Rozdział 25

3.5K 269 15
                                    


Gdy tylko zobaczyłam drzwi rezydencji, w której mieszka Kally nawet nie pukałam. Wpadłam z impetem od razu je, zamykając na wszystkie spusty. Oparłam się o nie i zjechałam na dół. Słyszałam, jak szybko bije moje serce i policzyłam każdą łzę, spadającą z mojego policzka na podłogę.

Po chwili przyszła do mnie ruda przyjaciółka, która od razu mnie objęła. Wtuliłam się w nią i cicho łkałam. Drzwi zaczęły się trząść, jakby miały zaraz wypaść. Nie wpuściłam Drake'a, a on próbuję się do mnie dostać. Postanowiłyśmy pójść do jej pokoju. Tak na wszelki wypadek.

Gdy byłam na pierwszym schodku, kierując się ku górze usłyszałam dźwięk łamanego drewna. Kally i Logan zareagowali od razu i przytrzymali bruneta, który wyważył drzwi Pobiegłam szybko do pierwszego lepszego pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Usłyszałam ciche pukanie.

- Drake zostaw mnie. Chcę być teraz sama.

- Ale..

- Proszę - wyszeptałam żałośnie, a moje pliczki znów zalały łzy.

- Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła? Ja naprawdę.. To nie tak, jak myślisz. Daj mi się chociaż wytłumaczyć - usłyszałam jego błagalny głos.

- Proszę - powtórzyłam, a po chwili usłyszałam kroki na schodach.

Odetchnęłam z ulgą i rozejrzałam się po pokoju. Był mały, w zimnych kolorach. Głównie niebieski. Skuliłam się na łóżku i po chwili odpłynęłam.

*

Gdy się obudziłam jestem w innym pokoju. Kally pewnie poprosiła kogoś, żeby mnie przeniósł. Poszłam, do toalety i się trochę ogarnęłam. Gdy wyglądałam już przyzwoicie zeszłam na dół do kuchni, z której usłyszałam fragment rozmowy, zapewne przywódcy strażników.

- Tak, dziesięć minut i ruszamy. Pośpiesz się - minął mnie jakiś chłopak, a ja weszłam do kuchni.

- Dzień dobry - przywitałam się ze wszystkimi czyli rudą, czarnym i jego rodzicami.

- Hej. I co, lepiej się czujesz? - przytaknęłam tylko głową.

- Chodź, mamy dla ciebie spaghetti na śniadanie - uśmiechnął się Logan.

Zjadłam spaghetti, które było na prawdę pysze, przy okazji pytając, dlaczego jest ono na śniadanie, a przyjaciele tylko wzruszyli ramionami.

- Dziecko idź już lepiej do domu i nie wychodź - zagadnęła mama czarnego.

- Dlaczego? Coś się stało? - dopytywałam.

- Zaraz atakujemy omegi. Uważaj na siebie, bo nie chcemy dodatkowych ofiar.

Moje oczy miały wtedy na pewno rozmiary spodków. Przecież tam na pewno będzie Drake! A co, jak mu się coś stanie? Co ja wtedy zrobię?

- Jasne, to ja już pójdę - pożegnałam się ze wszystkimi i wyszłam.

Biegłam przez ciemny las. Zatrzymałam się dopiero na środku ogromnej polany, którą przecinała rzeczka. Tak, jak w moim śnie. Nagle z gąszczu drzew, po prawej stronie strumyka, a ja stoję po lewej, wychodzi ogromny, szary wilk. Drake. Gdy tylko nasze oczy się spotykają czuję ból w środku i ukradkiem ścieram pojedynczą łzę. Z mojej strony wychodzi przywódca strażników, jest białym wilkiem tak jak pozostali.

Stali naprzeciwko siebie jakiś metr od brzegu strumyka i warczeli. Zaczęłam się niepokoić, ponieważ czarnych wilków jest coraz więcej. W ciemnym lesie widać tylko tysiące czerwonych ślepi. Następnie pojawili się strażnicy. Białych wilków jest identyczna liczba, jak czarnych.

Wygląda to, jak bitwa żywiołów. Biały kontra czarny- zło kontra dobro. Przywódca strażników przeskoczył rzeczkę i zaczął atakować. W jego ślady poszli pozostali, a wszystkie kolory mieszają się w jedną papkę.

Stoję tam cała otępiała z wrażenia. Nie mogę się ruszyć, będąc sparaliżowana strachem. Nie strachem o siebie, tylko o innych. O wszystkich strażników, o wszystkie omegi i Drake'a. Po jakimś czasie widzę go. Idzie pewnych siebie krokiem w moją stronę i wiem, że jest bardzo zły.

Brunet zatrzymał się metr przede mną, a jego twarz wyrażała obojętność. Bardzo mnie to bolało. Chyba to zauważył, bo po chwili jego twarz łagodnieje i wrażała tylko tęsknotę. W błyskawicznym tempie zmniejszył odległość między nami i mocno mnie przytulił, a ja obejmuję jego szyję i szeroko się uśmiecham. Było idealnie, ale tylko przez chwilę.

Gdy myślałam, że wojna była najgorsza, nie wiedziałam, co mnie czekało później. Wszystko się jakby zatrzymało. Cały świat stanął w miejscu, jakby brał głęboki wdech. Mój chłopak pchnął mnie na bok i od razu zamienił się w wilka. Jeden ze strażników już na nim leżał i zatopił kły w jego szyi.

- NIE!!! - ryknęłam, a wiatr który mi towarzyszył położył wszystkich walczących na ziemię.

Była cisza. Nikt nawet nie był w stanie oddychać. Padłam na kolana przed miłością mojego życia. Chłopka automatycznie zamienił się w człowieka. Zaczął kaszleć krwią i ostatni raz usłyszałam jego głos.

- Kochanie - był bardzo słaby - wtedy nie chciałem cie zostawić.. -zaczął, ale mu przerwałam.

- Na prawdę nie musisz..

- Szedłem do bluzy w przed pokoju. W kieszeni miałem pierścionek - zaczął kaszleć i się dusić. - Chciałem ci się oświadczyć. Pamiętaj, że cię k-kocham - wychrypiał na ostatnim tchu i.. przestał oddychać.

- No zróbcie coś! - krzyknęłam do tłumu wstając i panicznie płakać. - On nie może umrzeć! Uratujcie go! - cały czas krzyczałam.

Do bruneta podszedł jakiś chłopak, ale nie wiem co było dalej. Nie umiem opisać niczego, co było potem. To ja powinnam tam leżeć. Ja powinnam umrzeć.

~ Ari! Pomóż mu! On nie może umrzeć!

~ Dziękuję, uratowałaś mnie przerywając wojnę. Cała moc drzemie w tobie - powiedziała, a ja najzwyczajniej w świecie skuliłam się i nie mogłam opętać się od panicznego płaczu i oddychania haustami powietrza. To ja powinnam umrzeć.

Hej!

Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział wam się podoba :)

Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, że ta książka się kończy. ( do mnie dopiero dzisiaj to dotarło) Myślę, że jeszcze jakieś trzy rozdziały i będzie epilog. W zasadzie to chyba nawet wcześniej niż trzy rozdziały, ale jeszcze zobaczymy. Pozdrawiam <3

xX_Reborn_Xx

Pierwsze SpojrzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz