Rozdział XXXIII: Początek drogi

194 29 37
                                    

Jessie

Uśmiechałam się, siedząc na kanapie pomiędzy Jamesem a Ericiem. Obu trzymałam za ręcę. Tak bardzo się cieszę, że mój przyjaciel wrócił! Tęskniłam za nim...

Siedzieliśmy tak jakiś czas, ale moje powieki zaczęły się robić ciężkie. Po chwili odpłynęłam w objęcia Morfeusza leżąc między dwoma najważniejszymi facetami w moim życiu.

W mojej głowie powstawały obrazy, przekształcające się w sny. Do moich uszu dochodziły niewyraźne głosy, z pewnością należące do Jamesa i Erica. Z trudem uchyliłam powieki. Leżałam na kanapie, a nade mną stali wcześniej wspomniani chłopcy. Rozmawiali o czymś.

- Meowth mówił mi, że zostają w mieście tylko do pojutrza... - mówił smutno James. - Musimy się stąd zwijać.

- Co chcesz zrobić? - odpowiedział Eric.

- Wiedziałem, że Meowth nie będzie mógł utrzymywać nas wiecznie... Będę musiał wrócić do domu.

- Co? Porąbało cię!? Człowieku, ja wiem, co to oznacza...

- Też to wiem... Ale ani ja, ani Jessie nie możemy znaleźć pracy, a z czegoś trzeba żyć. Mam bogatą rodzinę i jeśli powrót tam zapewni wam warunki i szczęście, to mogę się poświęcić - mówił bez emocji na twarzy. - Dla niej - dodał szeptem.

Eric nie próbował zaprzeczać. Doskonale wiedział, że mimo swojej dużej wiedzy nie jest w stanie znaleźć pracy, która pozwoliłaby utrzymać trzy dorosłe osoby.

Zamknęłam oczy, udając, że śpię. Skoro rozmawiali o tym, kiedy zasnęłam, to z pewnością nie chcieli, bym usłyszała tę wymianę zdań. James chciał się dla mnie poświęcić... Powrót do domu oznaczał dla niego ślub. Małżeństwo z Jessiebelle.

Po chwili rozmyślań, kiedy upewniłam się, że chłopaki już nic nie powiedzą, udałam, że się budzę.

- O, Jessie, obudziłaś się - powiedział do mnie James, a na jego twarzy momentalnie zagościł uśmiech - jak się spało?

- Dobrze - ziewnęłam teatralnie.

- Wiesz... Musimy się z tobą czymś podzielić - powiedział Eric z poważną miną.

- Nie możemy tu zostać na zawsze - zaczął James - więc musimy gdzieś pojechać.

- Ale gdzie? - powiedziałam powstrzymując się od płaczu, bo doskonale znałam odpowiedź.

- Do mo...

- James, nie możesz tam jechać - zapomniałam się i wystrzeliłam, zanim mój przyjaciel dokończył.

- Skąd wiedziałaś - zaczął zdziwiony Eric - co on chciał powiedzieć?

- No bo... Ja was słyszałam...

- W takim razie - westchnął James - nie ma nic do tłumaczenia. Wiesz, jak sytuacja wygląda.

- Tak... Niestety wiem.

*
Staliśmy pod budynkiem, w którym mieszkaliśmy ostatnimi czasy. Obok nas leżały dwie walizki. Obie małe, mieszczące tylko najpotrzebniejsze rzeczy. James obejmował Meowtha na pożegnanie. Ja podeszłam do Erica i odetchnęłam głęboko.

- Eric - zaczęłam - jesteś wspaniałym chłopakiem i zrobiłeś dla mnie i dla Jamesa bardzo wiele, ale - spojrzałam mu w oczy - to nie będzie działać.

- C-co masz na myśli? - spytał ze łzami w oczach, bo doskonale wiedział, o co mi chodzi.

- Ja już tutaj nie wrócę... A ty nie możesz zostawić swojego życia, osiągnięć, pracy... Pójdziemy własnymi drogami. Na początku będziemy tęsknić... Potem zapomnimy o sobie. - mówiłam, a serce z nadmiaru emocji waliło mi jak oszalałe.

Forever RWhere stories live. Discover now