FINAŁ CZ. I

170 21 53
                                    

Jessie

James wziął głęboki wdech. Sama poczułam, że pocą mi się dłonie. Martwiłam się i denerwowałam, czując jeszcze delikatne ciepło jego pleców po tym, jak się przytuliłam. Mimo, że mi nie odpowiedział, to doskonale wiedziałam, co go tu czeka. Dlatego chciałam go zatrzymać, w szczególności teraz, kiedy ta sytuacja działa się tu, w tym momencie, a nie była już odległym planem.

Uderzenia zaciśniętej w pięść dłoni Jamesa o drewniane drzwi przerwały ciszę oczekiwania, lecz po chwili ta powróciła. Wstrzymałam oddech, ale nic się nie stało. Lawendowłosy ponowił pukanie. Czekanie było tragiczne. Ta chwila trwała wieczność.

W końcu ustała. Drzwi się otworzyły.

Naszym oczom ukazała się dziewczyna mniej więcej mojego wzrostu. Jej włosy miały ciemniejszy i bardziej czerwony odcień niż moje, były upięte w dwa kucyki. Z tyłu głowy miała zawiązaną żółtą kokardę.
Jej szyję zdobił naszyjnik z zielonych, okrągłych koralików, zapewne wykonanych z jakiegoś drogocennego tworzywa, podobnie jak kolczyki w kolorze indygo wystające lekko zza włosów. Miała na sobie suknię z długim, białym rękawem i fioletowymi zakładkami na ramionach. Dół był w kolorze fuksji, rozkloszowany, dwuwarstwowy. Przy dekolcie doszyto niebieski pasek materiału układający się w miękkie fale. Spojrzała na nas z dziwnym uśmieszkiem, a w jej ciemnych niczym toń oceanu oczach czaiła się nutka szaleństwa. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że osobą, która nam otworzyła, jest kobieta z koszmarów mojego przyjaciela.

Jessiebelle.

Zobaczyłam, jak Jamesowi lekko ugięły się kolana. Dostrzegłam jeszcze większe drżenie jego dłoni, a sama zauważyłam, że mam sucho w gardle. Było w tej dziewczynie coś, co odbierało zdolność do ruchu, paraliżując dogłębnym strachem. Szał w jej oczach jakby się nasilił. Wiedziałam, że nie muszę się martwić o siebie, ale bałam się... Bałam się, co ona może zrobić lawendowłosemu. Trwaliśmy we wrogiej ciszy, która jedynie potęgowała obawy. W jednej chwili zapragnęłam złapać przyjaciela za rękę i uciec stąd jak najdalej... Ale nie mogłam się ruszyć. Mimo, że od ręki Jamesa dzieliły mnie co najwyżej dwa kroki, nie byłam w stanie zareagować.

- Kogo my tu mamy... - powiedziała powoli kobieta stojąca w drzwiach, akcentując ostatnie słowo, lekko je rozciągając. - James. Nie sądziłam, że tu przybędziesz... Ale trzeba to wykorzystać - powiedziała już znacznie szybciej, lecz nadal przerażająco.

Potem wszystko zadziało się szybko. Czerwonowłosa wyciągnęła przed siebie rękę, złapała Jamesa za ubranie i pociągnęła na dywan za sobą, zatrzaskując drzwi. Kiedy tylko zobaczyłam, co się dzieje, próbowałam zareagować. Rzuciłam się w stronę, gdzie przed chwilą zniknął mój przyjaciel z tą wariatką, ale byłam za wolna. Uderzyłam boleśnie w drewniany przedmiot, po czym upadłam na ziemię. Po chwili wstałam i spróbowałam dostać się do środka. Odeszłam parę kroków, rozpędziłam się, po czym uderzyłam ramieniem w drzwi. Niestety nie przyniosło to żadnych efektów. Rozmasowałam obolałe miejsce. Zaczęłam chodzić w tę i z powrotem, myśląc, co zrobić. Nie miałam jednak zbyt wielu opcji. Powoli doszłam do wniosku, że ta rezydencja to niezła twierdza i wcale nie będzie łatwo się dostać do środka. O ile w ogóle to możliwe...

Trzymaj się tam, James... Postaram się pomóc w każdy możliwy sposób.

Obiecuję.

Ale póki co... Zostałam tu sama. W ponownej głuchej ciszy.

James

Złapała mnie za koszulkę. Spodziewałem się wielu rzeczy, ale tego zdecydowanie nie przewidziałem. Straciłem równowagę pod wpływem jej szarpnięcia i upadłem na podłogę. Uderzenie lekko zamortyzował miękki, karmazynowy dywan. Kiedyś przywodził mi na myśl maki, ale w tych okolicznościach skojarzył mi się jedynie z krwią. Chciałem wstać, ale poczułem ciężar opadający na moje biodra. Obróciłem gwałtownie głowę i ujrzałem czerwonowłosą. Siedziała na mnie okrakiem i uśmiechała się dziwnie. Przyspieszył mi oddech i zaschło mi w ustach. Była zdecydowanie za blisko.

Forever RWhere stories live. Discover now