CHAPTER THIRTY

2.2K 167 33
                                    

Dedykowany @nelly4828. Kc :D

22 grudnia 1994 roku
Godzina 22:04 czasu angielskiego

Oczami Draco

    Uśmiechałem się, widząc jak jest szczęśliwa, tańcząc ze mną. Zaczynałem się zastanawiać, czy ta cała Amortencja była do czegokolwiek potrzebna. Przed rzuceniem na mnie tego miłosnego uroku nawet nie lubiłem Zoë. Ja, jak to ja uważałem ją za zdrajcę, pewnego rodzaju Gryfonkę.

    Dzisiaj to wszystko jakby znikło z chwilą, kiedy się uśmiechnęła. Do mnie.

— Ile ty będziesz się jeszcze nad sobą użalał, co? — obok mnie wyrosła Pansy, którą uraczyłem jedynie zimnym spojrzeniem.

— Idź sobie, nie denerwuj mnie. — powiedziałem w miarę spokojnie, widząc, jak Zoey tańczy w kółku utworzonym przez bliźniaków Weasley. Może kiedyś wyjdzie za jednego z nich?

    Już sobie wyobrażam, dostać zaproszenie na wesele, a potem oglądać ich siedem rozbieganych rudzielców...no, bo co im stoi na przeszkodzie? Ja jestem tylko 'zauroczonym gówniarzem', który nigdy się nie zakochał i nie wie, czym do cholery jest miłość.

— Tracisz na nią czas. — orzekła Parkinson, siadając obok mnie.

— Wiem. — fuknąłem pod nosem, upijając łyk kremowego piwa.

— A nie powinieneś. Taki fajny koleś, jak ty... — westchnęła, a ja przeniosłem na nią znudzony wzrok.

    Przyjrzałem jej się dokładnie, widząc, że ona wcale nie jest taka brzydka. Może przestać się opierać, skoro tak się stara, a Zoey mnie olewa, jak deszcz? Może to właśnie Pansy kiedyś oddam swoje nazwisko? Nie mogę być do końca życia sam.

— Powiedz, nie chciałabyś zatańczyć? — zapytałem, a ona uśmiechnęła się szeroko. Wstałem z krzesła i wziąłem ją za rękę, idąc w stronę parkietu.

    Słysząc jeden z w miarę wolniejszych kawałków, przyciągnąłem ją do siebie i zmusiłem się na uśmiech. Zaczęliśmy kołysać się do rytmu, a nim się obejrzałem, Parkinson mnie pocałowała.

— Wiesz, co...? Nie jesteś wcale taka zła. — stwierdziłem, gdy się ode mnie odkleiła.

— Ma się ten talent, nie bez powodu jestem Ślizgonką, skarbie. — owinęła moją szyję ramionami, a ja wyobraziłem sobie, jak te słowa wypadają z ust Zoey. Potem zobaczyłem, jak ona przytula się do tego...jak mu tam...Freda.

    Postanowiłem ją sobie nareszcie odpuścić, a Pansy była chyba najlepszym pocieszeniem...przynajmniej wiernym.

— Dokładnie, skarbie. — wyszczerzyłem się, choć trzeba przyznać, że ostatnie słowo ledwie przeszło mi przez gardło. Może i nie jestem szczęśliwy, ale nie mam wyboru i z czasem na pewno się do Parkinson przyzwyczaję...i tak już pewnie pozostanie.

◆◆◆
Smutek mnie dopadł i walę takie smuty...
Wracam do Polski...bad news.
Wypieprzyłam się na deskorolce i rozbiłam kolano na krawężniku. Czemu drogi w Londynie są takie nierówne?! :'(((

Zostaw gwiazdecznik!
Zostaw komentownik!

𝐋𝐈𝐅𝐄 𝐈𝐍 𝐃𝐔𝐑𝐌𝐒𝐓𝐑𝐀𝐍𝐆; harry  potterWhere stories live. Discover now