— To teraz sobie postrzelamy. Ja pierwszy. — Wampir wyjął zza paska spodni broń i wycelował niechlujnie w chłopaka.

George zastygł z przerażenia.

On go chce zabić! Zastrzelić! Na moich oczach. Nie chcę na to patrzeć.

Zamknął oczy, za nic nie chcąc je otworzyć.

Padł pierwszy strzał.

— O nie! Pudło — jęknął niepocieszony wampir. — Trudno. Spróbujmy drugi raz. — Kolejny wystrzał. — No proszę, proszę. Jaki dziś ze mnie niezdara. Prawie taka sama, jak mój mały piesek. Masz. Teraz ty strzel. Może będziesz miał więcej szczęścia?

Wypuścił gwałtownie wstrzymywane powietrze.

— Ja? Ale Panie... ja...

— O! Czyżby ktoś tutaj nauczył się mówić? Dobrze... bardzo dobrze. Masz. — Podszedł do niego i włożył broń w rękę. — Strzelaj. Tylko dobrze ci radzę. Cel masz tam. — Skinął głową na dziecko. — I tylko tam. Próba postrzelenia mnie, nie dość, że nic ci nie da, to jeszcze za nią oberwiesz, i to mocno... Strzelaj...

— Panie, ale ja nie potrafię.

— Pociągasz za spust. Broń odbezpieczona.

— A co... jeśli trafię? — spytał cicho. Dzierżył broń trzęsącymi się rękoma.

— O to właśnie chodzi. Masz go zabić. Ale jeśli się boisz, dobrze. — Chwycił go za kark i wszedł za specjalną szybę, oddzielający tor strzelecki od pomieszczenia, w którym się znajdowali. Zaprowadził go przed chłopca. Stali ze trzy metry od niego.— Teraz nie musisz się już bać, że spudłujesz. Celuj w głowę.

— Ale... ale...

— Powiedziałem... celuj w głowę.

— Zabiję go. Nie chcę! — Nie myślał nad tym, co mówił. Jawnie sprzeciwił się Panu, owszem, ale przecież on nie był zabójcą! Nie mógł tak po prostu zabić dziecka.

— Ukarzę cię, jeśli nie strzelisz.

— Nie chcę. Panie... — skomlał żałośnie.

— Dobrze. — Wyjął mu broń z dłoni i przystawił do skroni. — To zabiję cię.

— Panie... błagam... nie... nie zabijaj mnie — wypłakał. Chciał żyć. Nawet jako niewolnik. Nie interesowało go, jak bardzo jego życie jest żałosne i pozbawione jakiejkolwiek dumy i godności.

— O! Świetnie! Więc go zabijesz. — Znów włożył mu broń w trzęsącą się rękę. — Strzel więc. W głowę. Nie zamykasz oczu. Cały czas patrzysz. Masz minutę.

Spojrzał prosto w rozszerzone z przerażenia oczy chłopca. Na chwilę przestał płakać, oddychając płytko i szybko, jak przerażone zwierzę złapane w pułapkę.

Chłopiec ewidentnie wiele przeszedł w ostatnich dniach. Jego ciało było obite, co widział, gdyż miał na sobie tylko bokserki. Wyglądał żałośnie. Drżąc tak z zapłakaną buzią, budził litość.

Nie dam rady. Nie zabiję go. Nie dam...

Trzydzieści sekund. Wybieraj. Albo ty, albo on.

Przepraszam, malutki. Ja muszę, bo inaczej... inaczej... on zabije mnie...

Jego usta wypowiedziały nieme: przepraszam.

Patrzył mu prosto w oczy, gdy strzelił.

Kulka przebiła czaszkę chłopca. Krew rozbryzgała się na drewnianej tarczy. Ciało dziecka oklapnęło gwałtownie, gdy uszło z niego życie. W jego czole ziała wielka dziura. Posoka spływała po niewinnie wyglądającej buzi karminowym strumieniem, znacząc na niej krwawy szlak. Gęsta, chyba najczerwieńsza, jaką widział. Padł na kolana i zaczął spazmatycznie szlochać.

Zabiłem go... zabiłem go... dziecko...

Broń wypadła mu z ręki. Wampir ją podniósł. Miał gdzieś, co z nią zrobił. Mógł go nawet teraz zastrzelić. Wszystko mu już jedno.

— Ojoj. Jaki wrażliwy piesek. Nie ma powodu do płaczu. — Lo podszedł do chłopca i uniósł mu głowę. — Spójrz na niego.

Nie zareagował.

— Powiedziałem: Spójrz!

Zapłakane oczy niewiele pozwalały mu widzieć. Wszystko było zniekształcone.

— Jaka śliczna buzia. Trochę by podrósł i byłby z niego piękny zwierzaczek. No ale nic. Teraz już się o tym nie przekonamy. Spróbuję, czy chociaż jest dobry. — Zlizał krew z policzka martwego chłopca. Mlasnął kilkukrotnie jakby zniesmaczony. — Taka sobie. Przy twojej, rzekłbym, mierna — skomentował. — To co? Będziesz już grzeczny? Będziesz posłusznym niewolnikiem dla Pana?

Milczał.

— Rozumiem. W takim razie idź, wybierz kolejnego dzieciaka, którego zastrzelisz.

Nie! Tylko nie to!

— Tak, Panie! Będę... Będę posłuszny.

— Znakomicie. Pamiętaj. Od dzisiaj słuchasz przede wszystkim mnie. Nie ważne, co ci będą mówić inni Panowie. Jesteś mój. Jeśli jeszcze kiedyś mi się sprzeciwić, wymyślę coś, co ci się jeszcze bardziej nie spodoba. Daj mi jeszcze jakiś powód do łamania cię, a przekonasz się, że mówię prawdę. A teraz skończ płakać i idziemy. Czekają na nas.

Chwilę później wychodzili ze strzelnicy. Na odchodne wampir strzelił w jakiegoś chłopca za kratami. Trafił. Kolejne dziecko padło martwe. Zapłacił za nie ze śmiechem na ustach, żartując sobie z tym samym mężczyzną, który ich tu wpuścił. Jeśli jego celem było złamanie go, to udało mu się. Nie odważy mu się już sprzeciwić. Zrobi, co ten będzie chciał. Nawet jeśli narazi go to na karę u innych Panów. No... chyba że ci wymyślą coś jeszcze gorszego.

Kurwa... kurwa... kurwa... — pomyślał zrozpaczony i dał się prowadzić wampirowi w tylko jemu wiadome miejsce. Aż drżał na to, co miało go tam czekać.

Slave Academy. Yaoi (18+)Where stories live. Discover now