CHAPTER ELEVEN

4.4K 264 50
                                    

29 października 1994 roku
Godzina 16:18 czasu angielskiego.

    Kiedy Zoey Potter zagoniła Ślizgona i Gryfona na boisko, przyszedł czas na wizytę w lochach, żeby podnieść na duchu Draco.

    Blondyn spał w miękkim, zielonym fotelu przy zapalonym ogniu. Było już po szesnastej, a dnie w drugiej połowie października stawały się bardzo krótkie.

    Dziewczynę uraczył widok chłopaka. Wyglądał jak małe, bezbronne dziecko, a nie wojownik ze Slytherinu, którego nikt nie lubi, a jednak uwielbia.

    Zoey weszła w głąb pomieszczenia i usiadła na fotelu obok. Zaczęła intensywnie wpatrywać się w słodką twarz Smoka, która oblana była światłem od ognia.

    W pewnym momencie jego łagodna mina gwałtownie się zmieniła. Skrzywił się, a potem zaczął wiercić się na siedzeniu. Chyba śnił mu się jakiś koszmar.

— Nie! Nie zostawiaj mnie teraz! Nie!

    Uczennica Durmstrangu wystraszyła się napadu paniki chłopaka i wyciągnęła ku niemu obie ręce. Zanim go dotknęła usłyszała z jego ust coś dziwnego. Swoje imię.

— Zoey! Nie odchodź ode mnie! Zostawiasz mnie dla Pottera?! Zoë, kocham cię!

    Oczy dziewczyny wyskoczyły na chwilę z jej orbit. Potem prawie spadła z fotela, ale udało jej się w porę wstać i uciec z pokoju. Potterówna skierowała się biegiem na stadion, żeby zawiadomić chłopaków, że mini mecz quidditcha się nie odbędzie.

    To było niewiarygodne!

    On powiedział, że ją kocha i żeby go nie zostawiała. Czy dlatego brak w nim życia? Dlatego, że nie ma jak do niej dotrzeć przez częste przebywanie z Harrym? Ale przecież Zoë on nie interesuje.

    Nigdy dużo z nim nie rozmawiała, nic o sobie nie wiedzieli. Jak można zakochać się w osobie, której się wogóle nie zna?! To jest chore, naprawdę chore!

    Zanim dziewczyna zdążyła dobiec na stadion z jej oczu wypłynęło morze łez. Wpadła na boisko, ale zatrzymała się na murawie i pogrążyła w płaczu. Niestety, chłopcy zauważyli to od razu i podlecieli do niej zdezorientowani.

— Zoey, co się dzieje? — Harry wyskoczył z miotły i przytulił siostrę najmocniej jak potrafił.

— On powiedział, że się we mnie zakochał! Dlatego tak cierpi! — krzyczała zrozpaczona dziewczyna.

— Kto cierpi? Co się stało? — zapytał siedzący na miotle Zabini, który jakby czegoś się domyślał.

— Draco. Poszłam do niego, żeby zaprosić go do gry. Spał, a mi głupio było go budzić. Po kilku minutach zaczął trząść się i krzyczeć. Mówił, żebym nie odchodziła, żebym nie zostawiła go dla Harry'ego i że...że mnie kocha!

— Dlaczego płaczesz? To, że ktoś się w kimś zakochał nie jest powodem tylu łez. — pocieszył ją brat.

— Ale nie rozumiesz. Ja myślałam, że nie da się pałać do kogoś miłością, kiedy się go nie zna. Teraz sama nie wiem, co do niego czuję. Ja...on...on jest uroczy i chyba ja — w tym momencie urwała i porwała miotłę Pottera, po czym wzbiła się w powietrze, zapominając, że zamglone od płaczu oczy i groźny wiatr nie działają dobrze na widoczność.

     Po kilku minutach straciła panowanie nad miotłą i zleciała z niej. Była na wysokości pięćdziesięciu ośmiu metrów i spadała bardzo szybko. Chłopcy byli tak oszołomieni, że nie mogli niczego zdziałać, a dziewczyna uderzyła ciałem o ziemię i natychmiast straciła przytomność.

◆◆◆
Oto jedenasty wpis!
Dziękuję, że czytacie i oceniacie.
I jeszcze raz przepraszam za to, że rozdział dziewiąty się nie wysłał i najpierw był dziesiąty! Przepraszam!

Pozdro 💜

ZOSTAW KOMENTARZ!
OCEŃ!!!

𝐋𝐈𝐅𝐄 𝐈𝐍 𝐃𝐔𝐑𝐌𝐒𝐓𝐑𝐀𝐍𝐆; harry  potterOn viuen les histories. Descobreix ara