CZ.4 25. Twoja rodzina jest też moją rodziną.

2.9K 219 150
                                    

Igor pov

Obudziłem się z okropnym bólem głowy w nie swoim łóżku. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zdałem sobie sprawę z tego, że jestem u Borowskiego w salonie. Kompletnie nie pamiętałem co stało się minionej nocy i jak się tu znalazłem. Podniosłem się do pozycji siedzącej szukając dookoła czegos do picia.

Byle czego. Co kolwiek. Byle by było mokre.

Dostrzegłem na stole butelkę wody i wstałem po czym wziąłem ją do rąk i opróżniłem do ostatniej kropli.

- Coo? Suszy? - usłyszałem śmiech Borowskiego za plecami.

- Bardzo się schlałem? - zapytałem patrząc na niego.

- Bardzo? Stary, niosłem cie do domu, podczas, gdy ty cały czas rzucałeś mi kłody pod nogi i mam tu na myśli twoje wymiociny. - parsknął.

- Sorry. - powiedziałem cicho krzywiąc się z powodu bólu głowy, który nie dawał mi spokoju odkąd otworzyłem oczy.

- Nieważne, nic się nie stało. Liczę, że gdy będzie taka potrzeba też zaniesiesz mnie zarzyganego do domu. - wytknął mnie palcem unoszac brwi.

- Słowo. - położyłem ręke na sercu, na co Adrian wybuchnął śmiechem, a ja złapałem sie za głowę.

- Przyniose ci jakiś proszek, bo zaraz mi tu padniesz trupem drugi raz w ciągu doby. - zażartował i wyszedł z salonu, do którego po chwili wrócił z proszkiem i szklanką wody. Podał mi wszystko patrząc na mnie wymownie.

- Dzieki wielkie. - powiedziałem biorąc od niego tabletke, którą popiłem wodą.

- Igor, słuchaj..- podrapał się nerwowo po głowie - Nie wiem, czy to odpowiedni moment żeby o tym mówić, ale Wiktoria dzwoniła do mnie w nocy. Chce z tobą porozmawiać.

- Masz rację, to nie jest odpowiedni moment. - odpowiedziałem kładąc szklanke na stół po czym usiadłem z powrotem na kanapie.

- Nie zapominaj, że nie jesteście już dziećmi Bugajczyk. Jesteście małżeństwem, musicie nauczyć się ze sobą rozmawiać. - pouczył mnie.

- Od kiedy ty się stałeś takim doradcą małżeńskim, hum? - uniosłem na niego brwi.

- Chcę ci pomóc.. wam pomóc. - poprawił się.

- Czasami mam wrażenie, że między nami coś się zmieniło, tak jakby..- przerwałem w poszukiwaniu słowa - Coś pękło. Nie umiemy się dogadać choć raz bez kłótni.

- Zawsze tak było. - zauważył.

- Wiem Adi, ale przecież nie tak powinno to wyglądać.

- No nie, masz racje. Ale najważniejsze jest to, że nieważne jak źle jest, wy zawsze do siebie wracacie i się godzicie.

- Ta, na dzień lub dwa, a potem znów jest to samo. Kocham ją, ale czasem myślę, że byłoby jej lepiej z kimś innym.- westchnąłem.

- Zaraz ci jebne z drugiej strony. - burknął patrząc na mnie poważnie.

- Co? Jak to z drugiej strony?

- Nie nic. - odpowiedział od razu - Przestań pierdolić głupoty, bo zachowujesz się jak rozkapryszony nastolatek. Jesteś na to za stary.

- To co ja mam robić? - wyrzuciłem ręce w powietrze.

- Idź do niej debilu. - strzelił sobie z otwartej ręki w czoło.

Pójdę. Ale nim wrócę do domu, przejdę się jeszcze w jedno miejsce.

- Okej, pewnie masz racje. Jak zawsze. - przewróciłem oczami i spojrzałem na niego. Siedział obok z dumną miną.

- Leć i nawet mi sie tu nie pokazuj dopóki sie nie dogadacie. - pogroził mi palcem i odprowadził do drzwi.

- O, dzieki. - burknąłem z sarkazmem , ale on już zatrzasnął za mną drzwi.

Zjechałem windą ledwie żywy na sam dół. Czułem się dziś okropnie i to nie tylko dla tego, że byłem na kacu. Po prostu byłem przybity tym, że nie umiem się dogadać z własną żoną. Mimo wszystko kocham ją bardziej niż kogo kolwiek na świecie i chyba bym się zabił, gdyby odeszła.

Wyszedłem z klatki i wiedziałem już, że pierwszy cel jaki obiore to wcale nie będzie powrót do domu. Skierowałem się w strone mieszkania Fabiana. Jeżeli się nie wyprowadził to powinien mieszkać w tym samym miejscu, co kiedyś.

Dotarłem pod blok po jakichś dziesięciu minutach. Stanąłem pod odpowiednią klatką, a drzwi akurat były otwarte więc wszedłem i po chwili już byłem na górze. Zapukałem do drzwi, których z początku nikt mi nie otworzył. Zacząłem pukać mocniej. Dopiero wtedy usłyszałem szmery po drugiej stronie drzwi. Stałem jeszcze pod nimi kilka sekund, aż w końcu mi je otworzył.

Pół nagi, owinięty ręcznikiem od pasa w dół.

- Igor? A co ty tu... - nie dokończył, bo wepchnąłem go do środka i poszedłem w stronę sypialni.

Odjebało mi totalnie, bo naprawde myślałem, że może tam być Wiktoria. W łóżku jednak zauważyłem zakrywającą się kołdrą blondynkę. Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem wsciekle na Fabiana.

- Jen, zostawisz nas? - zapytał dziewczynę, a ona wyszła z mieszkania zbierając po drodze swoje rzeczy - O co ci chodzi? - zwrócił się do mnie.

- Co ty znowu wyprawiasz? - warknąłem na niego.

- To chyba nie jest twoja sprawa z kim sypiam. - wzruszył ramionami.

- Ta, nie byłaby moja, gdybyś..

- No gdybym co? - przerwał mi - Myślisz, że jesteś ode mnie lepszy bo to ja zostałem adoptowany?

- Skończ. Nie po to tu przyszedłem. - warknąłem - Posłuchaj mnie, powiem ci to jeszcze tylko raz i ostatni. Trzymaj kurwa łapy z daleka od mojej rodziny, rozumiesz?

- Twoja rodzina jest też moją rodziną. - odparł patrząc prosto w moje oczy.

- Kiedys tak myślałem. Dopóki nie pokazałeś swojego prawdziwego "ja". - zrobiłem w powietrzu znak cudzysłowia.

- Wiktoria ma prawo wiedzieć. Zamierzasz w ogole powiedzieć jej o tym, że ją okłamałeś?

- Ja wiem lepiej co jest dla niej dobre. A twoje ponowne pojawienie się w moim życiu to jedna wielka pomyłka. - wytknąłem go palcem.

- Za co ty mnie tak nienawidzisz?

- Za co? - parsknąłem ze śmiechem - Doskonale wiesz za co.

- Dobrze wiesz, że ta sytuacja w klubie z tą dziewczyną to jedna wielka wymówka. - wyrzucił ręce w powietrze - No powiedz to

- Nie prowokuj mnie kurwa

- No dalej kurwa mów!

- Dość! Rozjebałeś mi rodzinę, przez ciebie moj ojciec stał się tyranem bo byłeś wyjątkowo opornym bachorem przez co zaczął wyżywać się też na mnie. Matka stawała w twojej obronie zawsze, bo traktowała cię jak swoje prawdziwe dziecko i za to ona też za każdym razem była bita. - wyrzuciłem cały żal z siebie po czym opadłem na łóżko i schowałem twarz w dłoniach.

- Igor, ja...ja przepraszam. - powiedział cicho patrząc na mnie.

- W dupe sobie wsadź swoje przeprosiny. Nie chcę cię znać. - rzuciłem i wyszedłem szybkim krokiem z jego mieszkania.





🔜  next  🔔

2 ✌
Buziakiii ❤






CRUEL // Reto Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz