~~~~9.~~~~

2.1K 66 20
                                        

Oprócz niezbyt smacznego śniadania nie zjadł nic. Głód więc zaczął dawać mu się we znaki. Tak samo, jak pragnienie. Po prawdzie dostał zaraz po badaniach szklankę wody, ale od tamtej pory już nieco zdążyło mu zaschnąć w ustach. Czy powinien o nią poprosić? I o posiłek?

To chyba zbyt ryzykowne. Powstrzymam się. Jeszcze chwilę wytrzymam.

Wszedł za Panem do znajomej mu już sali w tej części Akademii, w której egzystowali niewolnicy. Bez cienia protestu dał się przypiąć za ręce do metalowego słupa, tyłem do tresera. Opasce na oczy też się nie sprzeciwił, choć nie wiedział, po co ona.

Jego niepokój rósł. W końcu zagroził mu zetknięciem się z „prawdziwą dyscypliną", to zabrzmiało groźnie. Wolałby nie mieć z nią do czynienia, zwłaszcza w wykonaniu tego człowieka, a raczej wampira, lecz jego zdanie liczyło się tutaj tyle, co zeszłoroczny śnieg.

— Obiecałem ci dyscyplinę. Ja zawsze dotrzymuję słowa. To, co z tobą za chwilę zrobię, nazywam ładnie — wzmacnianiem charakteru, hartowaniem ciała, kształtowaniem osobowości na nowo. To nie ostatni raz, gdy spotykamy się tu w tym konkretnym celu. Oprócz tego dziś zacznę wzbudzać w tobie pewne nawyki. Po pewnym czasie sam przekonasz się jakie.

Z nieznanego sobie powodu pragnął słyszeć ten głos. Silny, władczy, nieustępliwy. Dlaczego się tak działo? Być może podświadomie wiedział, że koniec przemowy jest początkiem... czegoś, co do gustu mu nie przypadnie.

I miał rację.

***

— Jesteś unieruchomiony. Całkowicie zdany na moją łaskę. Nic nie widzisz. Możesz tylko słuchać. Słuchać. Słuchanie w twoim nędznym życiu jest najważniejsze. To jest twój cel. Słuchać. Słuchać i wykonywać polecenia. Nic nie jest ważniejsze od słuchania i wykonywania rozkazów Pana. Pana. Bo. Masz. Pana. — Nastąpiła kilkunastosekundowa cisza. — Teraz jestem to ja. Ale kiedyś, w przyszłości... będzie to ktoś inny. Wyobraź sobie, że ten ktoś, nowy Pan, jest zupełnie inny niż ja. Nie taki dobry. Nie taki wyrozumiały. Nie pozwalała łatwo naprawić ci błędów. Nie zapomina. Nie wybacza. Karze. Za wszystko. Karze, bo ma takie prawo. To, co dziś tu z tobą zrobię... To nie jest kara. To przywilej. To mój czas, który ci ofiaruję. Dzięki niemu nauczysz się służyć. Nauczysz się być przydatnym. Nauczysz się być dobrym niewolnikiem. Chcesz być dobrym niewolnikiem, prawda, psie?

— Tak, Panie.

Z uwagą słuchał słów, które szczęśliwie znów się pojawiły, co odwlekało nieznane.

— Zatem to pierwszy krok, abyś stał się dobrym niewolnikiem. Przydatną rzeczą. Lecz najpierw muszę cię ukarać. Wiem... mówiłem co innego. Lecz zanim nastąpi nauka... musi być kara za złe zachowanie. Byłeś nieposłuszny. Okazałeś niepotrzebne emocje. Poczułeś się ważny...

— Wcale nie...

— Masz czelność jeszcze odzywać się niepytany?! To tylko potwierdza, jak bardzo zasługujesz na karę!

Ucichł głos. Pojawił się dźwięk kroków. Brzdęk czegoś metalowego. Brak zmysłu wzroku wcale nie przeszkadzał w tym, aby wiedzieć, że to coś złowrogiego.

Jeszcze nie zaczęła się jego kara, a jego już bolały wyciągnięte ręce.

Poczuł oddech na swoim karku. Coś chłodnego zostało do niego przystawione, nieco powyżej obroży.

Głośne chrząknięcie wydobyło się niespodziewanie z ust mężczyzny. Co ono oznaczało? Chyba nic. Może coś po prostu utkwiło mu w gardle?

Slave Academy. Yaoi (18+)Where stories live. Discover now