~~~~60.~~~~

191 18 18
                                        

Czas przestał mieć znaczenie. Dla George'a pogrążonego w nieświadomości i dla Duradela, który działał z zimną determinacją. Widok krwi, tak obficie wypełniającej wannę i spływającej po bladym ciele chłopaka, nie wzbudzał w nim odrazy, tylko palącą potrzebę działania. Plany, który ułożył, legł w gruzach. Pozostała tylko jedna, ostateczna ścieżka.

Zanurzył ręce w chłodnej, szkarłatnej wodzie i wyciągnął George'a ze czerwonawej cieczy. Ciało chłopaka było bezwładne, niemal przezroczyste z wykrwawienia. Krew kapała na czarny marmur podłogi, pozostawiając na niej jaskrawe ślady. Duradel nie zwracał na to uwagi. Jego umysł był skupiony na jednym.

Zaniósł George'a do sypialni, kładąc go na pościeli, która w mgnieniu oka przesiąkła wilgocią. Jego ciało wyglądało teraz tak bezbronnie.

Przemiana. Ostateczność, po którą niekoniecznie chciał sięgać. Często była nieprzewidywalna, niebezpieczna i zmieniała wszystko. Ale teraz nie miał wyboru. Miałby pozwolić George'owi umrzeć? Po tym, jak ten z taką determinacją sięgnął po własną śmierć? Nie. To było nie do przyjęcia. Chłopak należał do niego i był silniejszy, niż myślał. Marnotrawstwem byłaby jego śmierć.

Pochylił się nad nim, jego oczy płonęły złowrogo. Jedną dłonią przygwoździł klatkę piersiową Geo do łóżka, wyczuwając pod palcami ledwo wyczuwalne, nieregularne bicie serca. Drugą ręką odgarnął mokre włosy z jego czoła.

— To była twoja ostatnia decyzja jako człowieka — wyszeptał, a jego głos był twardy jak stal. — A to moja pierwsza jako twojego stwórcy.

Połyskliwe, ostre kły wysunęły się, gotowe do działania. Nie zwlekając, Duradel wbił je głęboko w klatkę piersiową George'a w miejscu, gdzie znajdowało się serce, wstrzykując w mięsień swój jad. George nie zareagował, był daleko stąd w swej nieświadomości, nie odczuwał bólu.

Następnie, z precyzją, która zdradzała znajomość rytuału, Duradel przyłożył opuszek palca do własnego kła, przecinając skórę. Krew wampira, ciemniejsza i gęstsza od ludzkiej, sączyła się z rany. Przyłożył palec do ust George'a, rozchylając je siłą i wmasowując kilka kropel swojej krwi w jego usta, by ta zaczęła krążyć i mieszać się z resztką życia, jakie w nim pozostało.

To był jednak dopiero początek. Najtrudniejsza część miała nadejść dopiero teraz. Pochylił się znowu, a jego usta znalazły się na szyi George'a, tam, gdzie tętnicza krew wrzała coraz słabiej, ale wciąż świadczyła o życiu chłopaka. Wbił kły po raz drugi, głęboko, aż do samej tętnicy szyjnej. I pił. Nie z żądzy, nie dla przyjemności. Pił, by opróżnić naczynia krwionośne z resztek ludzkiej krwi, by zrobić miejsce na nowego George'a. Była to iście makabryczna transfuzja, w której śmierć i nowe życie mieszały się w jednym, intymnym akcie.

Gdy ciało George'a stało się niemal białe, a puls zanikł niemal całkowicie, Duradel oderwał się. Jego własna krew, teraz krążąca w żyłach chłopaka, zmieszana z wampirzym jadem, zaczęła działać. Proces został zapoczątkowany.

Wycofał się, obserwując. Ciało, które przed chwilą było bezwładne, nagle zesztywniało i wygięło się w łuk. Mięśnie naprężyły się do granic możliwości, a z gardła wydobył się chrapliwy, nieświadomy skowyt — ostatni odgłos umierającego człowieka. Potem nastała absolutna stateczność. Letarg. Stan zawieszenia między śmiercią a nowym życiem, w którym ciało będzie się przestrajać, a umysł poddany zostanie najcięższej z prób.

Duradel stał nad łóżkiem, jego własna koszula była poplamiona krwią — zarówno George'a, jak i jego własną. Patrzył na tę białą, nieruchomą formę, która już nie była człowiekiem, ale nie była jeszcze wampirem. Jego twarz, zwykle tak opanowana, zdradzała ślady wyczerpania i głębokiej koncentracji.

Slave Academy. Yaoi (18+)Where stories live. Discover now