— Nic nie szkodzi. Może to nawet i lepiej. Cenię sobie naturalność, choć sam zachowuję zazwyczaj pełną kurtuazję.
Droga do gabinetu minęła im prawie w ciszy. Po drodze poruszyli jedynie jeden króciutki temat. Zadowolony był z informacji, które uzyskał.
— Czy Lo jest dziś w Akademii, Everecie?
— Czyżbyś i do niego miał jakąś sprawę? Jeśli tak, to muszę cię zmartwić. Nie ma go. Nawet w naszej strefie go nie ma. Poleciał na dwa dni do...
— Nie. Pytam z czystej ciekawości — przerwał mu Du, ciesząc się w duchu, że nie będzie miał na głowie tego upierdliwca. Nie chciał kontynuować tematu. Nie był ciekaw, gdzie ten się wybrał, ani co robił. Nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Zapewne i tak będzie miał, bo dureń się wkurzy z pokrzyżowania mu jego planu, no ale cóż. Psy szczekają, a niewolnicy służą dalej... Czy jakoś tak to szło.
Dyrektor proponował mu poczęstunek, ale odmówił. Nawet za grzecznościową lampkę krwi podziękował. Nie przyszedł do niego z miłą wizytą, a żeby pokazać, jaką szmatą Everet jest. Jak nisko upadł, że go zdradził.
W gabinecie dyrektora bez pytania usiadł w fotelu naprzeciw jego biurka. Drugi wampir zasiadł w swoim miejscu, pukając w głowę ręką klęczącego po jego stronie niewolnika, dając mu tym samym znać, żeby się wynosił. Po mokrej wodnisto-białawej plamie na policzku i wokół ust, domyślał się, do czego chłopak służył tutaj dyrektorowi.
— Praca — powiedział, gdy niewolnik posłusznie się ulotnił. — W żadnym wypadku nie robię tego dla przyjemności. A przynajmniej nie samej. Testuję własny towar. Rozumiesz. Niewolnicy przede mną mają największy respekt. Co miesiąc staram się oceniać ich postępy w tym i owym. Jeśli nie są satysfakcjonujące, cóż, karzę ich. I to srogo.
— Wierzę. Masz piękny gabinet. Zrobiłeś remont od ostatniego czasu, gdy miałem okazję go odwiedzić. Nie mylę się?
— W żadnym wypadku. Staram się co kilka lat... odświeżać to miejsce. Właśnie dlatego, aby zaskakiwać wystrojem wnętrza.
— Udało ci się. Niemniej zaskoczyłeś mnie, gdy doszły mnie słuchy, jak... hmmm... wykazałeś się wobec mnie zachowaniem, które określić mogę, jako niepożądane — mówił spokojnie, płynnie przechodząc z tematu „o dupie, czyli wszystkim i niczym" do konkretów. Do tego, po co w ogóle jego stopa postała w tym przybytku krwi, potu i łez.
— Słucham? Nie za bardzo cię rozumiem przyjacielu. — Brwi podjechały mu wysoko.
— Wiele jestem w stanie znieść. Naprawdę. Potrafię wiele przetrwać. Nie potrafię jednak bezczynnie słuchać, jak robisz ze mnie kretyna.
— W żadnym wypadku bym...
— Posłuchaj. I ja dobrze wiem i ty znakomicie zdajesz sobie sprawę, czego się dopuściłeś wobec mnie. — Cmoknął z dezaprobatą. — Nieładnie. Takich rzeczy się zwyczajnie nie robi.
— Naprawdę nie wiem, o co ci chodzi. Duradelu. Dobrze wiesz, że...
Uderzył pięścią w blat biurka.
— Nie pogrywaj ze mną. — Spokój w głosie nijak miał się do dynamicznego gestu, jaki wykonał. — Jestem w stanie wybaczyć zdradę. Robienia ze mnie durnia nie. Lepiej weź sobie te słowa głęboko do serca i przemyśl, jakie następne słowa opuszczą twe usta. Bo to, że jesteś kłamliwą szmatą i że mnie sprzedałeś, już wiem. Wiem też komu i za ile. Więc nie rżnij głupa i stań oko w oko z konsekwencjami.
— Konsekwencjami? — powtórzył świszczącym głosem. — Jakimi?
— Widzisz? Da się? Da. — Wstał ze swojego miejsca, przemieszczając się w stronę sporego obrazu. Był to ten jeden ze współczesnych bohomazów. Musiał oddać im, co należało. Miały w sobie coś, co przyciągało i pobudzało wyobraźnię. Ten konkretny obraz również. — Od razu rozmowa robi się przyjemniejsza, kiedy nie próbujesz robić ze mnie idioty. A konsekwencje... — zawiesił głos. — Konsekwencje są następujące. Po pierwsze — wysunął wskazujący palec ręki, symbolizujący jedynkę — cały ten przybytek — obrócił się, rozkładając dłonie i wskazując nimi na boki — od dzisiaj należy do mnie.
— Ale...
— Morda. Teraz mówię ja.
Dyrektor nie polemizował z tak postawioną sytuacją. I istotnie mordę zamknął.
— Po drugie — do palca wskazującego dołączył ten środkowy — ten dzieciak od teraz także należy tylko do mnie. — Wrócił na swoje wcześniejsze miejsce, rzucając dyrektorowi na biurko zdjęcie George'a.
Everet skrzywił się, widocznie zły, ale nic nie powiedział.
— Będziecie go tu jeszcze tresować. Co jakiś czas będę wam go tutaj... podrzucał, aby dokończył niezbędne elementy tresury. Na razie jeszcze zostanie w Akademii. Odbiorę go, kiedy uznam za stosowne — poinformował ze spokojem. — Pozostaniesz też dyrektorem Akademii, bo znasz ją najlepiej. Zmiana na stanowisku nie będzie potrzebna. Nie chcę wywoływać sensacji. Choć informacja o tym, że już nie jesteś właścicielem Akademii, dotrze do właściwych uszu. Litościwie nie odbiorę ci hotelu. Co zaś się tyczy Akademii, masz czas do końca tego tygodnia, aby przesłać mi komplet dokumentów do podpisania, na mocy których to ja przejmuję jedyne prawo do tytułowania się właścicielem placówki. Jeśli będziesz coś kombinował... — zawiesił głos. — Zniszczę cię. I nawet nie mrugnie mi powieka. A wiesz dlaczego? Bo jestem zimnym skurwysynem bez uczuć. Dlatego. — Sam odpowiedział sobie na własne pytanie, aby nie pozostawić cienia złudzeń co do tego, jak wygląda sytuacja. Odkrył wszystkie karty. — Tylko tyle mam ci do przekazania. Zawrzemy za jakiś czas umowę, na mocy której część niewolników z Akademii będzie trafiać na swego rodzaju, hmmm, dzierżawę do twojego hotelu. Liczę na szybkie sprawozdanie finansowe spółki, jak i na plany rozwoju na najbliższe kilka lat, bo zapewne takie macie. No i oczywiście zaplanowane terminy licytacji na ten rok, też byłoby miło otrzymać. W proces tresury nie ingeruję żadną miarą. Ty i cała ekipa jesteście profesjonalistami, gdzież bym śmiał kwestionować wasze sposoby układania ludzi. Wy z pewnością najlepiej tłumaczycie im, gdzie ich miejsce.
Nic więcej nie miał do gadania. Toteż wstał i wyszedł. Dyrektor nie odprowadził go do drzwi. Dyrektor przeżywał ciężki szok. Nie przypominał sobie, aby ktoś kiedykolwiek tak go potraktował. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mógł z tym nic zrobić. Mógł się tylko wyżyć. I zrobił to. Jego wykwintny i przytulny gabinet po niekontrolowanym wybuchu złości, nie przypominał już tego samego pomieszczenia. Nienawidził bezsilności...
Od autora:
Wiem, rozdziału trochę nie było. Wybaczcie. Ale wreszcie jest, pierwszy w tym roku. Cieszcie się i radujcie. Oczywiście kolejne rozdziały się pojawią. Bez paniki. I do przeczytania. Podzielcie się wrażeniami, czy czymkolwiek tam jeszcze chcecie. Do przeczytania ^^
YOU ARE READING
Slave Academy. Yaoi (18+)
FantasyOkładkę stworzyła wspaniała: Shadow_river Młody chłopak, George, trafia do Akademii, w której tresowani są niewolnicy seksualni. Wie, że nie uda mu się uciec, jedyne, co mu pozostaje, to ulec, dać się wytresować i sprzedać. Jedynym jego celem jest o...
~~~~33.~~~~
Start from the beginning
