Rozdział XXXV: Prom

164 29 42
                                    

Jessie

Dotarłam do portu. Rozglądałam się za rozkładem odpływów i przypływów promów. W końcu zauważyłam interesującą mnie tabliczkę. Prześledziłam informacje na niej zawarte, po czym spojrzałam na widoczny stąd zegar.

- Prom odpływa za pół godziny... - mruknęłam do siebie - a następny przypływa dopiero po czternastej... Więc musimy zdążyć na ten. - powiedziałam cicho, po czym zawróciłam w stronę miasta.

Przeszłam przez parę uliczek i wróciłam do Jamesa. Powiedziałam mu, że niedługo mamy prom i musimy się pospieszyć.

- Czekaj - zatrzymał mnie mój przyjaciel, kiedy chciałam już wyjść z uliczki. - A co z biletami?

- Pojedziemy na gapę, a co myślałeś?

- Jessie, nie wpuszczą nas bez biletów.

- A muszą nas wpuszczać?

- Sprawdzają to przy wsiadaniu, nie da się tego od tak obejść - powiedział James pstrykając palcami.

- Eh... - westchnęłam. - Będziemy się tym martwić później.

*

Weszliśmy do portu. Na prom wchodziło dużo ludzi, wszyscy rzeczywiście pokazywali bilety przed wejściem na statek. 

- Proszę bardzo, martw się tym teraz. - powiedział mój przyjaciel. W jego głosie było słychać irytację.

- Wymyślimy coś... Albo improwizujmy.

- Improwizujmy? Co masz zamiar zrobić?

- O to się nie martw - odpowiedziałam pstrykając go w nos.

Podeszłam do biletera przyjmując minę zbitego psa. Zakryłam usta dłonią i zaczęłam mówić.

- Musi mnie pan wpuścić - powiedziałam płaczliwym głosem.

- A ma panienka bilet?

- Nie mam, zostały wykupione, ale musze jechać - powiedziałam rozpaczliwie.

- Dlaczegóż to, panienko?

- Mam operację, ja muszę popłynąć!

- Niestety, nie mogę panienki wpuścić. - powiedziałz  niewzruszoną miną.

- A gdzie się podziała zwyczajna, ludzka dobroć? Musi to pan dla mnie zrobić!

- Niestety nie mogę - powiedział nachylając się do mnie lekko. - Mam własne życie i wolę nie ryzykować straty pracy.

Oddaliłam się widząc, że nic nie zdziałam. Wróciłam za budkę, gdzie czekał na mnie James.

- I co? - powiedział bez większego entuzjazmu.

-  I nic - przeklnęłam pod nosem, po czym kopnęłam leżącą nieopodal skrzynkę. - nie udało mi się.

- Czyli tak jak myślałem... Chodź, zrobimy to inaczej.

- Co masz na myśli? - spytałam zdziwiona.

- Pobawimy się w klejnoty.

- Co? - odsunęłam się trochę. - James, czy ty się dobrze czujesz?

- Ta. Po prostu mam lepszy plan niż ty. - powiedział uśmiechając się.

- Mów po ludzku. - odpowiedziałam ostrym głosem.

- Oprócz promów odjeżdżają stąd statki z towarem. Załadujemy się na jeden i przepłyniemy. - wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste.

Forever RWhere stories live. Discover now