CHAPTER THIRTY-TWO

2.1K 167 18
                                    

Dedykowane @dagmarcia94 ;)

23 grudnia 1994 roku
Godzina 15:43 czasu angielskiego

Oczami Zoey

    Weszłam na przepełniony dziedziniec zamku. Wśród tłumu uczniów dopatrzyłam małą grupkę Ślizgonów, z którymi wybierałam się do wioski. Podeszłam do nich, poprawiając starannie zrobionego kucyka.

    Stanęłam między Blaisem, a Nottem, pierwszy uśmiechnął się do mnie szeroko.

— Cześć, Zoë! Cieszę się, że jednak przyszłaś. — odezwał się, obejmując mnie ramieniem. Moje oczy powędrowały na Draco i Pansy, którzy przytulali się do siebie.

    A raczej ona kleiła się do niego, a on niewzruszony patrzył w moją stronę.

— Więc, to prawda. — mruknęłam pod nosem, a blondwłosy przekręcił głowę w prawo. Dobrze, zostawmy to w spokoju.

— Chodźmy już, zimno jest. — zasyczał Nott, przestępując z nogi na nogę. Kiwnęłam mu na zgodę i wycofałam się w tył, idąc sama za wszystkimi.

— Coś nie tak, Zoey? — spytała przesłodzonym głosem Parkinson, wychylając się zza ramienia Malfoy'a.

— Nie, wszystko w porządku. Szczęścia w związku, rzygać się chce. — fuknęłam, zrzucając z siebie maskę miłej dziewczyny.

    Jestem z Norwegii, trzeba się zachowywać jak na Norwega przystało.

— Żmija. — pisnęła, wtulając się w szyję chłopaka. Po moich plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz.

    Dlaczego miałam ochotę jakoś ją skrzywdzić?

— I kto to mówi. — mruknęłam cicho, tak, że usłyszeli mnie jedynie Zabini i Theodor, bowiem zaczęli się głośno zanosić śmiechem.

— Co ty sugerujesz, hm?

    A jednak dotarło to do jej uszu.

— No, proszę cię. Jesteś jedynie chwilowym pocieszeniem głupiego arystokraty, który jest tak zmienny, jak moje skarpety. — przewróciłam oczami, a wraz z wypowiedzeniem tych słów, Draco zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na mnie z zawieszonymi brwiami.

— O co ci chodzi, dziewczyno, co? To ja jestem zmienny? Sama zobacz, jaka ty jesteś bipolarna, błagam! Przez połowę balu starałem jakoś do ciebie dotrzeć, chociaż wszystko zagradzali mi ci Wieprzlejowie! Wtedy coś mnie tknęło...myśl, która uświadomiła mi, że nigdy nie będziesz moja. Myśl, że możesz wyjść za jednego z tych rudych idiotów i samo pytanie, czy w ogóle zaprosisz mnie na wesele. Potem jakby te wszystkie obawy zniknęły, przypomniałem sobie ciebie w moim płaszczu i zielonym szaliku. To, jak się do mnie uśmiechasz, zdejmujesz ze mnie tą klątwę. I to, jak zawsze na mnie patrzysz, kiedy zrobię coś dobrego. Przypomniałem sobie, że mimo wszystko spędzałaś ze mną czas i byłaś pierwszą osobą, która nigdy mi nie wytknęła, jakim dupkiem jestem. Ten pocałunek, który do teraz czuję na swoim policzku, wiek przestawał mieć jakiekolwiek znaczenie...ale znów przed oczami pojawili się Fred, George, Diggory, Cormac , Jordan i Thomas...było ich zbyt wiele, żebym potrafił zapomnieć o tych dwóch latach, podczas, gdy oni byli albo tobie równi, albo starsi. — mówił, patrząc na mnie zeszklonymi oczami. Zacisnęłam usta i zakryłam je dłonią, widząc, jak Nott, Diabeł i Pansy wpatrywali się w blondyna z podziwem i zdziwieniem.

    On jedynie spoglądał w moją stronę, spodziewając się najgorszej z obelg. Chciałam coś powiedzieć, lecz nie umiałam.

◆◆◆
Jezz, time of Romantic Draco. :)
Hejka, ludzie!!!
Kocham was, wiecie?
9k wyświetleń, ok. 900 głosów, ponad 100 komentarzy...kłaniam się ;)

Komentuj!
Gwiazdkuj!

𝐋𝐈𝐅𝐄 𝐈𝐍 𝐃𝐔𝐑𝐌𝐒𝐓𝐑𝐀𝐍𝐆; harry  potterWhere stories live. Discover now