CHAPTER SEVEN

5.6K 343 76
                                    

28 października 1994 roku
Godzina 20:16 czasu angielskiego

    Tego wieczoru w Wielkiej Sali panowała wrzawa. Wszyscy uczniowie ekscytowali się wyborem trójmagików, a zwłaszcza tym, iż było ich pięciu.

    Czarodzieje patrzyli na rodzeństwo Potterów jak na bohaterów, ale byli też i tacy, którzy wyzwali ich od chorych psychicznie.

    Ale oni zdawali się tym wogóle nie przejmować. Traktowali ciekawskich jak powietrze. Podczas zajęć sporo ze sobą rozmawiali i okazało się, iż mają wiele wspólnego!

    Na przykład, oboje mają mocny charakter i nienawidzą rozgłosu. Nie interesuje ich popularność, która w tych czasach jest już prawie niezbędna do życia. Wolą trzymać się w gronie najlepszych przyjaciół, za których mogliby oddać serce na tacy. Oboje grają w quidditcha, chociaż u Zoey idzie to dużo lepiej; jest ścigającą w Bułgarskiej Reprezentacji. Oboje również bardzo chcieliby poznać swoich rodziców i kochają ich ponad własne życie, chociaż nigdy ich nie znali.

    Można by długo wymieniać, byli wprost jak bliźnięta.

    Ale do czasu Bożonarodzeniowego Balu postanowili trzymać się od siebie z daleka. Uznali, że to będzie najlepsze wyjście, bo i tak zbyt dużo się właśnie działo.

    W tym momencie Zoey siedziała przy stole Slytherinu, po jej lewej stronie siedział Wiktor, a po prawej miejsce było wolne. Niestety, po kilku sekundach ktoś je zajął.

— Witaj, piękna, choć mroźna panno. Mam na imię Draco, ty jesteś Zoey? — odezwał się platynowowłosy, racząc dziewczynę swym zawadiackim uśmiechem.

— Serwus, tak, to właśnie ja. — brunetka uśmiechnęła się pogodnie, lecz z drugiej strony miała już powoli dość tych wszystkich przywitań.

    Nie można też ukryć, iż Draco był bardzo urokliwym i przystojnym chłopcem. Ale, niestety, był też próżny i zarozumiały.

— Przyszedłem pogratulować ci wyboru przez Czarę. Mam nadzieję, że wgnieciesz Pottera w ziemię, już dawno nikt nie utarł mu nosa. Gdyby tak w kółko nie marudził i nie gadał ciągle, jakim to on jest Wybrańcem, byłby nawet równym kolegą. Ale, że woli Wieprzleja, jego sprawa. — skwitował chłopak z dezaprobatą.

— Hej, nie rozpędzaj się! Ron to miły rudzielec i jest moim przyjacielem. Jeśli ty masz co do niego jakiś konflikt, nie mamy o czym rozmawiać. Może ty masz to w zwyczaju i nie widzisz, że ranisz innych, ale ja nie dam obrażać swoich znajomych, oni też mają uczucia, rozumiesz?! — zdenerwowała się Zoey, wymachując rękoma we wszystkie strony świata. Smok przekręcił głowę i uśmiechnął się uroczo, uderzając prosto z mostu:

— Chodź ze mną na bal.

◆◆◆
Hello :D
Następny ląduje w waszych dłoniach.
Pozdrawiam z zawodów ogólnopolskich!!

ZOSTAW KOMENTARZ!
TO WIELE ZNACZY!!!

𝐋𝐈𝐅𝐄 𝐈𝐍 𝐃𝐔𝐑𝐌𝐒𝐓𝐑𝐀𝐍𝐆; harry  potterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz