— Pytałem, czy jesteś głodny, psie. Nie jadłeś dziś jeszcze nic. Mam rozumieć twoje milczenie, jako odmowę. Jesteś najedzony i nie chcesz, żeby Pan cię nakarmił.

— Ja... umm... przepraszam, Panie. Jestem... jestem głodny, Panie.

— Wyjmij go spod tego stołu. Chcę coś sprawdzić — usłyszał głos dyrektora.

Treser chwycił go za obrożę, sam wstał z krzesła, odtrącił butem psią maskę i knebel, które Geo położył na podłodze, by wyciągnąć go spod mebla.

Dyrektor także wstał. Nachylił się nad jego szyją i zaciągnął się jego zapachem.

— Rzeczywiście. Wszystko działa lepiej, niż się spodziewałem. Myślę, że w tym tempie w zasadzie w każdej chwili możemy spodziewać się efektów, których oczekujemy. — Dyrektor dotknął mu karku w miejscu, w którym dziś już dotykał go Pan. Mruczał coś zadowolony pod nosem, macając go po szyi. — Tak, myślę, że zdecydowanie wszystko idzie lepiej, niż przypuszczaliśmy. Jest wyjątkowo podatny na ten zastrzyk. Wszystko mu rośnie, jak należy.

Co mi rośnie?! — przestraszył się. Nie podobało mu się, że nie rozumiał, o czym mówił dyrektor. To nie mogło wróżyć nic dobrego. Do tego to dziwne obwąchiwanie go...

Przeszywały go dziwne dreszcze, gdy wampir jeździł mu ręką po karku. To zdecydowanie było dziwne. Bardzo dziwne. Nie przypominał sobie, aby wcześniej czuł coś podobnego.

Panowie zajęli swoje poprzednie miejsca. Soren klepnął się w udo, dając mu znak, aby podszedł do niego. Gdy to zrobił, rzucił mu na posadzkę kawałek jakiejś kiełbasy, jajko sadzone i kilka plastrów wędliny.

— Jedz.

Nie narzekał na takie jedzenie. Spodziewał się raczej tej ohydnej brei, którą jadł przez kilka dni. Mogliby mu jeszcze pozwolić jeść z jakiejś miski, a nie z podłogi, ale nie zamierzał się uskarżać. Nawet w ten sposób podane jedzeni było lepsze niż to, co jadło większość niewolników.

— Dziękuję, Panie — uznał, że wypada podziękować. Jeśli to miało skłonić tresera do częstszego karmienia go w ten sposób, to chyba mógł się do tego zmusić. Po tym, co przeżył wczoraj, nie czuł, aby to w jakikolwiek sposób go upokarzało.

Dosłownie rzucił się na to, co mu dano. Jadł oczywiście bez użycia rąk. Nie przejmował się, że wampiry bacznie go obserwują. Ta kiełbasa miała taki cudowny smok. I ta wędlina. Nawet jajko. Nie specjalnie za nimi przepadał, ale teraz zjadłby wszystko, co choć trochę było zwykłym jedzeniem.

Dziwne, że karmią mnie takimi rzeczami. Myślałem, że już zawsze zostanie mi do jedzenia tylko ta ohydna papka ze stołówki dla niewolników. Czy to jest jakoś powiązane z tym zastrzykiem? Albo... z tym, co mi rośnie? Bo coś mi przecież rośnie! To nie może być przypadek, że...

— Zdążysz dojechać na miejsce, Sorenie? Pokaz powinien zacząć się o jedenastej.

— Jest przed dziewiątą. Dojazd zajmie jakieś dwie godziny. Zdążę akurat.

— Wspaniale. Zadbaj o to, aby nasz nowy niewolnik wszystko dokładnie zobaczył. Wszystko. To, czy postanowisz... hmm... bardziej aktywniej użyć go w zabawie, zależy od ciebie.

— Mogę go użyć?

— Tak. Tylko nie przesadź. Na początek nic niezbyt trudnego. I mam do ciebie osobistą prośbę. Szukam... czegoś nowego dla siebie. Naszła mnie ochota na małe zmiany. Poza tym chcę wypróbować towar konkurencji. Tam, gdzie jedziesz, odbywała się będzie mała licytacja. Gdybyś zobaczył coś ciekawego, kup to dla mnie. Jeśli się nie sprawdzi, jakoś sobie poradzimy.

— Tak zrobię.

— Jest jeszcze coś.

— Co takiego?

— Próbowałem mu to wyperswadować, ale wiesz, jaki on jest. Jeszcze młody i rwący się do podobnych wypadów...

— Mam rozumieć, że Lo czeka już w samochodzie?

— W rzeczy samej. Gdybyś mógł to zadbaj, aby zbytnio... nie narozrabiał. Wszyscy wiedzą, że jest moim synem, więc mogą mu pozwalać na zbyt wiele, a później ja muszę za to płacić. Wiem, że pilnowanie go, to nic przyjemnego, ale chociaż nieco... zahamuj jego zapędy.

— Czyli co konkretnie?

— A żebym to ja jeszcze wiedział. Skąd mam wiedzieć, na jaki pomysł wpadnie tym razem? Uparł się na jazdę tam z tobą i z nim. Gdy usłyszał, że nasz mały niewolnik jedzie z tobą, nie dał sobie tego wybić z głowy. Jest uparty tak jak ja. Po prostu go pilnuj. Wystarczy odrobinę, a będzie dobrze. Liczę na ciebie, Sorenie.

Jadł i przysłuchiwał się rozmowie Panów. Gdy połknął wszystko, co mu dano, nie kontrolując się zupełnie, z wdzięczności zaczął łasić się do nogi tresera. Dopiero po chwili dotarło do niego, co właściwie robi.

Co się kurwa ze mną dzieje?! To nie jest normalne.

Z lękiem spojrzał do góry na twarz tresera. Ten zmierzył go groźnym spojrzeniem, takim jak zwykle, lecz nie zobaczył w nim gniewu. Chociaż tyle...

— Nie wiem, co to powoduje, ale rzeczywiście jest bardzo podatny. Nie widziałem jeszcze niewolnika, który tak by reagował — skomentował jego zachowanie tylko.

George nic z tego nie rozumiał. Na co był niby taki podatny? Co on mu wstrzyknął, że czuł się teraz tak... dziwnie.

Odczuwał dosyć sporą ochotę na mięso. Jeszcze chętnie zjadłby kawałek. Gdyby tak się nie bał, to może by poprosił o kolejną kiełbaskę, ale...

— Panie, mogę jeszcze coś do zjedzenia? — wypaliły jego usta bez konsultacji tego z jego mózgiem.

Zamknij się kretynie! Oberwiesz za to! Oberwiesz! Idiota! — skarcił sam siebie i zadrżał.

Dyrektor z tyłu zaśmiał się, jakby usłyszał przedni żart i zerwał się ze swojego miejsca.

— Pozwól Sorenie. — Pociągnął go za obrożę w swoją stronę. W ręce trzymał kiełbaskę. Ślina napłynęła mu do ust. Chciał ją. — Sprawdzę coś — mruknął Everet do jego tresera. — Chcesz kiełbaskę? — Pomachał mu nią przed oczami.

— Tak, Panie — wpatrywał się w nią intensywnie.

No daj mi ją! Daj! Ja chcę! Chcę kiełbaskę! Będę jadł kiełbaskę! — ucieszył się i otarł głową o nogę dyrektora.

— To masz! — rzucił mu kiełbaskę przez całą długość pomieszczenia. Niewiele zastanawiając się nad tym, co robi, zerwał się z klęku i pobiegł za lecącą kiełbaską.

Złapię ją! Będę jadł kiełbaskę! — myślał zachwycony, jakby nie dostrzegając zaciekawionych spojrzeń wszystkich wampirów zgromadzonych w pomieszczeniu. Gdy kiełbaska wylądowała wreszcie na podłodze, podbiegł do niej, padł na kolana i zaczął ją jeść na wyścigi. Jeszcze mięso nigdy tak bardzo mu nie smakowało. Dopiero gdy je przełknął, zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Nagle poczuł się bardzo zażenowany.

— Do nogi! — przywołał go do siebie rozbawiony nieco treser, a on smętnie podszedł do niego i znów opadł na kolana.

— Niech się trochę umyje i jedźcie już — odezwał się dyrektor. — Musicie zdążyć dojechać. Koniecznie niech założy maskę. I knebel. Prowadź go też na smyczy. Choć i bez tego wczuwa się w swoją rolę — mówił wampir, a Geo czuł się coraz dziwniej.

Nie wiem, co mi wstrzyknęli, ale robią ze mnie psa! Psa kurwa! — był załamany.

Slave Academy. Yaoi (18+)Where stories live. Discover now