— No... wreszcie każdy ma swój własny posiłek. Dobrze się spisałeś psie. A teraz... — Treser wskazał swojemu niewolnikowi dłonią w stronę tronu, na co chłopak, skłoniwszy głowę, ruszył w jego kierunku. Klęknął przy nim. — Życzę smacznego, głupie kundle. I radzę zastanowić się, nim zrobicie coś głupiego. — Podszedł do drzwi do sali i otworzył je na oścież. Zobaczyli kawałek korytarza. Całkowicie białego. Pustego. Bez żadnych dekoracji. Znajdowali się w skrzydle budynku przeznaczonym dla niewolników. Wszedł na podest. Usiadł na tronie. — Na co czekacie? Nie patrzcie tak. Jedzcie. Ma zniknąć wszystko! Nikt nie wyjdzie stąd, dopóki wszystkiego nie zjecie.

George bał się unieść klosz. Nie tylko on. Wyróżnieni rzucali sobie przestraszone spojrzenia. Niektórzy z obawą zerkali na wampira, który zdawał się nie zwracać na nich uwagi. Znów popijał wino ze swojego kieliszka i zajmował swoim niewolnikiem. Wciągnął go na swoje kolana i wpychał palce wolnej dłoni w odbyt. Geo skrzywił się na ten widok. Wciąż nie przywykł do tego wszystkiego. To takie upokarzające. Tym bardziej gdy przypomniał sobie, co sam zrobił kilka godzin temu. Jak ocierał się o nogi Panów w salonie.

Nie myśl o tym. Nie teraz. To było dawno. Parę godzin temu. Wcale tak wiele osób tego nie widziało.

Stracił zupełnie poczucie czasu. Ten zdawał się mijać strasznie wolno. Nie miał zupełnie pojęcia, która mogła być godzina. Ile już czasu tu przesiedzieli na tej chorej lekcji, z której mogliby się cieszyć tylko łaknący bólu masochiści? Mogli tu już przesiedzieć większość dnia. Być może na zewnątrz już było ciemno? To całkiem możliwe. Zwłaszcza teraz, gdy zimna niezaprzeczalnie królowała wszędzie dookoła. Boleśnie przekonał się o tym już tego poranka. Ten dzień zupełnie należał do nieudanych. Najpierw lodowata kąpiel w stawie, później okropny film i upokorzenie w salonie, a teraz to... głupia, pełna bólu lekcja, która miała wbić im do głowy, że są nędznymi niewolnikami. Jakby o tym nie wiedział!

Czas dziwnie zwolnił. Serce biło mu jak oszalałe. Pierwszy śmiałek już podniósł klosz. Nie popatrzył w tamtą stronę. Bał się, co może ujrzeć. Po pełnym boleści i obrzydzenia jęku sądził, iż nic przyjemnego. Drżącą dłonią, zamknąwszy oczy, zrobił to samo. Metalowy klosz zabrzęczał, gdy odłożył go nieporadnie gdzieś z boku.

Usłyszał, jak dźwięk się ponawia. Inni musieli zrobić to samo co on. Do metalicznych odgłosów dołączyły ciche przekleństwa i pełne wstrętu wzdrygnięcia, połączone z dziwnym charczeniem.

Zmusił się do uchylenia powiek. To był zdecydowanie błąd. Wielki błąd. Na sam widok tego, co znajdowało się w niestety całkiem sporej psiej misce, zemdliło go.

***

— Ty jesteś jakiś popierdolony! Nie będę tego jadł! Spierdalaj świrze! — oburzył się jeden z odważniejszych niewolników, jeśli nie najodważniejszy.

George przełknął ciężko ślinę. Nogi rwały się do ucieczki. Zdrowy rozsądek jednak na nią nie pozwalał. Coś jakby przykleiło je do podłogi.

Nie dam rady. Nie ma opcji. Nie zjem... nie zjem... tego... zrzygam się — posępne pełne obrzydzenia myśli wypełniały jego głowę. Słowo „gówno" nie chciało wybrzmieć w jego umyśle, jakby synapsy odpowiedzialne za stworzenie w jego mózgu tego wyrazu postanowiły wziąć sobie wolne. Porzygam się... porzygam...

Spodziewał się jakiejś reakcji ze strony wampira. Ten jednak nadal zdawał się zajęty swoim niewolnikiem, zupełnie ich ignorował, jakby nagle ogłuchł.

— Słyszysz! Nie zjem tego kutasie! — krzyczał dalej odważny.

— Nikt stąd nie wyjdzie, dopóki tego nie zjecie. Śmiesz gardzić posiłkiem, jaki wam dałem?

Slave Academy. Yaoi (18+)Where stories live. Discover now