Jeden pocałunek na czubku męskości Lo nie wystarczył. Syn dyrektora tego przybytku, jeśli tak mógł określić to miejsce, nie zadowolił się tylko tym. Musiał się o wiele bardziej napracować. Oprócz żołędzia całował raz za razem całą długość członka. Nie mógł też zapomnieć o jądrach. Znaczy się... on oczywiście zapomniał, ale szybko błąd został mu wypomniany, więc musiał go prędziutko naprawić, co też zrobił.
Głębokiego gardła już miało nie być, zdziwiło go więc wepchnięcie mu całego prącia do niego. Spuścił wzrok nieco zaskoczony i zawstydzony.
— Kontakt wzrokowy. Co ci mówiłem? Patrzysz na mnie. Pan to uwielbia. Jeśli nie, wiedz, że dowiesz się o tym. A teraz pracuj językiem. No co się tak wytrzeszczasz? Objeżdżaj dookoła mojego penisa. No... Nie! Nie tak! Przyłóż się. Prawie nic nie czuję! Zaraz oberwiesz kundlu! I gdzie z tymi zębami psie?! — Lo stracił cierpliwość i wysunął się z niego, po czym mocnym uderzeniem w twarz posłał na podłogę. Rozpłaszczył się na niej jak naleśnik. Zamroczyło go nieco. Próbował zdusić jęk wychodzący z jego wnętrza.
Wykończą mnie, nim czegokolwiek zdążą mnie nauczyć! Nie mógł po prostu dać mi chwili? Przecież te zęby to nie specjalnie! Jakbym chciał mu odgryźć fiuta, to nie bawiłbym się w podgryzanie.
— Co to miało być niewolniku?! — wydarł się na niego. Gdzieś z boku doszedł jego uszu cichy kpiący śmiech opiekuna. — I co cię tak bawi Sorenie?
— A kto powiedział, że mnie coś bawi?
— Z czego więc się śmiejesz?!
— Z niczego. Mam po prostu dobry humor za sprawą tych dwóch niewolników. — Wskazał dłonią Maxa i Jo, którzy wykonywali rozkazy swego Pana.— Kontynuuj. Doprawdy, wspaniale sobie radzisz. Chętnie zobaczę więcej.
— A żebyś wiedział, że mam zamiar kontynuować. Do ósmej mamy jeszcze sporo czasu.
— To prawda. Jeśli mogę coś zasugerować... — Wstał z krzesła, wcześniej kopiąc Jo robiącego mu masaż stóp. Złapał za nie i podszedł do Lo. Po krótkim namyśle, przyciągnął jeszcze jedno. — Trzy powinny wystarczyć. Niech się na nich położy na plecach. Zobaczymy czy tak poradzi sobie z głębokim gardłem. Na klęcząco mu wychodzi, ale to dla wprawnego kundla żadna sztuka. On nie ma odruchu wymiotnego, więc w teorii możemy go za takiego uznać i...
Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się i stanął w nich dyrektor ośrodka.
— Dyrektorze? Coś się stało? — spytał Soren.
— Tato... jesteśmy zajęci.
— To zajmie tylko chwilę. Zostałem poinformowany już o jego wynikach badań. — Skinął na George'a.
— A czy to najpierw ja nie powinienem... — zaczął Soren.
— Być może. Z jakiegoś powodu lekarz przekazał je mnie. Jeśli mam być szczery, to tak mu nakazałem. Niewolnik jest zdrowy. Spróbowałem... wiesz czego.
— I jak?
— Dobrze. Nawet bardzo. Tak bardzo, że za miesiąc... cóż zresztą nieważne. Za miesiąc, niecały już, niewolnik ma potrafić już bardzo dobrze zaspokajać oralnie i wiedzieć, jak zachowuje się pies. Wiesz, jak to lubię, Sorenie.
— Czy to oznacza, że on...
— Tak. To właśnie to oznacza — odparł dyrektor.
Cały czas przysłuchiwał się tej wymianie zdań i nic z tego nie rozumiał. Co niby miało się wydarzyć za miesiąc? Te lakoniczne odpowiedzi nic mu nie mówiły, a przecież chodziło o niego do cholery. Prawie wyrwało mu się jakieś pytanie, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. To mogłoby się dla niego źle skończyć.
YOU ARE READING
Slave Academy. Yaoi (18+)
FantasyOkładkę stworzyła wspaniała: Shadow_river Młody chłopak, George, trafia do Akademii, w której tresowani są niewolnicy seksualni. Wie, że nie uda mu się uciec, jedyne, co mu pozostaje, to ulec, dać się wytresować i sprzedać. Jedynym jego celem jest o...
