Rozdział XXVII: Więzienie

202 32 24
                                    

Jessie

Jestem z Ericiem już od około miesiąca. Ku mojej wielkiej radości, James zaakceptował go, a nawet polubił. Po raz pierwszy od... Paru lat, czuję, że mam prawdziwą rodzinę.

Siedzimy teraz razem na kanapie oglądając film. Eric zaoferował nam swoją pomoc, więc mój przyjaciel już prawie wydobrzał. Rana szybko się goi i już niebawem będziemy mogli wyruszyć w dalszą drogę. Najprawdopodobniej naszym celem będzie rodzinny dom Jamesa. Niestety...

Spojrzałam na moich chłopaków. Jakie to szczęście, kiedy twój partner dogaduje się z twoim przyjacielem. Właśnie rozmawiali na temat kryminału, który oglądaliśmy. Od początku filmu zdążyli ułożyć już osiem różnych scenariuszy, obwiniając pięciu bohaterów. Nie byloby to nic dziwnego, gdyby nie fakt, że minęło dopiero dziesięć minut filmu.

- To musiał być on! Przecież jako jedyny miał dostęp do bazy danych i tym samym do nagrań z kamer!

- Ale to mógł być tamten ogrodnik, przecież mógł ją obserwować... Nie musiał sprawdzać tego na kamerach.

- Chłopaki, może po prostu obejrzymy dalej i sami zobaczymy?

- Oj, nie denerwuj się tak... - powiedział Eric, całując mnie w czubek głowy. To było takie słodkie...

Skończyliśmy oglądać film. Wprawdzie historia była trochę inna, ale mordercą rzeczywiście okazał się pierwszy oskarżony przez chłopaków bohater. Mogliby założyć studio detektywistyczne, nie ma co.

Eric jak zwykle pomógł mi doprowadzić Jamesa do pokoju. Teraz i tak jest lepiej, bo może przechodzić krótkie odcinki o własnych siłach. Wcześniej nie zgadzałam się na to, więc zanosiliśmy go. Nie podobało mu się to zbytnio... Zawsze próbował się wykręcić, że da radę sam, że nic mu nie będzie. Mojego przyjaciela lekko krępowała pomoc z mojej strony...

Próbował być bardziej niezależny, ale znając go, to pewnie będzie mu brakowało wyręczania go w codziennych obowiązkach. Leń.

Położyłam się na łóżku. Zaraz obok mnie znalazł się Eric. Głaskał delikatnie moje włosy. W dość krótkim czasie zasnęłam.

*

Obudziłam się. Byłam w ciemnym korytarzu. Rozejrzałam się po nim. Na ścianach były namalowane jakieś graffiti. Chciałam wstać, ale odkryłam, że mam skrępowane ręce i nogi.  Z przerażeniem jeszcze raz rzuciłam okiem na wszystko dookoła mnie. Przeklnęłam pod nosem.

- Jak ja się tu do cholery znalazłam? Jestem związana, w piżamie, a do tego gadam do siebie. Super.

- O, moja zabaweczka już się obudziła...

- Kim jesteś!? - spojrzałam w stronę, z której usłyszałam głos. Z ciemności wyłonił się mężczyzna o brązowych włosach. Jego piwne tęczówki pobłyskiwały złośliwie.

- Jestem... Nikim ważnym. Raczej mów mi o sobie...

- Nie mam zamiaru, zboczeńcu.

- Może troszkę grzeczniej, co? I spokojnie, moja mała...

- Może i mała, ale napewno nie twoja.

- Nie podskakuj tak - powiedział dziwnie spokojnym głosem - To ja tutaj rządzę. Nie masz ze mną szans.

- Jeszcze się okaże... - wymamrotałam pod nosem.

Mężczyzna odwrócił się i zniknął w ciemności korytarza. Miałam wielką ochotę wyciągnąć środkowy palec w jego stronę, ale nie mogłam. Miałam przecież związane ręce...

Forever RWhere stories live. Discover now