— Chodź, ty chodząca katastrofo — mruknął, podpierając go. — Czas stawić czoła drodze do domu.

Lysander wciągnął go z powrotem w ciemność, pozostawiając za sobą plac zachlapany krwią i ciszą pełną wycia syren. Droga powrotna do rezydencji zapowiadała się jako najdłuższa i najbardziej ponura w jego wampirzym życiu.

Zataczając się, niemal padając ze zmęczenia i wzajemnej niechęci, Lysander wciągnął George'a przez jedne z drzwi służbowych z powrotem do rezydencji. Korytarze były nadal puste i ciche, ale cisza ta miała teraz inny wymiar — była ciężka i pełna oczekiwania na nieuniknioną karę. Zapach krwi, który otaczał George'a jak trująca chmura, mieszał się z drogimi perfumami Lysandra i zapachem nocy, tworząc odór, który mógł zaalarmować Duradela nawet z drugiego końca rezydencji.

— Do łazienki. Natychmiast — warknął Lysander, ciągnąc George'a w stronę najbliższej, obszernej łazienki. Wepchnął go do środka i zatrzasnął drzwi za sobą.

George oparł się o marmurowy blat umywalki, jego ciało wciąż drżało, a wzrok był pusty. Wyglądał jak żywa, oddychająca rzeźnia. Krew zaschła mu na twarzy, rękach, ubraniu, tworząc ciemnobrązowe, zeskorupiałe plamy.

Lysander stanął przed nim, dysząc z irytacji. Sam był w nie lepszym stanie. Jego elegancka, choć podarta koszula, była poplamiona ciemnymi, krwawymi smugami, które spływały z George'a podczas ich walki i powrotu. Jego dłonie, którymi chwytał i powstrzymywał George'a, też były ubrudzone. Na jego alabastrowej skórze widniały smugi krwi i potu.

— Patrz, coś narobił — syknął Lysander, wskazując na swoje pobrudzone ubranie i ręce. – Wyglądam jak statysta z taniego horroru. A Duradel ma węch lepszy niż stado głodnych wilków. Jeśli nas teraz znajdzie... — Nie dokończył, ale groza w jego głosie była wymowna.

Działając z nagłą energią i determinacją, Lysander odkręcił krany w wielkim, prysznicu. Ciepła woda z szumem zaczęła napływać. Nie czekając, aż wanna się napełni, chwycił George'a za podartą koszulkę i szarpnął, zrywając ją z niego jak łuskę. George nie stawiał oporu. Był zbyt wyczerpany, zbyt złamany.

— Ręce — rozkazał Lysander, ciągając George'a pod krany. Złapał butelkę z drogim płynem do kąpieli i wylał połowę zawartości na głowę i ramiona George'a, a potem na siebie. Zapach jaśminu i lawendy zmieszał się z odorem krwi, tworząc dziwną woń.

Lysander nie był delikatny. Jego ruchy były szybkie, praktyczne, pełne frustracji. Szorował George'a gąbką, zeskrobując zaschniętą krew z jego skóry. Woda spływająca do odpływu była przez długą chwilę mętna i różowa. George stał biernie, pozwalając się myć, jego oczy wpatrywały się w kafelki na ścianie, niewidząco.

Gdy już większość krwi z George'a została spłukana, Lysander zajął się sobą. Zrzucił z siebie podartą, brudną koszulę i szybko, energicznie wyszorował ręce, ramiona i klatkę piersiową, na które skapywała krew George'a. Woda zmywała z niego nie tylko fizyczny brud, ale i ślady jego porażki — nie udało mu się powstrzymać George'a, nie udało się uniknąć tej katastrofy.

— Twoje ubranie — mruknął Lysander, wychodząc spod prysznica i owijając się dużym, puszystym ręcznikiem. Rzucił drugi George'owi. — Schowamy je. Spalimy później.

George mechanicznie otulił się ręcznikiem. Czysty, z wilgotnymi włosami przylepionymi do czoła, wyglądał jeszcze bardziej młodo, niemal niewinnie. Tylko głęboka pustka w jego oczach zdradzała, przez co przeszedł.

Lysander szybko przeszukał szafki, znajdując dwa szlafroki. Jeden narzucił na siebie, drugi wcisnął w ręce George'owi.

— No, już. Wyglądamy prawie jak cywilizowani — stwierdził, choć jego napięta postawa i nerwowe spojrzenia w stronę drzwi przeczyły tym słowom. — Teraz... — westchnął ciężko. — Teraz musimy tylko czekać. I mieć nadzieję, że nasz drogi pan jest dziś wyjątkowo czymś zajęty i nadal go nie ma lub jest ślepy.

Slave Academy. Yaoi (18+)Место, где живут истории. Откройте их для себя