Broń 36

12.1K 758 87
                                    

Nathaniel

Zebranie u ojca przeciągnęło się o prawie godzinę  i niestety nie mogłem pożegnać się z Tali przed jej odjazdem na babski wieczór. Miałem nadzieję, że nie założyła czegoś wyzywającego. Jednak moje nadzieje rozwiały się , kiedy przejrzałem zawartość wieszaków. 

Ja pierdolę, założyła ta kieckę bez pleców. Niech no ja ją tylko dopadnę, pożałuje. 

Kochanie będziesz płakać, kiedy dostanie porządne lanie- gadam pod nosem.

Wybiegam z domu i wsiadam do auta a po piętnastu minutach jestem na miejscu. Wchodzę i szukam tej dwójki, ale jedynie wpadam na Alexa, który wskazuje mi stolik dziewczyn. Ruszam zdeterminowany wyciągnąć ją stąd nawet siłą, ale to co widzę wprawie mnie i mojego wilka w gniew.

Ten kutas Jason, stoi tam przy MOJEJ partnerce. Zaraz straci jaja. 

Szybko kieruję się w ich kierunki, a kiedy jestem blisko,  ktoś na mnie wpada i niestety na moment tracę z oczu Tali.  Ponownie spoglądam i przeżywam szok, bo moja maleńka znajduje się na podłodze.

W dwóch krokach znajduję się przy nich, a ten skurwiel nachyla się nad nią i słyszę jak śmieje się.

- No i gdzie ten twój obrońca? Jak widać nie ma go tutaj.

O jestem, zaraz się przekonasz.

-I tu się mylisz- syczę i od razu obraca się w moją stronę.

- O proszę we własnej osobie. Co przyjechałeś ratować tą kurwę?

Już nie żyje. Zajebię cię. 

- Najwidoczniej mało ci połamanych żeber, ale jak wolisz. Nie mam nic przeciwko spuszczeniu ci łomotu sukinsynu. Dostaniesz wpierdol koleś i intensywną terapię- Ryczę i uderzam Jasona tak, że ląduje na stoliku, łamiąc go.

 Podnosi się chwiejnie i rzuca na mnie ponownie, ale nie daję mu szans. Spotyka się z moją pięścią kilka razy z rzędu, aż w końcu upada zakrwawiony i już się nie podnosi. Spoglądam na moją kruszynkę, która jest przerażoną, więc podchodzę do niej i ją przytulam.

-Nic ci nie zrobił kochanie?- Dotykam dłonią jej twarzy, na co syczy, więc od razu przyglądam się jej uważniej. Widzę niewielki siniak na policzku. -On ci to zrobił?- Pytam przez zaciśnięte zęby.

-Tak, oddał mi- wtula się we mnie mocno.

- Poczekaj kochanie, muszę to załatwić do końca- całują ją w czoło i puszczam.

 Podchodzę do tego śmiecia i podnoszę go do góry, patrząc mu prosto w oczy.

- Nie zabiję cię, nie dlatego, że nie chcę, bo chcę i to bardzo, ale nie wolno mi. Jednak tym razem zapłacisz, za to co zrobiłeś. 

Alex z jeszcze jednym gościem biorą to ścierwo i wyprowadzają na zewnątrz, gdzie poczekają na policję. Dziękuję chłopakom i wracam do Tali, przy której stoi także Caro.

-Obie wracacie ze mną i nie chce słyszeć żadnego ale, to się tyczy ciebie sis.  Zrozumiano?

- Tak- odpowiadają obie naraz. 

-Cieszy mnie to bardzo. A teraz wychodzimy- rozkazuję im.

Caro idzie przodem, a ja moją partnerkę trzyma zaborczo przy sobie. Akurat to, że ma na sobie tą przeklętą sukienkę, jest teraz naszym najmniejszym problem. Wychodzimy przed budynek i aż przewraca mi się w żołądku na widok tej parszywej mendy. Niestety jeszcze nie ma stróża prawa, ale wiem, że Alex dopilnuje wszystkiego i odda go w odpowiednie ręce.

Caro usiadła na tylnym siedzeniu, a moja kruszynka gramoli się na przednie siedzenie. Nie byłbym sobą, gdym nie zrobił tego co chodzi mi po głowie i  pomagam jej wsiąść, trzymając za pupę.

-Masz na sobie majtki?

- Nate- syczy- nie jesteśmy sami.

-Mną się nie przejmujcie!- Krzyczy moja siostra.

- Słyszysz maleńka, jej to nie przeszkadza- wybucham śmiechem, a Tali jęczy zażenowana.

Zatrzaskuję drzwi od jej strony i w tym momencie podjeżdża radiowóz, z którego wysiada policjant. Witam się z nim i zamieniam kilka słów wyjaśniając, co się stało. Kiedy poddaje mu rękę na pożegnanie, słyszę wystrzał i zostaje raptownie ode pchany przez niego. Policjant wyciąga broń i oddaje strzał.

Jestem  zdezorientowany i nie wiem kto pierwszy strzelał, ale kiedy patrzę w stronę gdzie stał ten kutas, widzę tylko jak leży na ziemi. Policjant rzucił się w jego stronę i pochyla się na nim. Alex o coś pyta, ale niestety jestem za daleko, żeby usłyszeć, jednak wyraz twarzy oraz kręcenie przez gliniarza głową mówi samo za siebie.

Stoję tak, a Tali wyskakuje z auta i biegnie w moją stronę, rzucając się w moje ramiona.

-Boże, nic ci nie jest? Nate, jesteś ranny?- Moja maleńka błądzi swoimi dłońmi po moim ciele, sprawdzając czy jestem cały.

- Nic mi nie jest, skarbie- tulę ją do siebie z całych sił.

 -Kiedy strzelił, cały świat mi się zatrzymał. Tak bardzo cię przepraszam- zaczyna płakać.

- Proszę nie płacz, twoje łzy bolą maleńka- scałowuję każdą słoną kroplę. -Jedziemy do domu. To był stanowczo za długi dzień- wzdycham, bo mam dosyć.

Ta zakała ludzkości nie żyje. Zapłacił najwyższą cenę za głupotę, ale ja mam dla kogo żyć. Cały mój świat trzymam właśnie za rękę.


Miłość w pełni księżycaOnde as histórias ganham vida. Descobre agora