Rozdział 12

4.8K 363 18
                                    

Najszybciej jak mogłam podeszłam do komody, na której leżała owa książka. Wyciągnęłam rękę, aby ją chwycić, ale zatrzymałam się kilka centymetrów przed celem. W zasadzie, to chyba nie powinnam tego dotykać. Nie powinnam czytać tej książki. Moja mam mi stanowczo zabroniła.. Ale przecież jej tu nie ma, więc co mi szkodzi? Nie myśląc dłużej, chwyciłam księgę i szybkim krokiem wyszłam z salonu. Na korytarzu zastałam Bellę i Taylera, którzy nie ukrywali swoich uczuć.

- Tylko żeby dzieci z tego nie było - mówię na odchodne i wychodzę.

Najszybciej jak umiem kieruję się w stronę mojej polanki. Droga zajmuje dziesięć minut, bo w połowie uznałam, że będę biec. Tak więc wciskam się przez szczelinę i wchodzę po kamiennych schodkach do góry. Siadam na środku w pośpiechu, używając mocy rozkładam kocyk.

Książkę kładę przed sobą i biorę kilka wdechów zanim ją otwieram. Moja ręka wylądowała na zimnej jak lód okładce i aż przeszedł mnie dreszcz. Bardzo delikatnie, ale stanowczo otworzyłam pierwszą stronę. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zastałam zupełnie pustą kartkę. Przewróciłam kolejne kilka stron, ale nic nie znalazłam.

To ma być jakiś żart?

Tyle czekałam na ten moment. Na chwilę w której będę mogła poznać tajemnice tej książki, a tu dowiaduję się, że ta książka jest zupełnie pusta!? To po co moja matka to przede mną ukrywała!?

Rozgoryczona wstałam z mojego miejsca i podeszłam do szparki, w której znalazłam bransoletkę. A nawiasem mówiąc, owy przedmiot cały czas się świeci. Wszystko byłoby okay, ale dlaczego ja nie wiem, dlaczego to wszystko się dzieje!? Delikatnie dotknęłam krawędzi, a ze środka od razu wyprysła woda.

Zrobiłam kilka kroków do tyłu, myśląc o tym wszystkim. Jeszcze raz podeszłam do księgi i ją przekartkowałam, niestety nadal nic. Poczułam ogromną złość i tak ni stąd, ni zowąd rzuciłam przedmiotem o ziemie, po czym ją kopnęłam.

Tupnęłam nogą, a ziemia zadrżała i wszystkie pyły gdzieś odleciały przez wiatr, który wywołałam. Moje dłonie zaczęły płonąć żywym ogniem. Przez ZŁOŚĆ nawet mało mnie to obchodziło, ale dlaczego to wszystko jest taki popaprane. Dlaczego nikt nie może mi wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi!? Zdecydowanie ostatnio jestem zbyt uczuciowa.

Gdy złość minęła zastąpiło ją inne uczucie. A mianowicie SMUTEK. Zrobiło mi się bardzo przykro z tego powodu, że tak nieładnie potraktowałam tą książkę. Przecież ona niczemu nie zawiniła, a ja ją tak po prostu kopnęłam. Musiało jej się zrobić bardzo przykro. Moje dłonie przestały płonąć, a ja usiadłam na trawie. Schowałam twarz w ręce i zaczęłam cicho szlochać. Jak na zawołanie słońce przysłoniły chmury, które po chwili lunęły deszczem.

Byłam cała zmoczona, ale doszłam do wniosku, że nie ma, co płakać nad rozlanym mlekiem. Przecież czasu już nie cofnę, ale zawsze mogę ją przeprosić. Może powie mi, o co w tym wszystkim chodzi. Może w końcu znajdę rozwiązanie, a ona pokieruje mnie na właściwą drogę? Szybko otarłam łzy i wyprostowałam się, czując ogromną pewność siebie.

Chmury rozpłynęły się w powietrzu, a ja byłam gotowa, żeby zmienić świat na lepsze. Na pewno jest jeszcze jakaś NADZIEJA, na lepsze życie, w którym wszystko będzie jasne. Przyroda dookoła mnie zakwitła. Drzewa i krzaki promieniały intensywną zielenią, a na trawie widniały przeróżne kwiaty. Moją twarz zdobił ogromny uśmiech, i gdy już miałam ruszać, aby dawać światu nadzieję ogarnęła mnie niepewność.

STRACH uderzył we mnie z taką siłą, ze reszta świata również się przestraszyła i 'uciekła'. Zrobiło się szaro i ponura, a ja miałam coraz więcej wątpliwości i pytań bez odpowiedzi. Co jak ja wariuje? Co się stanie, jak nie zapanuje nad moją mocą? Jak moja mama dowie się o Taylerze i Belli? Co ja mnie wyrzuci z domu, bo zabrałam książkę? Jak ja sobie sama poradzę? Skuliłam się pod naciskiem wszystkich emocji. Moje ręce zaczęły się trząść a ciało ochłodziło. Zerwał się ogromny wiatr, który prawie powyrywał drzewa. Uformowało się tak jakby tornado, które kręciło się dookoła mnie. Zaczynałam się coraz bardziej bać, że nie dam sobie z tym rady. I wtedy usłyszałam tak dobrze znany mi głos.

- Naravi!? - krzyknął Drake. - Jesteś tak!?

Dostrzegłam postać chłopaka, który zbliżał się do mnie i postanowił przejść przez ogromny wir.

- Nie powchodź! Ja nad tym nie panuję! Zrobię ci coś, jestem potworem! - odpowiedziałam brunetowi.

Zrobiłam krok do tyłu. Tak bardzo się bałam, że to wszystko nigdy nie zniknie, a Drake'owi coś się stanie. Zamknęłam oczy i przytuliłam ręce do siebie, czekając na rozwój wydarzeń. Po chwili poczułam silne ramiona chłopaka, które oplotły się wokół mojej talli. Z ogromną ulgą zarzuciłam mu ręce na szyję i wtuliłam się w niego. Głęboko odetchnęłam, a wszystko się zatrzymało.

Nie było żadnego ognia, żadnego deszczu, rośliny rosły normalnie, a wiatr po prostu zniknął. Błoga cisza wypełniała przestrzeń wokoło nas i nic poza tym. Staliśmy tak kilka minut, aż chłopak się ode mnie nie odsuną, żeby spojrzeć mi w oczy.

- Już wszystko dobrze? - zapytał z troską.

- Nie - pokręciłam przecząco głową, ale zaraz mieniłam zdanie. - Znaczy tak.. Znaczy.. Nie wiem. Chyba tak - poplątałam się w własnych słowach, na co brunet się zaśmiał.

- Chodź - wziął mnie na ręce, prze co pisnęłam. - Zaniosę cię do domu, a o tym, co tu się stało pogadamy później.

Przytaknęłam skinieniem głowy i po chwili odpłynęłam w krainę morfeusza, zapominając o książce, którą zostawiłam.

Pierwsze SpojrzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz