— Pojeb! Spierdalam stąd! Było nie otwierać drzwi debilu! — wrzeszczał nadal butny niewolnik i podniósł się ze swojego miejsca. Ruszył ku otwartym drzwiom.

— Jeśli przekroczysz próg tego pomieszczenia, zginiesz — rzekł spokojnie wampir, jakby gawędził o pogodzie, a nie groził komuś śmiercią. Na potwierdzenie swych słów wyciągnął zza paska broń, którą do tej pory przykrywała marynarka. — Bardzo dobrze strzelam. Nawet nie będę musiał ruszać się z miejsca. Sprawdź to psie.

Niewolnikowi zrzedła mina. Zatrzymał się wpół słowa. Oklapł widocznie.

— Nie zjem tego — powiedział płaczliwie. — Nie zmusisz mnie!

— Nie mam zamiaru zmuszać do tego żadnego niewolnika w tej sali. Zrobicie to dobrowolnie — mówił spokojnie i bez ostrzeżenia strzelił blisko nogi stawiającego się chłopaka. Ten zastygł zesztywniały, jakby go sparaliżowało. — Możecie albo to zjeść, albo umrzeć. Wybór należy do was.

— Nie zjem tego! — wypłakał raz jeszcze chłopak.

— Dobrze. Zachęcę was więc dodatkowo. Macie dziesięć minut. Kto nie zdąży, kulka w łeb. Czas start. Radzę się pospieszyć. Sześćset sekund to nie tak wiele, jakby się mogło wydawać... teraz zresztą niecałe już...

George nie patrzył, co robi reszta chłopaków. Musiał skupić się na tym, co na niego czekało. Z ciężkim sercem spojrzał na psią miskę. Wszystko i wszyscy wokół przestali na kilka chwil istnieć.

Skup się. To tylko kupa. W większości woda, trochę bakterii i to, co wcześniej zjadłeś. Nic strasznego. Nawet kolor ma w porządku. Jest taka hmm... żółtobrązowa. Ktoś, do kogo należy ta kupa... jest zdrowy. To na pewno plus. Nie musisz jeść tego... z kogoś chorego. I nie śmierdzi też tak bardzo. Tak... myśl pozytywnie. To tylko chwila i będzie po wszystkim. — Chwycił kupę w dłoń. Spojrzał na nią dokładnie. Nie no... kurwa... kogo ja oszukuję?! To przecież ohydne! To wyszło z czyjegoś odbytu... ja pierdolę! Już wolę pić czyjeś siki. Gdybym mógł się zamienić na wiadro sików, zamiast tego, zrobiłbym to! A ja debil narzekałem na nie! Już nigdy nie będę narzekał na siki!

Zrobiło mu się słabo. Zimny pot oblał go całego. Nie mógł tego zobaczyć, lecz innym to nie umknęło, pobladł w jednej chwili cały. Twarz zrobiła mu się biała jak kreda.

Wszystko tylko nie to! Wszystko!

— Zostało wam pięć minut, a jeszcze nie zaczęliście! Tak bardzo chcecie zdechnąć?! — Te słowa nieco go orzeźwiły.

Teraz albo nigdy. Wpychasz to do ryja. Nie wąchasz. Połykasz i po krzyku.

Ignorując wszelkie torsje, ugryzł kawałek dosyć długiego stolca.

Kurwa... ja pierdolę... on jest pojebany! Ludziom nie robi się czegoś takiego!

Miał zamknięte oczy. Uszu niestety zamknąć nie potrafił i dochodziły go chyba ze wszystkich stron odgłosy wymiotowania. Wampir zaśmiał się tylko w odpowiedzi. Nie wypowiedział żadnego słowa. Geo nie wiedział, czy inni już zaczęli jeść swoje... za nic nie miał zamiaru otwierać oczu, nim nie skończy.

To, co odważył się wziąć do ust... miało dziwną, zdecydowanie ohydną konsystencję. Nieco rozpływało się w ustach i rozprowadzało w nich obrzydliwy słony smak. Wydawało mu się, że ta słoność jest zdecydowanie inna, niż przy zwyczajnej soli. Ta to coś O-HY-DNE-GO!

Umrę od tego! Co z tego, że mnie nie zastrzeli, jak umrę?!

Nie bądź głupi! To może nie jest zbyt zdrowe, ale od jednorazowego zjedzenia gówna nie umrzesz! W końcu są w nim bakterie, które żyją w jelitach. Jeśli żyją w jelitach, nic ci nie będzie! — doszła do głosu jakaś racjonalna cześć jego umysłu. Połykaj to, a nie myślisz nad smakiem!

Spróbował połknąć. Bezskutecznie. Kał nie chciał mu przejść przez przełyk. Postanowił o tym myśleć jak o czekoladzie. Grudki, które wyczuł w rozlazłej konsystencji kału, nie pomagały w tym.

To jakieś ziarno? Kurwa! W czekoladzie nie ma ziarna! Co najwyżej orzechy. Tak! Myśl, że to czekolada z orzechami. Jesz czekoladę z orzechami. Mmm... jaka dobra... Nie, kurwa! To nie działa! To nie pierdolona czekolada z orzechami! To gówno! Gówno z niestrawionymi ziarnami chuj wie czego!

— Trzy minuty! Ruszać się psy!

W życiu tego nie połknę. Zabije mnie.

Narastające torsje tylko utwierdzały go w pesymistycznych myślach.

Kupa coraz bardziej rozpływała mu się w ustach. Jego kubki smakowe szalały. Słoność zdawała się narastać. Zwarta konsystencja kału coraz bardziej upłynniała się. Wreszcie, zacisnąwszy ręce w pięści, zmusił się do przełknięcia gówna w akcie desperacji. Nie chciał tego, ale jeszcze bardziej nie chciał kulki między oczy.

Jesz babeczki. Jesz babeczki. Myśl o tych pierdolonych babeczkach.

Wepchał pozostałą część kupy do ust. Ręce miał wolne, choć kleiły się od rozpuszczonego w nich od ciepła kału.

Kilkukrotnie próbował zmusić gardło do współpracy. Nie udawało mu się. Opadł na posadzkę, wystawiając ręce do przodu. Niewolnicy siedzący dookoła jedzących patrzyli na wszystko ze wstrętem i wymiotowali. Ile ich było, nie wiedział, nie otwierał oczu. Podpierał ciało rękoma, modląc się w duchu o niezwymiotowanie i połknięcie kolejnej porcji kupy. Tylko ona dzieliła go od końca tej chorej lekcji. Od końca najohydniejszego posiłku w życiu.

Jak na złość przypomniał mu się mordowany chłopak i mózg, który trafił go w twarz.

Nie! Nie wymiotuj! Połykaj! Połykaj!

Nie zarejestrował nawet kiedy zaczął płakać. Łzy same znalazły ujście z jego oczu, nie pytając o zgodę na spłynięcie obficie po policzkach. Chciał już to wszystko zakończyć. Wreszcie wiedziony jakimś pierwotnym impulsem przetrwania zmusił się całą siłą woli do przełknięcia ohydztwa w swoich ustach. Udało mu się.

— Czas minął! Widzie kundle?! Jak chcecie, to potraficie! Na następną lekcję też przygotuję wam coś ekstra. Nie martwcie się.

Och... czyli wszystkim się udało. Wszyscy połknęli. Nikt nie umrze — pomyślał smętnie i otworzył oczy. Kilku chłopaków, którzy jak on jakoś połknęli odchody, już wymiotowało. Dołączył do nich, a potem, gdy nie zostało w nim już nic do zwymiotowania, zemdlał, lądując twarzą we własnych wymiocinach, w których wyraźnie odznaczała się brązowawa breja, kupa, którą George z takim trudem przełknął.

**********

Cóż, ten rozdział jest nieco obrzydliwy, u niektórych czytelników mógł wywołać obrzydzenie, ale czytając to opowiadanie, mniej więcej wiecie już, jakich klimatów możecie się spodziewać, zatem szoku chyba nie doznaliście. Skomentujcie, co sądzicie o tym rozdziale, będzie mi bardzo miło ^^

Slave Academy. Yaoi (18+)Where stories live. Discover now