Junto a Ti, siempre [1/2]

Start from the beginning
                                    

          Popatrzył na dzieciaki siedzące na drewnianych ławkach i obserwujące Śledzika, tłumaczącego tajniki Smoczej Księgi. Czkawka oparł się o ścianę, tak, by nie zwracać na siebie uwagi i słuchał słów, które sam zapisywał w podręczniku. Uśmiechnął się, przypominając sobie tamte chwile. Miał wtedy mnóstwo czasu na odkrywanie nowych smoków, na poznawanie świata i jego tajemnic. Dwa miesiące temu to wszystko się skończyło. Berk przeżyła już niejedną bitwę, ale ta z Drago z pewnością należała do najcięższych i najtragiczniejszych. Śmierć wodza była wstrząsem dla wielu mieszkańców w tym dla obecnego przywódcy wyspy. Czkawka długo dochodził do siebie i gdyby nie pomoc ukochanej, matki i przyjaciół nigdy nie wyszedłby z dołku. Mężczyzna postanowił znów skupić się na lekcji, prowadzonej przez blondyna, by odgonić do siebie złe myśli.

— Czkawka! — usłyszał nagle pisk sześcioletniej dziewczynki i uśmiechnął się, czując jak przytula się do jego nóg.
— Cześć Ran — odparł i chwycił jej drobną rączkę, kierując się w stronę wioski. Zajęcia skończyły się przed chwilką. Dziewczynka była bardzo śmiała i uwielbiała chłopaka oraz Szczerbatka, dlatego też nie miała hamulców, by mówić do chłopaka po imieniu. Jemu oczywiście to nie przeszkadzało. Wolał nawet, kiedy tak się do niego zwracano. Wciąż uważał, że jest za młody by być wodzem. Dziwnie czuł się zwracając do starszych, bardziej doświadczonych przez życie wikingów, którzy odpowiadali mu używając nazwy „wódz", zamiast jego imienia.
— Dzisiaj uczyliśmy się gatunków, wiesz? To jest naprawdę trudne, ale chcę być kiedyś taką jeźdźczynią jak Astrid. I wojowniczką! — powiedziała szczerze. Czkawka zaśmiał się, spoglądając na podążającą obok dziewczynkę. Przyzwyczaił się do tego, że jego dziewczyna zdobywała serca dzieci na Berk. On też miał mnóstwo fanów, ale ideałem wojownika nie był... przynajmniej nie jeśli chodziło o siłę fizyczną.
— Eryk mówił, że chyba się w niej zakochał. Powiedziałam mu, że jest zajęta, ale chyba nie zrozumiał. — Powiedziała chwilę zastanawiając się na tym. Czkawka przewrócił oczami, ale uśmiechnął się, słysząc słowa dziecka. Tak naprawdę nigdy nie brał pod uwagę tego, iż Astrid pewnego dnia tak po prostu mogłaby zniknąć z jego życia i pojawić się w życiu innego mężczyzny. On nie widział siebie przy boku innej kobiety. Kochał blondynkę ponad własne życie.
— Odprowadzę cię do domu, co? — zapytał i ruszył razem z dzieckiem w stronę środka wioski, gdzie mieścił się budynek mieszkalny dziewczynki. Ran pokiwała szybko głową i skocznym krokiem ruszyła razem z wikingiem.

         Znaleźli się pod domem dziecka już chwilę później, z oddali dostrzegając uśmiechającą się do nich Elinor, matkę dziewczynki. Wieszała pranie i obserwowała zbliżającego się wodza wraz z jej ukochaną córeczką.
— Dziękuję, że ją odprowadziłeś — podziękowała z wdzięcznością i przytuliła do siebie blondwłosą uczennicę Akademii. Czkawka uśmiechnął się do dziewczynki.
— To naprawdę nie problem, jest urocza — odparł szczerze i zmierzwił te blond loki.
— A ty bardzo pomocny. Kiedyś będziesz wspaniałym ojcem, wierzę w to — powiedziała kobieta, a wódz odwrócił wzrok, czując, że się czerwieni. — Ale to za pewien czas — dodała ze śmiechem.
— Ta... tak — odpowiedział tylko i pożegnawszy się z kobietą i Ran odszedł, nadal trochę zażenowany. Uśmiechnął się jednak lekko i ruszył w kierunku twierdzy, chcąc załatwić dzisiejsze sprawy i móc szybciej wrócić do domu. Od rana nie widział Szczerbatka. Smok został w pokoju chłopaka, by odpocząć. Ostatnie dni źle wpłynęły na jego zdrowie, przemęczenie dało mu w kość, dlatego Czkawka postanowił dać mu dzień wolnego. Sam też pragnął odpoczynku, ale ten na razie nie był mu dany. Liczył jednak, że już wkrótce wszystko się uspokoi, wróci do normy, a on będzie mógł przespać choć jedną noc od zmierzchu aż po wschód słońca.

*~*

          Astrid westchnęła ciężko, lądując na twardej ziemi tuż obok rodzinnego domu. Po trzech godzinach spędzonych na locie i treningu wreszcie postanowiła wrócić. Czuła się trochę lepiej, teraz, kiedy wyładowała już swoje emocje. Zeskoczyła z Wichurki, zataczając się dziwnie. Smoczyca widząc stan dziewczyny podeszła bliżej, by blondynka mogła się o nią podeprzeć. Dziewczyna podziękowała cicho i zamknęła oczy, oddychając głęboko. Poczuła dziwny ból przeszywający jej podbrzusze i wypuściła ciężko powietrze z ust. Skrzywiła się nieznacznie, ale zaraz potem wyprostowała, by nie przykuwać uwagi wikingów. Weszła do domu i niemal od razu, skierowała się na górę do swojego pokoju. Obiecała sobie jednak, że jeszcze dzisiaj odwiedzi Sigrid. Dziewczyna była lekarką i choć nie mieszkała długo na Berk, zdążyła zdobyć zaufanie Astrid i świetnie się razem dogadywały. Czarnowłosa była starsza o cztery lata, ale wiek nie grał tutaj roli. Na razie położyła się w łóżku i przykryła kocem po same uszy, czując kolejną falą osłabienia. Pomyślała nagle o Czkawce, który spędzał czas zapewne nad papierami w twierdzy. Z chęcią chciałaby mu pomóc, ale nie miała siły nawet by wstać z łóżka. Nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi.
— Astrid? Wszystko dobrze, kochanie? — zapytała Lilit, matka dziewczyny. Kobieta usiadła na łóżku i przyłożyła dłoń do czoła wojowniczki. Blondynka mruknęła coś pod nosem i odepchnęła rękę kobiety. — Zaraz przyprowadzę Sigrid, ktoś musi na ciebie spojrzeć. — Powiedział i wstała kierując się w stronę drzwi.
— Nie, proszę! Nie idź! Sama... sama ją odwiedzę — odparła i przerwała nagle, czując kolejne mdłości. Szybko wyskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki, następnie nachyliła się nad miską i zwymiotowała. Lilit stanęła w drzwiach i pokręciła głową.
— Zaraz wrócę — odparła tylko i zostawiła córkę samą. Astrid umyła w tym czasie twarz i wróciła ledwo żywa do łóżka. Czuła się coraz gorzej.

the greatest gift is love || hiccstridWhere stories live. Discover now