedział, jakby ignorując jej wcześniejszą uwagę. Wziął ją na plecy, a ona jakby automatycznie oplotła ramionami jego szyję, wtulając się mimowolnie w jego ciało. Czkawka nie mógł się nie uśmiechnąć, czując ten znajomy ciężar na swoich barkach. Mimo że ból nie raz dawał mu się we znaki, to był w stanie nosić ją ilekroć tego potrzebowała.

Wszystko przez jedną złą decyzję.

I przez patrol, na który poleciała z Sączysmarkiem. Mężczyzna nie był jednak niczemu winny, to ona sama zdecydowała, że polecą w zupełnie nowe rejony, nie wiedząc co mogą tam zastać. Dosyć dobrze znali łowców smoków, by nie poznać ich herbów na żaglach. Nie wycofali się jednak, obserwując z bezpiecznej odległości sytuację. Brunet od początku zachęcał ją do wycofania się, jednak przestała go słuchać i wyleciała z kryjówki, próbując pozbyć się dwóch, „marnych" stateczków.

Sączysmark, nie zdążył nawet krzyknąć, kiedy zauważył spadającą z Wichury Astrid. Pospieszył Hakokła i wymijając strzały, próbował złapać dziewczynę. W ostateczności udało mu się pochwycić blondynkę, jednak prędkość z jaką lecieli wcale nie sprzyjała bezpiecznemu lądowaniu. Astrid uderzyła mocno w ziemię, Sączysmark wyszedł z tego zdarzenia cało, lądując na własnym smoku.

Minął dopiero rok, jednak żadne z nich nie potrafiło powrócić do rzeczywistości. Sączysmark przez całe miesiące obwiniał się o wszystko. Hakokieł nie chciał jeść. A Astrid... zamknęła się w swoim świecie. Jej nogi odmówiły posłuszeństwa. Wszyscy spisali ją na straty, kiedy Gothi przekazała im złe wieści. Czkawka nie zamierzał opuszać Astrid na krok, nawet, gdy dowiedział się o jej uszkodzonym kręgosłupie i tym, że dziewczyna już nigdy prawdopodobnie nie zrobi kroku. Wszędzie ją nosił lub sadzał na Szczerbatku.

Na początku w ogóle jej to nie przeszkadzało. Owszem, czuła się dziwnie, ale próbowała dostosować się do stanu, którego nie mogła zmienić. Później jednak zaczęło jej to przeszkadzać.

Do tego stopnia, że przestała mówić o sobie jako o wojowniczce. Dotarło do niej, że już nigdy nie spełni swoich marzeń. Czkawka przez pierwsze tygodnie, kiedy mogła już wstać z łóżka, cały czas ją nadzorował, bojąc się o jej bezpieczeństwo. Starał się jednak, by nie czuła się bezużyteczna czy zdana na łaskę i niełaskę innych.


⭐️


Czkawka usiadł przy dużym stole, zerkając mimowolnie na Astrid. Dziewczyna natomiast rozglądała się uważnie po twarzach zebranych w twierdzy wikingów. Ich spojrzenia spotkały się dopiero później, kiedy narada się rozpoczęła. Szatyn wyczytał w tym spojrzeniu prośbę na ucieczkę, jednak szybko odwrócił wzrok, jakby ją ignorując i zaśmiał się z żartu Ereta wraz z pozostałymi. Blondynka miała ochotę mocno go kopnąć, jednak siła woli nie wystarczyła, by choćby o centymetr ruszyć nogą. Założyła ramiona na piersiach i spojrzała w bok, w stronę bawiących się w berka dzieci. Uśmiechnęła się mimowolnie, a nawet zaśmiała cicho, kiedy jedna z biegających dziewczynek wystawiła język w stronę chłopczyka. Czkawka zerknął na nią znad swoich planów i map. Uwielbiał patrzeć na nią, kiedy była szczęśliwa. Nachylił się delikatnie po czym cmoknął ją szybko w policzek, korzystając z tego, że wikingowie byli zajęci rozmowami między sobą.

the greatest gift is love || hiccstridWhere stories live. Discover now