W nowym tymczasowym gabinecie Duradela, daleko od podsłuchów ojca, panowała cisza tak gęsta, że niemal słychać było tarcie myśli o myśl, a także osiadanie mikroskopijnych drobinek kurzy na jego wypolerowanym blacie biurka. Minęło czterdzieści osiem godzin od nocy, podczas której Geo postanowił urządzić krwawą jatkę, a rezydencja wciąż trwała w nienaturalnym, oczekującym bezruchu. Kara nie nadeszła. Nie było gniewu, nie było Łez Stwórcy, nie było nawet podniesionego głosu. Była tylko ta cisza — cięższa i bardziej przerażająca niż jakakolwiek furia.
Duradel stał przy oknie, wpatrując się w ciemność za szybami. Jego sylwetka była nieruchoma, ale w jego umyśle kłębiły się obliczenia, oceny ryzyka i zimna, nieubłagana logika. Incydent z George'em nie był jedynie wybuchem młodego, niekontrolowanego wampira. Był symptomem. Symptomem głębszego problemu, który wymagał natychmiastowej i radykalnej reakcji.
George, pomimo traumatycznej lekcji z Łzami Stwórcy, wciąż był bombą zegarową. Jego więź z Duradelem była zbyt świeża, jego instynkty zbyt pierwotne. Zamknięcie w rezydencji okazało się niewystarczające. Miasto, z jego łatwym dostępem do śmiertelników, było zbyt dużą pokusą, zresztą niepilnowani Lawrence i Rish również. To się nie mogło powtórzyć. Koszt — zarówno w ludziach, jak i w ryzyku zdemaskowania przemiany — był zbyt wysoki.
Ale George nie był jedynym problemem. Był też Lysander. Jego powrót, choć oczywiście oczekiwany, wprowadził poziom chaosu, który działał na George'a jak katalizator. Ich wspólna energia była niestabilna, nieprzewidywalna. Trzymanie ich razem w tym samym miejscu, bez jego bezpośredniego, stałego nadzoru, było zaproszeniem do kolejnej katastrofy.
I wreszcie, był trzeci powód, by zniknąć. Powód, który nazywał się Gazao Gist, jego ojciec.
Kilka dni wcześniej, przez serię starannie podsuniętych mu przecieków i manipulacji, Duradel zdołał nakierować Gazao na finansową minę. Starszy wampir, pyszny i pewny swojej pozycji, uwierzył w plotki o rzekomych kłopotach finansowych syna. Łakomie połknął przynętę, zaczynając podejmować serię niezwykle ryzykownych, agresywnych ruchów inwestycyjnych, mających rzekomo wykorzystać słabość Duradela. To, czego Gazao nie wiedział, to że każdy z tych kroków był dokładnie tym, czego Duradel od niego oczekiwał. Za maksymalnie kilka tygodni, cała ta finansowa piramida runie, a ogromne środki ojca rozpłyną się niczym sen jakiś złoty. To miała być elegancka, bezgłośna zemsta za lata prób manipulacji, podkopywania jego pozycji i kontroli.
Ale Gazao Gist nie był rzecz jasna głupcem. Był niebezpieczny. Miał wpływy, sieć informatorów i bezwzględność, która pozwalała mu niszczyć tych, którzy stawali mu na drodze. Gdy tylko zorientuje się, że został zmanipulowany, jego wściekłość nie będzie miała granic. A gdyby dodatkowo dowiedział się o George'u... mógłby narobić mu niepotrzebnych kłopotów w kilku ministerstwach.
To była myśl, która ostatecznie przesądziła sprawę. Przemiana już drugiego człowieka w wampira, i to w tak krótkim czasie po Lysandrze, byłaby w oczach jego ojca aktem najwyższej bezczelności i buntu. Byłaby to iskra, która mogła podpalić jeszcze nie do końca otwarty ogień konfliktu między nimi. Wojnę, której Duradel, w tym momencie, nie potrzebował. Miał swoje plany, swoje imperium, które systematycznie budował. Konfrontacja z ojcem była nieunikniona, ale nie teraz. Nie na warunkach Gazao.
Cisza w gabinecie pękła. Duradel odwrócił się od okna. Jego decyzja była już powzięta. Rezydencja, z całą swoją wystawnością, była teraz pułapką. Miasto — areną zbyt wielu oczu. Potrzebował miejsca odosobnionego, miejsca, gdzie mógłby w spokoju okiełznać George'a, zneutralizować destrukcyjny wpływ Lysandra i przeczekać nadchodzącą burzę, którą sam wywołał.
YOU ARE READING
Slave Academy. Yaoi (18+)
FantasyOkładkę stworzyła wspaniała: Shadow_river Młody chłopak, George, trafia do Akademii, w której tresowani są niewolnicy seksualni. Wie, że nie uda mu się uciec, jedyne, co mu pozostaje, to ulec, dać się wytresować i sprzedać. Jedynym jego celem jest o...
