Rozdział I: Bo każda opowieść musi mieć początek...

494 58 11
                                    

James

Był typowy dzień. Ja i Jessie próbowaliśmy wymyślić, jak ukraść Pikachu. Znowu. Jak zwykle Meowth miał ,,genialny" pomysł, oczywiście z użyciem mojej kolekcji kapsli. Nie mogliby jej zostawić w spokoju? Z resztą, pewnie i tak wylecimy w powietrze...

- A więc tak. Układamy ścieżkę z kapsli, po czym naprowadzamy na nią Pikachu, który wpadnie prosto w naszą pułapkę.

- Meowth, będziemy musieli ZNOWU kopać dół?

- James, przestań marudzić. Jeśli nam się uda, szef będzie z nas dumny!

- No właśnie, pokaż trochę optymizmu!

Uśmiechnąłem się. Bo to jest optymistyczne, prawda?

- Tak lepiej. No to do roboty!
Po ułożeniu tej całej idiotycznej ścieżki zaczęliśmy kopać dół.

- Długo jeszcze? - szczerze mówiąc, byłem już trochę zmęczony.

- Przestań marudzić James!

Chyba będę siedział cicho. Wkurzona Jessie jest gorsza niż tornado. A jeśli chodzi o jej fryzurę to już w ogóle... Wtedy zamienia się w tsunami. I cyklon. I trzęsienie ziemi. I to razem wzięte.

- Te głupki już tu idą! James, schowaj się!

Rzeczywiście stałem jak słup soli. Otrząsnąłem się i usiadłem koło Jessie. Teraz wejście smoka, nasze motto i zapewne kolejna porażka. Nigdy nam nie wychodzi.

- Meowth, dym!

- Gotowe!

Wyskoczyliśmy z za skały w celu powiedzenia motta. Jak zawsze, pewnie nie będą nas słuchać.

- By uchronić świat od dewastacji.

- James, pst, James! Twoja kwestia!

- Co? A, by zjednoczyć wszystkie ludy naszej nacji.

- Miłości i prawdzie nie przyznać racji.

- James! Co dzisiaj z tobą?

- Co? Zamyśliłem się...

- Ty durniu! Popsułeś nasze motto! - dostałem od Jessie z liścia.

- To bolało...

- Bo miało boleć!

- Eee... Zespole R, może przestaniecie się kłócić i dacie się pokonać od razu?

- Ty... Ty mały...

- Dobrze Jessie, chodźmy...

- Co? Nie pójdę stąd!

- Jessie, będziemy mogli ich zaskoczyć... - dodałem szeptem.

- Nic tu po nas. Idziemy.

Pewnie Ashowi i jego przyjaciołom ta sytuacja wydała się dziwna, ale nic się na to nie poradzi. Trzeba było myśleć o tym wcześniej...

Za jakąś godzinę, czyli kiedy udało nam się uspokoić Jessie, wróciliśmy do miejsca, w którym zastawiliśmy pułapkę.
Mieliśmy szczęście. Ash i inni nadal tam byli. W sumie, to nie licząc wyrzucania nas w powietrze, nawet ich lubiłem. Oczywiście nie mówiłem tego reszcie zespołu - jako czarny charakter musiałem trzymać fason.

Zaczęliśmy wprowadzać nasz ,,świetny" plan w życie. Ku mojemu zdziwieniu Pikachu zaciekawił się moimi kapslami. Może dlatego, że ten złoty tak ładnie się błyszczy?

Pokemon, którego usiłowaliśmy złapać od dość długiego czasu, nareszcie robił to, co chcieliśmy. Biegł prosto w stronę pułapki.
Za moment już był w dole. Zarzuciłem na niego gumową siatkę - jego atak nie mógł nam zaszkodzić. Czy to oznaczało sukces?

- Oddajcie mojego Pikachu!

- W twoich snach, dzieciaku.

- Bulbasaur, ruszaj!

Ja i Jessie wywołaliśmy nasze pokemomy. Zaczęła się walka.

- Weezing, trujący gaz!

- Arbok, trujące żądło!

Tak jak myślałem, bulbasaur (z drobną pomocą squirtla) pokonał nas.

- Charizard, atakuj!

I wylecieliśmy w powietrze. Kto by się spodziewał... ,,Na pewno nie" ja...
- Zespół R znowu błysnął! - tak w sumie, to nie wiem, po co to mówimy...

Lecieliśmy dość długo. Ale każdy lot musi zakończyć się lądowaniem. Najczęściej bolesnym. I spotkaniem mojej twarzy z ziemią.

Tym razem mieliśmy szczęście. Nie uderzyliśmy z pełną siłą o ziemię, ale o taflę wody. Wylądowaliśmy w oceanie.

- Aaa! Ja nie umiem pływać!

- Meowth, idioto, siedzisz na głowie Jamesa!

- No właśnie, możesz ze mnie zejść?

- A co, zniszcze ci fryzurę?

- Nie, ale wbijasz mi pazury!

- Moja fryzura!

Krzyk Jessie przerwał nasze kłótnie. No tak. Mokre włosy opadały Jess na twarz i falami układały się na jej plecach i ramionach. W takiej fryzurze była naprawdę ładna...

- Moje włosy! Całe mokre!

W między czasie Meowth schował się za mną. Widział, że nasza towarzyszka jest jak aktywny wulkan, który zaraz wybuchnie.

- Jess, tak ci ładniej...

- Chyba żartujesz!

Mogłem siedzieć cicho...
Tak. Mogłem. Ale się odezwałem...
I oberwałem. Znowu. Jessie ma twardą ręke...

Wróciliśmy na brzeg. Oczywiście najpierw Jessie ułożyła włosy. Nie udało mi się jej przekonać do nowej fryzury.

W sumie to dosyć typowy dzień. Jak zwykle, kończący się porażką.

______________________________________

Hej! Witam w pierwszym rozdziale ^^ Może jest trochę nudny, ale jak mówi tytuł: ,,każda historia musi mieć początek". Dalsza fabuła będzie ciekawsza ;-)

Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania :-)

Pa pa!

Forever RWhere stories live. Discover now