Rozdział XVII: Żegnaj, Kalos!

243 33 76
                                    

Jessie

Siedziałam na widowni. Chociaż wyglądałam na spokojną, to tak naprawdę miałam ochotę przybić prowadzącej piątkę.

Krzesłem.

W twarz.

Na scenę wyszła dziewczyna. Od razu poznałam, że to Susanne. Miałam cichą nadzieję, że spadnie ze sceny... Gdyby nie ona, miałabym szanse na wygraną!

Salę wypełniła jakaś melodia. Wiedziałam, że skądś ją znam, ale nie wiedziałam skąd... Może w jakimś klubie? Tak, wydaje mi się, że słyszałam ją w Vulpix Club. Poznałam tam takiego jednego faceta. Szkoda, że nie miał gumek...

Susanne odstawiła niezłe widowisko. Sędziowie dali jej maksymalną ilość punktów... Eee, kto z nich nie miał okularów? Było nieźle, a nie idealnie.

Susanne zeszła ze sceny. Jej miejsce zajęła jakaś dziewczyna z półkilogramowym makijażem na twarzy. Była ciężko zdziwiona, gdy z głośników wydobyła się spokojna, raczej wolna muzyka. Całkiem się zestresowała. W rezultacie, dostała pięć punktów. Z tego co mówił James, to jest to najniższy wynik jak dotychczas.

Załamana dziewczyna zeszła ze sceny. Dobrze jej tak. Na jej miejsce weszła jakaś czarnowłosa emo-świrka z kolczykami wszędzie. Miałam cichą nadzieję, że zaraz usłyszę muzykę klasyczną...

Ku mojej wielkiej radości, z głośników wybrzmiała melodia grana na skrzypcach. Niestety dziewczyna szybko dopasowała się do rytmu i dostała trzydzieści pięć punktów.

Spojrzałam na Jamesa. Wyglądał na zainteresowanego tematem. Wystarczyłoby ostrożnie się wymknąć, by porobić coś ciekawego...

Powoli wstałam z krzesła. Poczułam zaciskającą się na moim nadgarstku dłoń.

- Nawet o tym nie myśl.

- Nie będę się kłócić z obsługą. - powiedziałam wyrywając rękę z uścisku przyjaciela. - Obiecuję.

James powoli odsunął rękę. Wyszłam z sali.

Na korytarzu było zupełnie pusto. Moje kroki odbijały się echem od białych ścian.

Stwierdziłam, że pochodzę trochę po budynku. Może znajdę sobie coś do roboty...

Skręciłam w jakiś mniejszy korytarzyk. Był o wiele węższy, ale mimo to dość długi. Oświetlało go pięć lamp. Ostatnia z nich ledwo świeciła.

Co mi szkodzi, zobaczę co tam jest.

Szłam przed siebie. Usłyszałam jakieś kroki, z pewnością nie moje. Odwróciłam się i zobaczyłam jakiegoś faceta. Miał na sobie potargane spodnie i koszulę.

- Witaj laleczko.

Z przerażeniem stwierdziłam, że nie mam dokąd uciec. Stałam praktycznie opierając się plecami o ścianę.

Mężczyzna podszedł bliżej. Rozejrzałam się dookoła. Obok mnie stał regał. Niedaleko niego leżała siekiera. Facet coraz bardziej się zbliżał. Drżącymi rękami chwyciłam za siekierę i niewiele myśląc uderzyłam nią w nogę regału. Mebel zawalił się na mężczyznę. Miałam szansę na ucieczkę.

Biegłam korytarzem. Zobaczyłam, że mężczyzna uwalnia się z pod regału. W jego ręcę błyszczał nóż.

Przyspieszyłam. Muszę wejść na widownię. Przy Jamesie ten facet nic mi nie zrobi...

Wpadłam na kogoś. Podniosłam głowę i zobaczyłam blondyna o magicznie zielonych oczach. Poczułam, jak się rumienię.

- Przepraszam... - wydukałam.

- Nic się nie stało. - powiedział uśmiechając się czarująco.

*
Powoli szłam korytarzem, marząc o tym, że znowu go spotkam. Już prawie nie pamiętałam, że za rogiem może się czaić psychopata z nożem i niezbyt oczywistymi zamiarami. Myślałam tylko o tych oczach. Magicznie zielonych oczach...

Weszłam do sali, w której odbywał się konkurs. Okazało się, że runda druga jeszcze się nie skończyła. W takim razie nie mogłam zbyt długo włóczyć się po korytarzach.

Chciałam zająć miejsce obok Jamesa, ale ku mojemu zdziwieniu nie było go na widowni. Usiadłam na krześle. Może tylko poszedł do łazienki, albo coś takiego.

Myślałam o tych cudownie zielonych oczach. Ten blondyn zakręcił mi w głowie... (James też ma zielone oczy! dop. Autorki)

Nagle otworzyły się drzwi. Stanął w nich zdyszany James. Kiedy mnie zobaczył, usiadł obok mnie i złapał za rękę.

- Jakaś para za mną mówiła o podejrzanym mężczyźnie krążącym po budynku. Pobiegłem cię szukać! Mógł zrobić ci krzywdę... Martwiłem się o ciebie.

Spojrzałam na mojego przyjaciela, rozważając, czy powiedzieć mu o mojej przygodzie, ale w końcu stwierdziłam, że lepiej go dodatkowo nie martwić.

Spojrzałam na scenę. Na niej wraz ze swoim Espoenem stał owy blondyn, na którego dzisiaj wpadłam. Poczułam, że moje serce zaczyna szybciej bić. Mam nadzieję, że jeszcze go spotkam. I że nie okaże się jednym z tych pustych głupków, którym tylko tyłki i cycki w głowie.

Jego pokaz był niesamowity. On wraz ze swoim pokemonem tworzyli naprawdę zgrany duet. Niestety, sędziowie nie popierali mojego zdania. Stwierdzili, że występ był zbyt monotonny, nie ciekawy. Przez to obiekt moich westchnień nie zakwaliwikował się do rundy trzeciej.

Do następnego etapu przeszedł jakiś inny chłopak, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Nie wiem nawet, jaki miał kolor włosów...

Nad sceną ukazała się tablica z wynikami. Do trzeciej rundy zakwalikowała się Susanne, emo-świrka, ten chłopak i jakaś blondyna, której nie kojarzę. Musiała występować, kiedy byłam na korytarzu.

*

W pierwszej kolejności na scenę wjechała Susanne i emo-świrka. Nad ich głowami pojawiły się tablice z punktami. Między nimi wisiał licznik pokazujący czas. Pokemony obu z dziewczyn tańczyły, zyskując punkty. Susanne wygrała to starcie przechodząc do finału.

Jej przeciwnikiem okazał się chłopak, który wygrał pojedynek z blondyną.

Susanne stała na scenie ściskając coś w dłoni. Gdy muzyka zaczęła grać, jej pokemon od razu wpasował się w rytm. Umbreon zdobywał punkty bez najmniejszego trudu. Chłopak nie miał z nią szans.

*

Susanne wygrała. Nie czekałam na rozdanie nagród, czy czegośtam. Wyszłam przed budynek. Wiatr lekko rozwiewał mi włosy. Po chwili poczułam czyjąś rękę na barku.

- To ty, James. - powiedziałam, odwracając się. - Idziemy na miasto?

- Idziemy. - odpowiedział z uśmiechem.

*

Dzisiaj wyjeżdżamy z Kalos. Ostatnie tygodnie spędziliśmy na podróżowaniu po tym malowniczym regionie. Wygrałam kolejne cztery klucze. Niestety, poległam w finale walki o tytuł królowej Kalos. James z nudów walczył jeszcze na kilku salach, czego efektem było posiadanie sześciu odznak z Kalos. Nie zależało mu zbytnio, ale kiedy jeden z liderów sam poprosił go o walkę, mój przyjaciel trenował, a nawet złapał pokemona do swojej drużyny - Vulpixa. (Nie pytajcie, skąd Vulpix w Kalos dop. Autorki)

Stoimy na lotnisku. Zaraz przyleci samolot, który ląduje w regionie Sinnoh.

Na pewno czeka nas tam wiele przygód...
______________________________________

Hejołka!

Co tam u was? Macie już ferie? Mnie się skończyły :c

Taki dość nudny rozdział, heh.

Dalej współpracuje z anula101 ^^

Jeśli chcecie, wpadnijcie na profil mojej kol - pisze książkę o wampirach. Błędów nie będzie, sama sprawdzałam ;-) (Jej profil ---> Capri8)

Looknijcie też na moje zodiaki!

Do przeczytania =)

Forever RWhere stories live. Discover now