Rozdział XXX: Plan

201 30 109
                                    

*Rozdział dedykuję kropka_w_paski*

Eric

- Co? Zwariowałaś!? To zbyt niebezpieczne! Prędzej nas wpakują, niż go wyciągniemy! - powiedziałem, gdy Susanne przedstawiła mi swoją wersję planu działania.

- Bez ryzyka nie ma zabawy - odpowiedziała z poważną miną. - Wchodzisz w to?

- Czekaj... - zawahałem się. - Jeszcze raz powtórz plan.

- Włamiesz się do systemu i wykradniesz plan więzienia z imionami więźniów oraz pilnujących ich strażników. To powinno ułatwić sprawę - słuchałem jej z poważną miną. - Wykorzystamy te informacje i odbijemy Jamesa.

- Ale... Chcę pomóc, ale jeśli trafię do więzienia, stracę Jessie...

- To pójdę sama.

- Poradzisz sobie? - zapytałem zduszonym głosem. Było mi wstyd, że jestem takim tchórzem...

- James uratował mnie przed Iwo. Czas się odwdzięczyć.

Susanne już chciała wstać, ale złapałem ją za rękę. W mojej głowie kłębiło się zbyt dużo myśli. Ten mętlik odbierał rozsądek i nie pozwalał podjąć decyzji, ani logicznie myśleć.

- Nie pozwolę ci pójść samej. James to też mój przyjaciel. I bohater - słowa, które wypowiadałem dyktowało serce. Nieprzemyślane. Prawdziwe. Szczere. - Nie zasłużył na taki los. Nie on...

- I to rozumiem! - wykrzyknęła Susanne klepiąc mnie w plecy. Chociaż ona zachowała resztki optymizmu... - Wyruszamy za dwie godziny.

Spojrzałem na zegar. Była dokładnie dwudziesta, więc uwzględniając czas podróży, będziemy na miejscu około dwudziestej trzeciej.

*

Staliśmy pod budynkiem więzienia. Oddychałem głęboko. Miałem wrażenie, że nogi trzesą mi się tak bardzo, że jest to widoczne. Czułem, jak emocje górują w tym momencie nad rozsądkiem. Strach przed złapaniem pomieszany z determinacją, by uratować Jamesa ogarniał całe moje ciało. Zamknąłem oczy i po raz kolejny wciągnąłem powietrze nosem po czym powoli wypuściłem je ustami.

Susanne siedziała w krzakach znajdujących się na prawo od drzwi frontowych. Znajdowała się na tyle blisko, że mogłem zobaczyć jej wyraz twarzy. Determinacja i zaciętość były zmieszane ze stoickim spokojem. Dało się je odczytać z zaciśniętych ust, które zmieniły się w cienką linię oraz z lekko zmarszczonych brwi. Z pod przymkniętych oczu mogłaby strzelać piorunami.

Spojrzała w moją stronę. Kiwnąłem głową, by dać jej znać, że jestem gotowy. Nie była to prawda. Trzęsłem się jak galaretka. Byłem przerażony.

Susanne kiwnęła ręką w moją stronę, dając znak, bym działał. Przemknąłem po cichu do środka budynku. Była to drobnostka w porównaniu do trudu pokonywania muru i niezauważalnego przemykania przez plac oświetlony prawie z każdej strony.

Przedostałem się przez kilka pomieszczeń i znalazłem się pod drzwiami pewnego rodzaju sterowni, bazy danych. Zajrzałem ostrożnie do pokoiku. Stało w nim biurko, na którym umiejscowiono trzy monitory oraz fotel obrotowy. Na nim, tyłem do mnie siedział strażnik.

Sięgnąłem do kieszeni. Z pojemniczka wyciągnąłem małe zawiniątko. Był to wacik nasączony mieszanką substancji, które na jakiś czas pozbawią strażnika przytomności.

Odetchnąłem głęboko i przystąpiłem do działania. Ostrożnie przeszedłem przez drzwi, które skrzypnęły głośno. Zamarłem. Na szczęście strażnik nic nie usłyszał, bo miał na sobie słuchawki.

Forever RМесто, где живут истории. Откройте их для себя