~~~~46.~~~~

842 37 7
                                        

Du uśmiechnął się, spodziewając się właśnie takiej odpowiedzi. O nie, tak łatwo być nie mogło. Chciał wprowadzić zwierzaczka w poczucie winy, więc musiał wybrać kogoś innego.

— Nie — rzekł krótko, niszcząc marzenia niewolników o uniknięciu przetrzepania skóry. — Masz wybrać coś innego.

Geo zgrzytnął zębami. Nie tylko dlatego, że uważał to za niesprawiedliwe, ale także dlatego, że wkurwiał się, gdy słyszał, jak wampir mówił o niewolnikach, w tym o nim samym, „coś".

Jesteśmy ludźmi do kurwy! Cosiem jesteś ty, jak już coś! Pierdolonym mutantem, który myśli, że jest lepszy i wszystko mu wolno. Miał ochotę wykrzyczeć mu to wszystko w twarz, ale to mogłoby pogorszyć sytuację, a on chciał uchronić przed cierpieniem niewinnego chłopaka. Jeśli już ktoś miał oberwać, to niechby to był on. Oni już oberwali wystarczająco w swoim życiu.

— Dlaczego, Panie? Kazałeś mi wybrać swojego niewolnika do ukarania. Jestem twoim niewolnikiem, co sam mi ciągle przypominasz, wybrałem siebie...

Duradelowi nie chciało się kłócić, więc udał, że odpuszcza. Dawał nadzieję.

— Dobra. Jest w tym pewna logika. Zgodzę się na twoją propozycję, jeśli... — Spojrzał na wiadra z nieprzesegregowanymi ziarnami, które George miał w głębokim poważaniu, a które kazał tu przynieść. — Jeśli zjesz garść ziaren, które łaskawy byłeś obsikać.

— Ale... ale... — Tego się nie spodziewał.

— Dodatkowo wszyscy tu obecni spuszczą się na nie. A ty wyczyścisz swoimi usteczkami ich małe peniski.

Ja pierdolę! Co za pierdolona świnia!

— Jeśli tego nie zrobię, to będę musiał wybrać kogoś do ukarania. Prawda, Panie?

— Nie — oznajmił wampir. — Ja to zrobię. Z tym że nie zawaham się wybrać wszystkich tu obecnych. Łącznie z tobą.

Zacisnął ręce w pięści, gotów się na niego rzucić. Może i zrobiłby to, gdyby ta kutasia pała nie była wampirem. Gdyby nim nie był... Ale był. Nie miał więc najmniejszych szans go pokonać, czy cokolwiek zrobić.

— No dobra. Niech już będzie — odparł i spojrzał z niechęcią na wiadra. Zrobiło mu się nieco słabo, gdy zobaczysz odcięte penisy.

Co za pojeb! Znowu te kutasy na ziarnku grochu. Do tego sperma jedenastu chłopaków!

— Do roboty! Ściągacie gacie i masturbujecie się. Mój spragniony piesek czeka, żeby was wyczyścić. — Du mówiąc to podszedł do Geo i poklepał go po głowie jak grzeczne zwierzątko. Ten głośno wciągnął powietrze, w ten sposób pokazując, jak bardzo mu się to „podoba".

Niewolnicy w tym czasie ujęli już w dłonie swoje penisy i zaczęli wykonywać na nich posuwiste ruchy. Trzepali sobie, nie wyglądając na zawstydzonych.

Pewnie lepiej sobie walić konia, niż być bitym przez tego skurwysyna. Nawet jeśli ten patrzy, jakby miał ochotę się na nich rzucić. I pewnie ma. Tylko czeka na to, aby się napić z nich krwi. I ze mnie też! A żeby zdechł!

Napalony jak knur Pan i Władca kucnął przy nim, co dziwnie mu nie pasowało do niego. Jeździł dłońmi po jego twarzy. Patrzył na niego z nienawiścią, lecz ten nic sobie z tego nie robił. W pewnym momencie naparł palcami na wargi, zmuszając go do otwarcia ust. Przejechał swoimi obrzydliwymi paluchami po jego zębach, jakby bawił się w dentystę.

Slave Academy. Yaoi (18+)Tempat di mana cerita hidup. Terokai sekarang