Mimo wszystko nie żałował tej małej wycieczki. Teraz miał pewność, że ucieczka wcale nie jest taka łatwa. To znaczy, o ile udało mu się wydostać do lasu, to znalezienie jakiegoś miasta wcale łatwe by nie było. Co więcej... jego sytuacja malowała się dodatkowo źle. W końcu nie miał dokąd pójść. Nie wiedział, nie pamiętał, gdzie był jego dom. Nie znał okolicy, prędzej by go rozszarpały jakieś niedźwiedzie albo wilki, niż dałby radę jakoś dotrzeć do cywilizacji.

Albo znowu by mnie dopadły jakieś świry i trafiłbym do jakiegoś obrzydliwego typa. Co by nie mówić o tym niewyżytym zboczeńcu, to przynajmniej nie ma ryja jak orangutan — pocieszył się, otwierając duże wrota, za którymi kryło się ciepłe wnętrze.

Rozebrał się z mokrych ubrań i rzucił je niedbale na podłogę przy drzwiach. Przemknął się do pokoju, który dzielił z tym małym niedorozwojem i odetchnął z ulgą, gdy go tam nie zastał. Przebrał się w czyste, oczywiście więcej odsłaniające niż zasłaniające, rzeczy i umył przy okazji, bo spocił się od tej wycieczki. Wyczyścił też trochę obrożę, bo ta też się ubrudziła. Założył ją zaraz po tym. W sumie nie przeszkadzała mu ona tak bardzo, poza oczywistym faktem jego upodlenia i sprowadzenia do roli seksualnej maskotki krwiopijcy. Żyć nie umierać!

Nie mając nic lepszego do roboty, chwycił za jedną z książek, które pożyczył sobie z biblioteki i trochę poczytał. Trochę, bo mały podły gad już go wytropił i przysiadł przy nim na łóżku, zagadując, gdzie był.

— Co cię to nagle tak obchodzi, co?! Do tej pory nie chciałeś mieć nic wspólnego z kimś takim jak ja! Jestem nieposłuszny, nienawidzę twojego wspaniałego Pana i życzę mu jak najgorzej! Mów czego chcesz podstępny kapusiu!

Rish spojrzał na niego ze zdegustowaniem malującym się na jego twarzy.

— Już ci mówiłem. Ja chciałem się po prostu zaprzyjaźnić. Chciałem...

— Myślisz, że jestem taki naiwny?! Gadka szmatka, ble, ble, ble, a nagle chuj wampira w mojej mordzie! Nie dam się nabrać! Pewnie kazał ci mnie urobić! Muszę cię zmartwić, nie zamierzam się z tobą zaprzyjaźniać! Idź stąd! Zajmij się, jak posłuszny piesek po raz czterdziesty sprzątaniem tego samego pokoju!

— Próbuję być tylko miły.

— I nie masz w tym żadnej korzyści?

— Korzyści? Nie rozumiem. — Spojrzał na niego tak, jakby faktycznie nie rozumiał.

— Serio jesteś taki tępy czy tylko udajesz? — westchnął. — Mów, co ci obiecał Pan za zaprzyjaźnienie się ze mną? Spanie w jednym łóżeczku, częstsze obciąganie, lizanko stópek pięć razy na dzień, hmm...? Bo co innego mógłby chcieć taki grzeczny piesek jak ty? — mówił z ironią.

— Przysięgam, że Pan mi nic nie obiecał — powiedział pewnie.

— No tak, zapomniałem. Ktoś taki jak ty, robi wszystko za nic. Bo sprawia ci to przyjemność i inne tego typu pierdoły.

Ri zmarszczył śmiesznie nos na jego słowa.

— Oj, weź. Nie udawaj już takiego niewiniątka. Miałeś w ustach więcej penisów niż nie jeden obciągacz w burdelu, że o dupie już nie wspomnę. Chociaż... założę się, że nie jesteś taki do końca grzeczny i nie zrobiłbyś wszystkiego, co by ci kazał Pan.

— Ja... to znaczy... zrobiłbym! — wydukał Ri.

— Ha! Wiedziałem! Nie jesteś pewny!

— Jestem! Zrobię wszystko, co każe mi mój Pan. Bo... bo to mój Pan! A ja pragnę tylko mu służyć. Od tego jestem. Należę do niego. Jestem jego rzeczą!

Slave Academy. Yaoi (18+)Where stories live. Discover now